Mielony kotlet
Czasem mi tego brakuje. By usiąść w spokoju, z kubkiem ciepłego soku z czarnego bzu. Przelać myśli tłamszone od dłuższego czasu. Zalogować się do wirtualnego świata i podzielić z Wami swoimi spostrzeżeniami. Napisać Wam, że mi Was brakuje. Że tęsknię. Przyznać Wam się, że często mi się nie chce. Bo zwykle brakuje czasu, by się móc skupić, ale często jest i tak, że lenistwo bierze górę. I myślę sobie wtedy – jutro- jutro napiszę na pewno. Mija jednak jutro, kolejny dzień, a po nim jeszcze jeden. Kolejne „POJUTRO” jak mawia Mati. Spoglądam na bloga, udając sama przed sobą, że wcale nie minął miesiąc czy dwa. Jedni twierdzą, że potrzebują przerwy. By nabrać dystansu, zatęsknić. Też tak sobie tłumaczyłam na początku. Ale potem mijały kolejne dni, a ja wcale nie czułam, że to już czas na powrót. Ogarnęła mnie niemoc. Im dłużej nie piszę, tym bardziej mi się tego robić nie chce. Zgubiłam radość blogowania. Piszę to z przykrością. Ale wiem, że to co mam do zaoferowania swoim czytelnikom nie jest niczym nadzwyczajnym. Rany Julek, nigdy nie było. Tylko kiedyś wyglądało to zupełnie inaczej. I właśnie za tym tęsknię. Nie za samym blogowaniem, tylko za wspomnieniami. Bo gdybym wiedziała, że jest i będzie jak kiedyś to pewnie i ochota by była. A tak to.. Nie dla mnie cały ten obecny interes. Tu trzeba studia z marketingu i psychologii ukończyć. Tak kochani, blogowanie to ciężka orka. To wyścig szczurów, którego szczerze nienawidzę.
Trzeba być przebojowym, rozpychać się łokciami. Podstawić drabinę i wepchnąć się oknem, gdy wywalają Cię przez drzwi. A ja?
Nigdy taka nie byłam. I wiem, że nigdy taka nie będę. Niestety. Bo to, by mi w życiu sporo ułatwiło.Za to jestem taką zwykłą szarą myszką. Zwyczajną mamą dwójki chłopców. Z problemami jak każdy. Ze swoimi rozterkami i radościami. Kiedyś to wystarczyło, czułam się wśród swoich. Naturalnie. A teraz? Czuję presję. I nie fajnie mi z tym.
Dawno temu, w pewnym poradniku dla blogerów przeczytałam, że ludzie nie chcą oglądać mielonego na talerzu, skoro mają go na co dzień. Każdy lubi podglądać życie kogoś, kto ma zupełnie inaczej. Bloger powinien być jak schabowy. Co najmniej.
A ja jestem właśnie jak mielony. Zwyczajna do bólu. Chodzę po domu w dresie, wściekam się na męża, na obiad gotuję pomidorową z ryżem i nie cierpię sprzątać.
Ale… Byłam kilka dni temu w Warszawie. Spotkałam się z moimi dawnymi koleżankami, blogerkami. Mam takie malutkie grono z dawnych lat i to głównie dla nich wsiadam w pociąg i pokonuję blisko 200km. To trochę jak podróż w czasie, bo wiem, że spotkam się z osobami, z którymi coś jeszcze mnie łączy. Te spotkania przywołują wspomnienia. Piękne wspomnienia dobrych chwil. Chwil, za którymi właśnie tęsknię. Zaczynałyśmy pisać w tym samym czasie, w podobnym czasie też przyszły na świat nasze dzieci. To były na serio fajne chwile. Inny świat. Choć minęło dopiero kilka lat.
Wracając do domu sporo rozmyślałam o tym co tam usłyszałam. O swoim miejscu w blogosferze. O sobie samej. O mojej tęsknocie za przeszłością. Zastanawiałam się czy jest tu jeszcze dla mnie stołek, czy znajdzie się ktoś kto wpadnie na tego kotleta. Lekko odgrzanego. Mielonego z codzienności.
I potem wieczorem odezwała się ona. I napisała mi. Nie dowiesz się dopóki nie spróbujesz. Zacznij znów dla nich gotować. Zobaczysz czy im smakuje…
Spróbuję. Wg starego, znanego mi przepisu.
