Pożegnanie 1 trymestru

Chyba nie wystarczająco mocno wierzyłam w często powtarzane stwierdzenie, że każda ciąża inna. Zakładałam oczywiście, że co kobieta to i dolegliwości. Ba, pod uwagę nawet brałam różnice w płci, przecież nie od dziś mówi się, że z chłopcem w ciąży to się wręcz kwitnie, a dziewczynka dla przykładu urodę mamusi zabiera. Że wiek robi swoje to wiadomo, że warunki zewnętrzne i inne czynniki też. Ale o tym jak bardzo ciąża ciąży nierówna dość mocno uświadomił mi 1 trymestr. Dzięki Bogu już go żegnamy, więc liczę na znaczącą poprawę.
Z Matim w ciąży wszystko było proste. Nie było mdłości, nie było wymiotów, energia mnie rozpierała. Czułam się wyjątkowo i nie mogłam doczekać widocznego brzuszka. Nie ganiałam siku co 5 minut, nie miałam większych zachcianek (poza apetytem na ser żółty) i nie wstawałam po kilka razy w nocy. Lekkie wzdęcia na początku i niechęć do perfum męża to właściwie wszystko co zapamiętałam z 1 trymestru pierwszej ciąży. No i może wstręt do ryb. Wiadomo, gdzieś tam na koniec ciąży człowiek był zmęczony. Pojawiła się też cukrzyca. Ale to właściwie wszystko.
Teraz wszystko jest zupełnie odwrotnie, wręcz książkowo powiedziałabym. Od samego początku, jeszcze zanim ujrzałam dwie kreski na teście ciążowym. No dobrze, żeby być w pełni sprawiedliwą muszę przyznać, że chociaż ujrzałam je w tym samym czasie co z Matim.
Na dzień dobry plamienie. Jeszcze przed datą spodziewanej miesiączki. Jako, że wciąż karmię piersią nie zwróciłam na to większej uwagi, pomyślałam po prostu, że okres przyszedł wcześniej. Troszkę się zdziwiłam gdy po 2 dniach ustąpiło, a spodziewana miesiączka się nie pojawiła. Pojawiły się za to 2 kreski na teście,a plamienie najwidoczniej było implantacyjnym (zwłaszcza, że na wykresie zaobserwowałam spadek temperatury w tych dniach). W okolicy 6-7 tc pojawiło się ponownie i postawiło mnie szybko na nogi. Do tego stopnia, że późnym wieczorem dzwoniłam do koleżanki umawiając się na wizytę. Okazało się niczym groźnym, ale od tamtej pory miałam schizę podczas każdej wizyty w wc. Z Matim plamień nie miałam.
Senność. Byłam, a właściwie jestem niczym niedźwiadek na zimę. Z chęcią zaszyłabym się w swojej norze i przespała większość doby. Teraz już trochę przeszło, ale były dni, że układając np klocki z Matim oczy same mi się zamykały i budziłam się po chwili. Dziękuję opatrzności, że Mati w tym czasie nic nie wykombinował głupiego. Jednego razu mąż przyszedł z pracy i zastał mnie śpiącą na sofie w pokoju. Mateuszek siedział przy mnie i oglądał bajkę. Od tamtej pory czując to potworne zmęczenie nawet nie próbuję siadać. Nieźle mnie ta sytuacja wystraszyła. Wieczorem zasypiałam szybciej od Mateuszka. W domu już się śmieją, że to Mati usypia mamę, a nie na odwrót.
Z sennością wiąże się jeszcze ogromne lenistwo, brak weny wszelakiej i chęci do zrobienia czegokolwiek. Byle brzydsza pogoda sprawiała, że znajdowałam sobie wymówkę, by nie musieć wychylić nosa na zewnątrz. Ugotowanie obiadu w najlepszym przypadku ograniczało się do nastawienia zupy i zamówienia czegoś na wynos. Na palcach jednej ręki mogę policzyć ile razy w ciągu tych 3 miesięcy ugotowałam dwudaniowy obiad :/ Gdyby nie Mateusz i fakt, że musi zjeść coś ciepłego żywilibyśmy się kanapkami.
Skleroza i brak koncentracji. Dziesiątki zaczętych i niedokończonych smsów, maili. Urwane w połowie zdania rozmowy. Zapomniane hasło do zalogowania się na stronę banku. Gubienie słów, niemożność wysłowienia się. Czułam jakby dopadła mnie przedwczesna demencja.
Mdłości. Całodobowe, nasilające się głównie w nocy. Wywoływane na samą myśl o zapachu dymu. Perfumy męża nie śmierdzą, ale też nie pachną fiołkami. Jednego dnia przytulam się wdychając jego zapach, drugiego odrzuca mnie niemiłosiernie.
