Dziennik budowy: jesienne porządki
Listopad zastał nas niespodziewanie. A wraz z nim myśl, pukająca już od dłuższego czasu w tył głowy, by zrobić coś z trawą skoszoną na działce. Głupio tak zostawić ją samą sobie, na pastwę pogody, choć pewnie do wiosny śladu by po niej nie było. Ktoś jednak skosił ja nam z dobrego serca, a na dzień dobry przed przyszłymi sąsiadami wypaść na takich co to się własnym nie interesują to wstyd nie? 😉 Pech chciał, że jedynie weekendy wchodziły w grę, a te albo zajęte przez coś innego, albo jak już ustaliliśmy, że jedziemy to pogoda psikusa sprawiła i deszcz zesłała. W ten oto sposób na włości zajechaliśmy w Święto Niepodległości.
Zaopatrzyliśmy się w grabie (pierwszy sprzęt działkowy!) i drzewka owocowe sztuk sześć. Grabie okazały się niewypałem, bo mokrą i wielką trawę, pełną ostów metalowymi grabić się nie da. Ale tak to już jest jak zakup tego typu narzędzia zostawia się na ostatnią chwilę. Wieczór 10 listopada i Leroy Merlin, bez męża, za to w zastępstwie ciekawy wszystkiego dwulatek u nogi. To nie mogło się udać. Typowych, drewnianych grabi do siana nie było, więc wzięłam uniwersalne metalowe…
Dobrze, że z drzewkami trafiłam lepiej. Wybraliśmy się z Matim (znów bez męża, który ostatnio ciężki czas w pracy ma) z samego rana do sprawdzonej szkółki. Właścicielka doradziła jak zwykle fachowo. Tym samym wyjechaliśmy załadowani po dach w jabłonki, śliwki i czereśnie. W planach były jeszcze maliny, ale ostatecznie wiosną przekopiemy z ogrodu dziadków. Sprawdzone i pyszne.
11 listopada z samego rana, zaopatrzeni w sprzęt ciężki i kanistry z wodą ruszyliśmy za miasto całą familią. Z entuzjazmem podeszliśmy do grabienia trawy. Cóż w tym może być ciężkiego, myślałam? Pamiętam sianokosy i grabienie gdy byłam dzieckiem. Sama co prawda nigdy tego nie robiłam, ale dorosłym szło sprawnie.
Wyobrażenia, a rzeczywistość jednak nie zawsze idą w parze. Nasze siano mokre, okazało się ciężkie i niepodatne na próbę ruszenia grabiami. Grabie nie dawały rady. Na szczęście szybko wpadliśmy na pomysł, żeby użyć rąk do przenoszenia trawy (dzięki o Panie, że mój B przezornie zaopatrzył nas w rękawiczki!). Tym sposobem po 3h ciężkiej pracy (głównie męża) na działce stanęły kopki z sianem. Sztuk o ile się nie mylę 10. Musieliśmy wyglądać dość egzotycznie grabiąc siano w listopadzie. Sporo osób w wiosce postanowiło pójść na grzyby do lasku tuż obok naszej działki. Przypadek? 😉
Mati też pomagał!
Do pracy wkroczył nawet sprzęt ciężki 😉
Po zagrabieniu wszystkiego wzięliśmy się do bardziej przyjemnej pracy, a mianowicie do sadzenia. Asekuracyjnie wybraliśmy tył działki. Mam w głowie wizję zaaranżowania jej, mimo wszystko boję się, że podczas budowy drzewka mogą zostać uszkodzone (a’propo aranżacji ogrodu, czy jest na sali może jakiś architekt zieleni? )
Z tyłu powinny być bezpieczne. Zależy nam by rosły już teraz, a gdy przyjdzie nam tam zamieszkać, kto wie, może już wynagrodzą nam się owocując?
Posadziliśmy trzy jabłonki. Antonówkę, Kosztelę i Rubinolę. Dwie pierwsze głównie dlatego, że chciałam stare odmiany, odporne na choroby. Nie wymagające wielkich zabiegów. Rubinola to polecenie właścicielki szkółki. Ponoć bardzo smaczna, a i odporna na parcha (jeju ależ będę ekspertem niebawem) podobnie jak i dwa poprzednie drzewka.
Na działce nowy dom znalazła także Węgierka oraz dwie czereśnie- Vega i Buttnera Czerwona. Nic mi te nazwy nie mówią, ale czereśnie uwielbiam pod każdą postacią, więc brałam w ciemno 🙂
Drzewka sadzili moi panowie. Ja tylko wytyczałam miejsce na ich posadzenie.
Na koniec chłopcy drzewka podlali. Potem sprzątnęliśmy po sobie i w pełni zadowoleni z wykonanej pracy mogliśmy wracać do domu.
