Maj od zawsze kojarzy mi się z pachnącymi konwaliami i Dniem Mamy. Gdy byłam małą dziewczynką nie mogłam doczekać się, aż przyjdzie poranek i będę mogła wręczyć mamie jakiś upominek, który wcześniej starannie wyszukiwałam, a to wśród swoich skarbów, a to wśród półek sklepowych. Moje prezenty dla mamy z biegiem lat oczywiście ewoluowały. Jak każda z nas zaczynałam od laurek, zapewne na perfumach kończąc. Jak dziś pamiętam, jak jednego roku moja mama otrzymała ode mnie szminkę i cienie do powiek. Miałam wtedy jakieś 10 lat, nie więcej. Z uśmiechem na ustach przyjęła podarunek. Nie ważne, że to nie były jej kolory. W końcu każda mama dla swojego dziecka jest piękna, choćby pomalowała usta na bordowo, a powieki na niebiesko.
Innym razem podarowałam jej malutkie granatowe pudełeczko, z przyklejonym na wierzchu aniołkiem. Bibelot totalny, durnostojka jak mówią. Ale moja mama znalazła w tym pudełeczku sens głębszy, okazało się bowiem być pudełeczkiem na anielską cierpliwość, która wierzcie mi z każdym rokiem mojej młodzieńczej natury zaczynała wisieć na coraz to cieńszym włosku.
Lubię obdarowywać moich bliskich i bardzo często nie potrzebna mi jest do tego specjalna okazja. Ale gdy już przyjdzie taki dzień, przyjdzie Święto to.. no właśnie. Czasem mam problem. Co podarować, żeby nie były to kolejne oklepane perfumy czy kosmetyk? Wszystko zależy oczywiście od tego co dana osoba na codzień lubi, ale śmiem twierdzić, że dobra książka zwykle bywa trafnym pomysłem. Nawet jeśli ktoś nie przepada za czytaniem powieści czy też innego gatunku literatury, zawsze można sprezentować pięknie wydany album, książkę kucharską pełną inspirujących przepisów czy też fotoksiążkę upamiętniającą szczególnie ważne chwile.
Książką, którą czytałam w tym roku, a szczególnie zapadła mi w pamięć jest „Położna” Jeannette Kalyta. Mieliście możliwość zapoznania się z moją recenzją w styczniu. Wielkie wrażenie na mnie wywarła. Tak wielkie, że bardzo często wracam do niej myślami, z entuzjazmem opowiadam każdemu, kto nie miał przyjemności przeczytać. Opowiadam, bo wierzę, iż cud narodzin zawarty na każdej ze stron jest warty tego, by każdy mógł go doświadczyć. Czy to wracając myślami to najważniejszych chwil w swoim życiu, czy też wybiegając w przyszłość.
Dlatego pomyślałam sobie, że Położna z pewnością byłaby wspaniałym podarunkiem dla niejednej mamy. Moja mama nie czytała, mam nadzieję, że z uśmiechem sięgnie po egzemplarz, który jej podaruję.
Jeśli nie wiecie jaki prezent sprawić swojej mamie, śmiało podsuńcie jej tę pozycję. Dla siebie też możecie kupić, jeśli nie czytaliście. Warto. A jak już będziecie zdecydowani na zakup, to śmiało skorzystajcie z kodu rabatowego, dedykowanego czytelnikom mojego bloga na stronie Znak.
http://www.znak.com.pl/specjalna,oferta,promo_znaczkijakrobaczki
Każdy, kto dokona zakupu książki J. Kalyta otrzyma rabat w wysokości 35% do całego zamówienia.
Kod jest ważny do 31 maja 2014 roku.
W sekrecie jednak zdradzę Wam, że to nie koniec niespodzianek związanych z tą książką.
Już wkrótce będę miała dla Was coś jeszcze 🙂
Dodaj komentarz
20 komentarzy do "Dzień Mamy – zrób sobie i mamie prezent"
Od dłuższego czasu szykuje się z zamiarem kupna, tylko stale inne wydatki po drodze. Może tym razem?
Jula
Jeśli nie jesteś pewna- przeczytaj fragment książki na stronie wydawnictwa 🙂
Kasia
Pisałam u siebie na blogu również recenzję tej książki, ale tylko dlatego, że na mnie nie zrobiła ona żadnego wrażenia, a nawet wręcz ośmielę się powiedzieć, że jest pozycja ta jest mega słaba! I nie wiem skąd ten zachwyt nad nią! Kiepski język, a historie porodu jak każde inne…jedne ciekawe, inne mniej…. W tym samym czasie, czytałam też pozcję „Zorkownia” i mimo, że tematyka dużo trudniejsza, to czytało się zdecydowanie lepiej!! Ale kto nie przeczyta ten nie wyrobi sobie oceny, więc mimo moich negatywnych opinii zachęcem do lektury!