Nocne pobudki. Schematycznie i jak w zegarku. Punkt 3:40 budzi mnie zew natury. Pęcherz daje znać, że albo teraz albo za chwilę będzie za późno. Walczę z lenistwem zwlekając się z łóżka. Po drodze każdej nocy dostaję kataru, więc przez kilkanaście minut walczę z zatkanym nosem. Od oddychania przez usta chce mi się pić. Mija 30 minut i robię się głodna. Zasypiam na nowo koło 5.
Wzdęcia popołudniowe są koszmarem. Czuję się jak balon napełniony helem. Mało brakuje a zacznę się unosić z nogami wyrzuconymi do góry. Cokolwiek nie zjem, zaraz pojawia się balonik. Jednego dnia wskazujący na ciążę w wieku 6 miesięcy, drugiego na zaawansowanie tuż przed porodem. *
Ogólnie czuję się jak wrak człowieka. Jak zombie. Jakby ktoś wyssał ze mnie całą energię. Nie chce mi się nic, a dom wygląda jakby przeszło przez niego tornado. Brzydka, gruba, niekochana.
Skończony 13 tc i mogę powiedzieć, że jest lepiej. Być może to myśl o drugim trymestrze działa na mnie bardziej pozytywnie. Kto jak kto, ale mąż tej zmiany wygląda chyba najbardziej. Trochę mu się dałam we znaki przez ostatnie miesiące. Dziś stanowczo mogę powiedzieć, że ciąża ciąży nie równa. Na pewno nigdy w to nie zwątpię. A jeśli, to ten post niech mi będzie przypomnieniem 😉
* powyższe foto niechaj będzie przykładem
Dodaj komentarz
9 komentarzy do "Pożegnanie 1 trymestru"
Och, u mnie było tak samo – pierwsza ciąża bajkowa, zero dolegliwosci, a druga – sodoma i gomora 😉 mdłości, senność, bóle wszelakie i Wymagający półtoraroczniak u boku… 🙂
Wiem o czym piszesz, ja jestem obecnie w drugiej ciąży i w 11 tc. U mnie jest dokładnie to samo przy tej ciąży nic mi się nie chce, najchętniej bym tylko leżała i nic nie robiła, a obowiązki przy 2 letnim dziecku są… Tą ciąże znoszę gorzej niż pierwszą, całkowicie inaczej.
No to teraz wiesz co przechodziłam w ciąży z Alcią 🙂 Trzymam kciuki by szybciutko opuściły Cię te niemiłe symptomy ciąży 🙂
dzięki Ola, przyda się na pewno :*
Ja tą senność przeżywałam i teraz. Makabra, również zasypiałam przy zabawie z Nadią. Z tym że ona jest dość spokojna, więc po prostu podchodziła obudzić mamusię. Brak sił, częste przeziębienia i ogólne osłabienie organizmu – tak opisalabym 1 trysemestr drugiej ciąży – żyć nie umierać 😉
Cały czas ciekawość mnie zżera na kiedy masz termin? Ja okolice 25 września, Twoje jednak chyba już na pażdziernik będzie się wykluwać?
Buziaki i fakt im dalej w las (w ciąże) tym lepiej 😉
tak- moje październikowe bobo 🙂 na 11.X
Przyłączam się do wszystkich szczęśliwych Mam oczekujących na drugie dziecko 🙂 i będących przykładem, ze nie ma takich samych dwóch ciąż! W pierwszej nie wiedziałam co to mdłości, senność, zgaga, skleroza itp.. Teraz mimo ze to już 26tc co chwile coś z powyższych „przyjemności” Całe szczęscie ze mój prawie trzylatek jest wyrozumiały dla swojej przyszłej siostry ;-). Wychodząc z Julkiem ze szpitala położna wyraźnie powiedziała, „pani Kasiu, nie ma takich sam dwóch ciąż i porodów” O ciąży się przekonałam , co do porodu ma nadzieje ze bedzie podobnie – bezpiecznie, lekko, szybko i przyjemnie. pozdrawia Kasia
U mnie wszystkie 3 były podobne 🙂 fizycznie, bo psychicznie każda w coraz większym strachu… znam dobrze schizy przy każdej wizycie w toalecie i spięciu brzucha. Ale miałam napisać, że gratuluję i życzę wspaniałego czasu dla całej powiększającej się rodzinki 🙂
Widze ze nie tylko ja czuje sie jak niedzwiedz zapadajacy w sen zimowy i wrak czlowieka hehe 🙂 pomimo tego ze jestem w 22tc czuje sie paskudnie . 1trymestr byl cudowny niczym wakacje , a drugi jest paskudnie ciezki , ale coz wszystko da sie przezyc i przeczekac , czekajac tylko na chwile kiedy przytule Maluszka:)