Ku pamięci- poznaliśmy naszych sąsiadów z działki obok, a właściwie sąsiada, bo mąż miał przyjemność wymienić słów kilka. Pierwsze wrażenie całkiem spoko 😉
Środa rano obudziła mnie z zakwasami na udach (!) i ramionach. Codziennie taki trening i nawet Chodakowska mogłaby mi pozazdrościć figury 😉
Plan porządków jesiennych wykonany w 100%. Jeszcze tylko okryjemy drzewka przed zającami i innymi zwierzami i zima może przyjść 🙂
Ps. Patrząc na ogrodzenie sąsiadów zaczęłam rozmyślać nad naszym. Chodzi mi po głowie…. ale o tym innym razem 🙂
Pozostałe posty z serii dziennika budowy:
Dodaj komentarz
20 komentarzy do "Dziennik budowy: jesienne porządki"
Ten Wasz nowy rozdział w życiu mi się bardzo podoba 😉
Zawsze mi się marzyło zbudować własny dom, cóż może kiedyś, a za Was trzymam kciukasy 🙂
Madziu, gorąco wierzę, że nam obu uda się spełnić marzenie 🙂
To wasza działka co ma te stosy siana?? Jeśli tak to kurde jaka wielka a mogę wiedzieć ile ma metrów ta Wasza działeczka?? Będzie tylko sad a domek z drewna lub cegły też? Czy tylko na letnią porę czy domek całoroczny?? Czy macie w planach przeprowadzkę z Krk Tu na wieś?? Pozdrawiam Liliana
Tak, ta z sianem jest nasza. Ma 25x40m 🙂 Marzy mi się drewniany dom, całoroczny, a co się wiąże z nim to oczywiście przeprowadzka z miasta 🙂
Pierwsze co mi przyszło na myśl jak napisałaś o drzewkach owocowych na działce to to, że będziecie mieli sporo grabienia liści jesienią 😉 A co do sadzenia jakiegokolwiek to mogłabym Ci polecić moich rodziców – sadowników amatorów, ale całkiem profesjonalnych. Całą działkę przekopali i posadzili wszystko sami. Z tym że nie ma żadnego drzewka liściastego. W bardzo ciekawy sposób posiali trawę i jeśli będziesz chciała to zrobię zdjęcia i wyślę Ci pomysł. Jeśli chcecie się trochę odgrodzić możecie zrobić żywopłot z tuj i też warto posadzić je już teraz, takie malutkie. Ważne jest nawożenie zarówno iglaków jak i trawy.
Rozumiem i wiem jak to jest z obu stron – ja wychowałam się w domu, a mąż w bloku. A przetwory nie są mi obce, bo co rusz dostajemy jakieś od mojej mamy, która będąc teraz na emeryturze robi tego tyle, że nie wiem kiedy to przejemy. Najlepszy jest sok z malin, który chyba ma naprawdę magiczną moc, bo dziecko nasze zdrowe jest do tej pory 😉 Gdybyś mieszkała bliżej z chęcią podarowałabym Ci krzaczki malin, więc ten tego zapraszam 😉 I masz rację, nawet na najmniejszej działce zawsze coś się posadzi, coś własnego, co potem kosztujemy.
Odkładacie już na domek czy weźmiecie kredyt ?
Daj Boziu mieć skarbonkę, która pokryje koszt domku 😉
oj dobrze jest mieć własny kawałek ziemi 🙂 Nie zrozum mnie źle, ale mam małą radę: koszenia i większych prac ogródkowych lepiej nie wykonujcie w niedziele i święta, na wsi od dawna jest zwyczaj, że w te dni się nie pracuje- wtedy odpoczywa się w ogrodzie, idzie na grzyby do lasu itp. Ludzie, którzy od lat mieszkają na wsi z pod oka patrzą na przyjezdnych miastowych, wiem coś o tym, bo też z miasta przeszłam na obrzeża i panuje właśnie taka nie pisana zasada.
Powodzenia w szybkiej budowie 🙂
Wiem, że tak jest. Sama na wsi mam rodzinę 😉 Ale czasem mus to mus. Chociaż w niedzielę bym nie pojechała 🙂
czy mi się przewidziało, czy kiedyś pisałaś o foteliku tyłem do jazdy? a tu widzę przodem .
Nie przywidziało Ci się 🙂 nasz fotelik ma opcję tył-przód. Tu zamontowany przodem.
Ech, trochę Wam zazdroszczę (zazdrościmy) 🙂
A może wrosimy się kiedyś na jakieś jabłuszka czy coś tam 🙂
Jejku ale fantastycznie tam u Was.
Trzymam kciuki z całego serca za powodzenia i szybką budowę domu :*
no no praca wre 😀 Zazdroszczę Wam tyle ruchu na świeżym powietrzu. My jesteśmy uziemieni przez choroby ;( pozdrawiam 🙂
Ale super !!
My tez posadzilisy troche drzew owocowych,niestety w miescie.
pozdrawiamy!
Cudnie 🙂 Sadzenie drzewek jest świetne 🙂
A ja tak z innej beczki – jak zobaczyłam ofertę LIDLA, pomyślałam o Matim – http://www.lidl.pl/pl/oferta.htm?id=470 – KOPARKI !! 🙂
Pozdrawiam serdecznie! Agata
zazdroszczę, mi też marzy się taki drewniany dom daleko od cywilizacji:)