Dzieciństwo w latach 80 i 90. To były czasy?!
Naszło mnie na wspomnienia, a to ponoć znak, że się człowiek starzeje. No cóż, pewnie coś w tym jest.
Wrzuciłam wczoraj na insta zdjęcie bożego chlebka, który jako dziecko obrywałam z serduszkowych nasionek i zjadałam. Posypały się komentarze. Że poza chlebkiem bez się jadło, koniczynę, a nawet akacje. Babki w piasku robiło, czasem nawet tego pisaku smakując. Z liści akacji się wróżyło, wiecie kocha- nie kocha- kocha… na kupkę je składało. Pieniądze z liści się robiło i już w sklep można się było bawić. A jak fajnie się zupę w metalowym wiadrze gotowało na bazie wody, trawy i innego zielska.
Nie wiem co teraz dzieci robią. Czy bawią się podobnie do tego jak bawiliśmy się my te 20, 25 czy 30 lat temu. Nie wiem, bo nie widzę tego. Być może siedzą przed komputerami, spędzają czas w parkach rozrywki, na placach zabawach. Nie wiem. Mój mąż twierdzi, że jakoś mało na osiedlu tych chłopaków- grających w nogę i dziewczynek skaczących w gumę (na gumie?). A może w takim miejscu mieszkamy, że nie widać? Że dzieci mało?
A za naszych czasów… za naszych czasów to się działo! Jedna bajka w tv, wieczorynka, więc w ciągu dnia trzeba było czas sobie urozmaicić i gdzieś energię rozładować. Jak sięgam pamięcią w te odległe lata to chichram się sama do siebie. I tak wrócić bym chciała do tych beztroskich, dziecięcych chwil.
Jak z Ewelinką, koleżanką, teraz już piękną kobietą, zamieszkującą odległe Chicago skakałyśmy po łóżku u mnie w pokoju, śpiewając do kijów od mioteł w rytm melodii zapodawanych z kasety magnetofonowej z przebojami New Kids on the Block.
Jak w letnie, ciepłe wieczory dzieciaki z osiedla schodziły się i bawiliśmy się w chowanego. W ciągu dnia odbijaliśmy piłkę od jednej ze ścian bloku i podskakiwaliśmy wysoko, jak najwyżej, aby przeleciała pomiędzy nogami. I tę grę w gumę pamiętam, jak dziewczyny podnosiły poprzeczkę coraz wyżej, aż do uszu. I niech ktoś mi powie jakim cudem my to przeskakiwałyśmy wtedy?
Robiłyśmy też widoczki, kopiąc dołek w ziemi. Wkładałyśmy różne kwiatuszki, przykrywałyśmy szkiełkiem i zasypywałyśmy ziemią. Miałyśmy frajdę z odkopywania ich i widoku tego co znajdywałyśmy pod piaskiem. Do czasu…aż ucięłam sobie takim szkiełkiem opuszek palca.. :/
Powrót z wakacji pamiętam i ten moment po przekroczeniu progu domu, radość niezmierną, bo w pokoju na biureczku leżały gadżety od barbie, które przysłała mi jedna z firm za to, że udało mi się uzbierać wszystkie naklejki z gum i wykleić nimi albumik. Pamiętam jak mama z panem w sklepie oszukiwali, żeby mi się to udało. Podglądali delikatnie pod papierek, czy naklejka skrywa Kena, którego już mam czy może złotowłosą Barbie, której mi brakuje.
Widzę siebie, jak z poobijanymi kolankami, biegnę do pobliskiego sklepiku trzymając za rękę koleżankę. Chwilę wcześniej znalazłyśmy na ulicy 50 tysięcy, a może 50 groszy?, które chciałyśmy szybciutko wymienić na wafelki koukou roukou.
I jeszcze smak czekoladowego czegoś, okrągłego, co w połowie składało się z czekolady białej, a w połowie zwykłej, co wyjadało się dołączoną plastikową łyżeczką wciąż w buzi czuję. To chyba było coś z koncernu kinder, bo kolory gdzieś w głowie zapamiętane. I odgłos dzwoneczka zawieszonego wysoko u drzwi, gdy wchodziło się do sklepu po ten smakołyk wciąż słyszę.
Gumę balonową Donald z Pewexu, którą połknęłam przypadkiem i płacz był, bo się do żołądka przyklei.
Oranżadę z foliowego woreczka przez słomkę pitą. O rajusiu, jak ja bym się jej ponownie napiła. I vibovit palcami maczanymi w ślinie wyjadany, wprost z papierka. Tak jak oranżadki w proszku.
Smak bułek z masłem, krojonych na trzy części i bitwa o tą środkową między dzieciakami, w szpitalu, w którym wylądowałam z zapaleniem płuc. I chłopczyka z sali obok pogryzionego przez szerszenie.
Także Kasię, moją koleżankę niedoli z sali, a którą później w 3 klasie podstawówki spotkałam ponownie na rozpoczęciu roku szkolnego w nowej szkole. W jednej ławce siedziałyśmy. Na zmianę, bo potem Ela, która cudnie szydełkowała była mi najbliższą przyjaciółką.