Pozdrawiam
Ol(g)a
Kochana widzę, że mamy podobne zdanie, bo ja też ostatnio na blogu zachwycałam się tą książką. I uważam, że każda mama powinna ją przeczytać a na pewno spojrzy inaczej na niektóre sprawy. Ja spojrzałam 🙂
Kupiłam jakoś koło premiery. Wciąż grzecznie czeka.
Bardzo piękna i wzruszająca jest Twoja recenzja. Mam książkę w domu i podobnie jak ty wylałam na niej morze łez. Aktualnie czyta ją moja przyjaciółka i już widzę, że będziemy mieć podobne odczucia.
Pozdrawiam W.
Wreszcie wiem co kupię na Dzień Matki.
Dziękuję pięknie za kod <3
Ja polecam każdej kobiecie książkę – jest rewelacyjna 🙂
Ha ha jak sobie wspomnę moje prezenty dla mamy z dziecięcych lat… Wierszyki, laurki, bukiety kwiatów sąsiadce spod okna zrywane 😉
A ja mam dość sposnorowanych artykułów…
Wiem co zaraz napiszy hór oburzonych – to po co czytasz? Więc od razu odpowiem, powoli się lecze z uzależnienia blogowego, zkilku już zrezygnowałam i widze, ze na Tere fere kuku też już zaglądać nie będę…
Wszystkiego dobrego dla Was.
Proszę nie piszcie wiecej, ze piszecie blogi jako pamiatkę dla siebie, a szczególnie dla Waszych dzieci. Bądzcie szczere, napiszcie, ze to forma zarobkowania, miejsce dla reklam itp. i bedzie OK. Po co ta hipokryzja?
Pozdrawiam,
AN
A nie można tego wyśrodkować, połączyć przyjemnego z pożytecznym. Od razu trzeba zakładać, że jak na blogu pojawia się reklama czy wpis sponsorowany to bloger sprzedajny, że hipokryta? Ludzie to czysta zazdrość czy zawiść?
Skoro czytasz bloga spójrz na jego całokształt. Skoro dzień w dzień wkładam w niego masę pracy i czasu (co jest moją pasją, sprawia mi radość i tak- będzie pamiątką dla mnie i mojego dziecka, ale mimo wszystko jest to praca bo poświęcam wolne chwile, które mogłabym spędzić leżąc brzuchem do góry) to powiedz mi dlaczego mam za to nie brać wynagrodzenia?
Ty chodzisz do pracy charytatywnie?
Jak napisałam to co napisałam to pożałowałam, bo wiedziałam, ze skończy się to komentarzem o zawisci i złośliwości:)
Tak jestem złośliwa i zawistna, do tego brzydka i gruba, nie mam meża i dzieci i czerpie radość z hejtowania w necie. Teraz OK?:)
Nie porównuj „zwykłej” pracy zawodowej z prowadzeniem bloga, ja dziecka do pracy nie zabieram:)
To jest Twój kawałek internetu, masz dszuę ekshibicjonisty, wiec pokazujesz swoje dziecko i rodzinę z każdej mozliwej strony i czerpiesz z tego jakieś tam dochody… Ok masz do tego prawo, a ja się niepotrzebnie czepiam:)
Teraz OK?
I jeszcze o prawda o blogerach i „gratisach”:
http://www.youtube.com/watch?v=NKZEXQDXV74
Sorry, ze trochę bałagan wprowadzam, te dwa komentarze powyzej pisałam ja: AN:)
Ale w czym masz problem? W tym, że zarabiam? Mam iść kraść? Tak będzie lepiej? O sposób Ci chodzi? To lepiej np stanąć na rogu albo zatrudnić sie jako oszust w firmie naciągacze.pl?
Dziecka do pracy nie zabierasz- przemilczę, bo argument z dupy strony.
A swoją drogą AN- An z bloga lilija?
W niczym nie mam problemu.
Już nic więcej nie napiszę:) I czytać też nie będę:)
Mi się ten sposób zarobkowania nie podoba, sprzedajesz wizerunek swój i swojego dziecka, dla mnie to słaba forma zarobkowania (chciałabym podkreślić, ze napisałam, ze sprzedajesz wizerunek, a nie że sprzedajesz swoje dziecko – to żeby się zaraz hór oburzonych nie odezwał:)
AN nie z bloga bloga lilija.
Mój ostatni komentrz i moja ostatnia wizyta.
By
Hór oburzonych się ucieszy:)
Skoro nadajemy na zupełnie innych falach to rzeczywiście nie jest to miejsce dla Ciebie. Do widzenia.
Ps. Chór nie hór, tak na marginesie.
35% rabat!? Kusisz! 😀
Zamówiłam wczoraj, a dziś już mam ją w domku! 🙂 Dzięki!!!
Ciekawa nocka przede mną, na szczęście dzieć już śpi! 🙂