Decyzja o trzecim dziecku
Kiedy Antoś przyszedł na świat pojawiło się we mnie ogromne posiadanie trzeciego dziecka. Bardzo mnie to zaskoczyło. Mój instynkt macierzyński szalał na całego. Tuliłam w ramionach tygodniowego noworodka i myślałam o kolejnej ciąży. Zdawałam sobie doskonale jak czas szybko ucieka i jak będę tęsknić za takim maluszkiem. Wiecie, noworodki mają w sobie coś tak wzruszającego, że samo patrzenie na nie łapie za serce. Uczucie to nie słabło przez kilka pierwszych miesięcy, wręcz przeciwnie myśl ta pojawiała się co raz częściej. Antoś był bardzo grzecznym dzieckiem. Od początku ładnie jadł, nie płakał, przesypiał noce. I piszę to zupełnie szczerze, on potrafił zasnąć najedzony o 20 i obudzić się o 6 rano. Byłam zrelaksowaną, wypoczętą mamą. No prawie, bo jednak miałam jeszcze na stanie trzylatka, który potrafił dać w kość. Nie dziwota, że myśl o kolejnym maluszku przychodziła z taką łatwością. Gdyby tylko mój mąż w tym czasie podzielał mój entuzjazm z pewnością w tym momencie bylibyśmy rodzicami trójki.
Dziś myślę sobie, że już wiem dlaczego ludzie decydują się na dzieci rok po roku. Według mnie jest takie okienko czasowe, w którym podejmujemy decyzję o kolejnym potomstwie. Jest to okres do około 9-12 miesiąca życia dziecka. Zanim na dobre zacznie się ząbkowanie, nieprzespane noce (u tych u których wcześniej były one spokojne), bieganie za uczącym się chodzić maluchem, nerwy związane z pierwszymi buntami. Im dalej w las, tym jakby ochota maleje. Dochodzimy do punktu, w którym mówimy sobie „mi już wystarczy”. A potem jak po każdej prawdziwej burzy wychodzi słonko .Znacie to? Czas spokoju. Dzieciak podrasta, robi się komunikatywny, co raz bardziej samodzielny. Możemy wypić ciepłą kawę, kiedy młode bawi się samodzielnie klockami. Możemy w spokoju wyjść na spotkanie z przyjaciółką, pewni,że mąż nie zadzwoni koło 22 z desperacją w głosie, bo młodzież nie może zasnąć bez mamy. Ba, na to spotkanie wychodzimy z torebką, w której nie znajdujemy kilku pampersów, plastikowej łyżeczki, chrupek i innych przegryzek, gryzaka, bidona i całego matczynego zestawu pierwszej pomocy. I wtedy gdzieś przypadkiem wpadamy na spacerze na koleżankę pchającą wózek, a w nim śpiącego słodkiego okruszka. Takiego co to uśmiecha się przez sen, stęka i cmoka słodko. Stoisz jak wryta przez sekundę, oddalasz od siebie dobrze znane uczucie, próbując przypomnieć sobie wszystkie przeciw. Myśl o maluszku wraca z co raz większą siłą i już wiesz,że ciężko będzie Ci ją odgonić. I to jest właśnie ten moment kiedy istnieje szansa, że zdecydujecie się na kolejne dziecko.
Ja jestem obecnie w punkcie pomiędzy, znaczy się na etapie „mi już wystarczy”. Są momenty, w których jestem dosłownie zmęczona macierzyństwem. Głupio to brzmi, bo w odróżnieniu do czasów gdy Mati był w wieku Antosia, obecnie mam ogromną pomoc od mojej mamy. Brakuje mi jednak czasem swobody. Spontaniczności w podejmowaniu decyzji. Jest mały Antoś i nie zawsze jest nam na rękę ciągnąć go ze sobą. A z drugiej strony głupio mi za każdym razem prosić mamę, by z nim została, zwłaszcza że na co dzień spędza z nim bardzo dużo czasu. Myśląc tymi kategoriami, trochę egoistycznymi przyznać muszę nie zdecydowałabym się na kolejne dziecko. Świadomość, że Antek powoli będzie wyrastał z pieluch, że robi się co raz bardziej samodzielny jest pokrzepiająca. Fakt, że z każdym dniem dorośleje i co raz chętniej naśladuje brata daje nadzieję. Ale jest i druga, kobieca strona tych decyzji. Bo ten instynkt sobie gdzieś tam we mnie drzemie. I wychyla się czasami, na małą chwilkę. Przypomina uśmiech przez sen, pochrząkiwanie, zapach noworodka. I wtedy znów tak człowieka ściska w dołku, a żołądek zaplata się w supełek. Myślę sobie wtedy co by było gdyby. A potem tą myśl odganiam. I wiecie, co? Smutno mi, że już nigdy nie zaznam tego uczucia. Że minęło bezpowrotnie.
W takich chwilach rzucam w kąt telefon, zamykam skrzynkę i przestaję odpisywać na wiadomości klientów. Idę do moich dzieci, przytulam się starając zatrzymać ten czas. Bo dziś tęsknię do noworodka, a za 15-20 lat gdy będą uciekać w świat będę tęsknić za nimi. Po prostu za nimi.
Dodaj komentarz
9 komentarzy do "Decyzja o trzecim dziecku"
Racja, mam tak samo, z tym, że ja nie wykluczam trzeciego malucha. Po narodzinach Kajetana myślałam, że mogłabym już teraz, a dziś jestem tak wygnieciona i zmęczona dzieciakami, że musiałabym się głębojo zastanowić. Zazdroszczę Ci Mamy na miejscu, bo to ogromna pomoc, ale też rozumiem Twoje skrępowanie, bo Mama też ma prawo być zmęczona. Dużo uśmiechu na święta!
Karolinko ja też nie wykluczam, kto wie jaki scenariusz nam los napisał 😉 Radosnych! ?
Mam podobne „dylematy”. Z tym, że u mnie dochodzi ogromna chęć posiadania córeczki (też mamy 2 chłopców). Z tego co pamiętam, też marzyłaś o dziewczynce gdy byłaś w ciąży z Antosiem 🙂 Mąż strasznie by chciał, nawet teraz, a ja się waham, bo z jednej strony być może spełniłoby się moje marzenie o dziewczynce, a z drugiej myśl, że miałabym 3 rozwrzeszczanych chłopaków (młodszy ma rok, starszy tyle co Twój Mati) plus ten duży chłopiec 😀 no i znowu być „uwiązaną” w domu, bo z takim maluchem nie wszędzie się pójdzie… No i tak myślę i nie wiem 😉
Ja jestem rozdarta. Na przemian – chciałabym mieć czwarte dziecko. A potem nachodzą mnie myśli, że już nie dam rady z kolejnym niemowlakiem i pozostałą trójką maluchów. Wyobraźnia mi już takie scenariusze podpowiada, że odechciewa mi się. A lata lecą…
Też podobnie mam, miałam. Pozdrawiamy bo nieczęsto mam czas tu zaglądać. A dzieciaki cudne.
A u nas trójka dzieciaczków 🙂 Pozdrawiam z Krakowa 🙂