Dodaj komentarz
14 komentarzy do "Mielony kotlet"
Sprawdzone przepisy są najlepsze. Też mi brakuje tych czasów swojskiego pisania, wpadania do wirtualnych koleżanek jak na kawę.
Pisz, ja lubię mielone jeśli ktoś je zrobi. 🙂
A wiesz, że mi też zawsze u kogoś smakują ?
Masz zupełną rację. Dziękuje za każde słowo ?
Żaneta,
Ja jestem Mamą dwójki chłopców (w identycznym wieku jak Twoi dwaj :-)) i czytam Cię od samego początku :-)..I tęsknię za Twoimi wpisami…właśnie takimi jakimi są…bez tych studiów z marketingu i psychologii…bo przez ten blogobiznes przestałam czytać większość blogów, które kiedyś tak bardzo czytać lubiłam :-(.
Także wracaj :-)…pisz jak chcesz albo jak czujesz, że pisać Ci trzeba ;-).
Jak zwykle pozdrawiam Was ciepło z Kujaw :-)))),
Monika z Jaśkiem (XII 2012) i Michaśkiem (IX 2015)
Moniko, wiem że jesteś i dziękuję 🙂 Za każde słowo teraz i te, które zostawiałaś wcześniej 🙂
Ja właśnie te „schabowe” blogi przestałam czytać.Ile można patrzeć na idealne mamy, idealne dzieci i idealne mieszkania?Mimo że zdajesz sobie sprawę że to wszystko w rzeczywistości wygląda inaczej to i tak gdzieś Cię uwiera że u Ciebie tak idealnie to nigdy nie było i nie będzie.Więc tak, wolę mielonego ale takiego zrobionego własnoręcznie, szczerego i przygotowanego od serca niż idealnego schabowego. Jestem z Tobą od początku, mój synek jest 2 tygodnie młodszy od Matiego i zawsze ceniłam Twojego bloga właśnie za realizm i szczerość których tak mało w codziennym świecie, o blogosferze już nie wspominając.Pozdrowienia że stolicy.
Boziu, dziewczyny ja się chyba zaraz popłaczę. Tyle miłych słów. I fakt, że nawet pomimo upływu czasu pamiętacie, zaglądnęłyście i podniosłyście zmartwionego mielonego na duchu 😉 Bardzo dziękuję :*
Moja Droga:) pozwalam sobie Ciebie tak nazywać, bo byłaś ze mną, kiedy urodził się mój pierwszy synek. Przy drugim byłaś już od początku ciąży:) Byłaś, kiedy musiałam decydować o prostych sprawach, jak niekapek i wtedy kiedy poranek przytłaczał, a dzień wydawało się,że nie skończy się nigdy… Bardzo lubię Twoją szczerość i pokazywanie takich normalnych codziennych chwil. Chciałabym poznać bliżej Antka, tęsknię za Matim i za Tobą też:) bardzo się cieszę,że wracasz:) ps a mielonymi z Twojego przepisu zajadamy się z moimi chłopakami do dzisiaj:)
Bęczę i tulę! Dziękuję :* I obiecuję, że poznasz Antosia 🙂
Artykuł bije rekordy popularności, w życiu bym nie przypuszczała, że tyle fajnych osób u mnie zostanie dzięki niemu 🙂 Bardzo dziękuję! :*
Bardzo ładnie napisane, jakkolwiek to dziwnie brzmi. Sama mam podobne odczucia co do blogosfery tej obecnej. Jeśli nie ma Cię na insta, fb, a Twoje wpisy nie nie ukazują się regularnie nie znaczysz nic… Ba, teraz nawet na youtuberem musisz być bo inaczej się nie rozwijasz… Zdjęcia to nie fotka cyknięta jakimś tam aparatem, teraz w sprzęt trzeba inwestować, sesje, fotograf… To wszystko nie dla mnie i myślę sobie, że warto być po prostu sobą, takim blogerem jakim chce się być.
Żaneto, trafiłam do Ciebie, za pośrednictwem Hally z bloga ,,By cieszyć się życiem,, W pełni opisałaś tę współczesną blogową wioskę. Mam podobne spostrzeżenia i…ja chcę mielonego!
Brakuje mi tych szczerych, naturalnych wpisów i atmosfery jaka towarzyszyła blogowaniu. Może to drobnostka , ale zauważyłam że nawet w komentarzach rzadko pojawia się teraz słowo ,,pozdrawiam,,
Nie rezygnuj masz ,,lekkie,, pióro i świetnie się Ciebie czyta.
Kamila z Home Fragrance