I kolejkę w mięsnym, w której mama stała, a ja bawiąc się przy oknie zdechłą osą zostałam przez nią użądlona. Ryk mój pewnie było słychać na drugim końcu miasta.Teraz myślę, że to mógł być dobry sposób na kolejkowe problemy 😉
Zakonnicą zostać chciałam. Łzy jak grochy leciały, bo na jedną z majówek pójść nie mogłam przez chorobę. A może to różaniec był? Miłość do czarnego habitu przeszła mi, gdy podczas jednego ze spacerów, tuż obok zakonu przez otwarte okno zobaczyłam pokoik sióstr. Malutka półeczka nie pomieściłaby wszystkich moich barbie, a surowość wnętrza nie współgrała z moim wyobrażeniem.
I pająka wielkiego co w deskach przy kościele siedział, pamiętam. Ogromny był, jak te tarantule hodowlane. Może ktoś wypuścił? A może to był zwykły krzyżak, tylko my dzieciaki małe wtedy perspektywę inaczej odbieraliśmy?
Wyprawę na działki, tuż za kościołem w pewien wiosenny dzień pamiętam. I że chłopaki podpalili coś wtedy i nawet straż przyjechała. A my, dziewczynki biegłyśmy do domów ile tchu w płucach, bo bałyśmy się, że na nas będzie. I Beverly Hills wtedy leciało, akurat Brendon z Kelly gdzieś autem jechali. Oj, tak się wtedy bałam, że nawet serial nie był w stanie odciągnąć moich myśli.
Bałam się też, gdy jedna ze starszych dziewczynek na ławce przed blokiem opowiadała, że krew jej leci co miesiąc. Z płaczem przybiegłam do mamy mówiąc, że ja tak nie chcę.
I cofam się pamięcią jeszcze dalej. Do jeszcze innego miasteczka, w którym mieszkałam.
Widzę dziewczynkę z blond kucykami, biegnącą pomiędzy blokami z napompowaną prezerwatywą. To moja koleżanka, troszkę młodsza ode mnie. Rodzice skądś przywieźli mi balony, a czasy to były takie, że ciężko o nie było. Został się tylko jeden, a ona krzyczała i płakała, że też chce. Wyobrażacie sobie to teraz?
Piosenkę Zakazany Owoc, której nie pozwalała mi siostra mojej mamy słuchać, bo gówniarz byłam i tyle. I Modern Talking. A ona, taka dorosła- w końcu do liceum chodziła. Pamiętam jak na wałkach cieniutkich włosy kręciła, dezodorant, którym się psikała. I całą stertę Filipinki, którą czytywała. I jak jej chłopaków w pociągu, w drodze na wieś podrywałam. Choć może tego już nie pamiętam, tylko z opowieści w domu mi w głowie utknęło? Na pewno jednak lambadę tańczyć mnie z mamą nauczyła, bym potem w przedszkolu w niebieskiej spódniczce z białą falbanką tańczyć mogła.
Pierwszy strój kąpielowy różowy. Dwuczęściowy. Na wakacje kupiony, jakoś w 5 czy 5 roku życia. Jak paradowałam w nim przed dziadkiem mówiąc- zobacz dziadziu, jakie mam czyczki. I kamień szczęśliwy, co to go trach na stół i już wszyscy mają pieniążki.
Pamiętam jak jako szczyl, podlotek w Michaelu Jacksonie się zabujałam. Jeszcze w czasach przed tymi wszystkimi operacjami. O, jak on tańczył. Jak śpiewał. To było gdzieś na początku lat 90′. Aż ciężko uwierzyć, że facet już nie żyje. Potem jego miejsce zajął Brian z Backstreet Boys. Tapeta była cała dziurawa od szpilek, które wbijałam żeby przymocować plakaty wyrwane z bravo lub bravo girl.
Myślałby kto, że taka umuzykalniona byłam. Tak naprawdę słoń mi na ucho nadepnął. Ale w tamtych czasach nawet na obóz harcerski się rodzicom wyrwałam. Nad samo morze, do Wejherowa. A po powrocie, siedząc u dziadków na wsi, na najwyższym szczeblu drabiny o stodołę opartą- śpiewałam Wehikuł Czasu jak opętana. Pewnie cała wieś miała polew ze mnie. A z obozu wróciłam zakochana po uszy w chłopaku, który Dańca naśladował bezbłędnie. Taka dorosła byłam, uczucia lokowałam, a gdy tylko rodzice przyjechali w odwiedziny to płakałam, żeby mnie stamtąd jak najszybciej zabrali. Bo biegać codziennie każą, latryny budować w środku lasu trzeba. I warty po nocach pełnić, a ja się przecież niczego tak bardzo jak ciemności nie bałam.
Mogłabym tak wspominać i wspominać. Bez końca. 30 następnych lat. Ciekawa jestem co mój syn będzie wspominał, gdy już zestarzeje się tak jak jego matka? 😉
Dodaj komentarz
29 komentarzy do "Dzieciństwo w latach 80 i 90. To były czasy?!"
Pamiętam 🙂 Te picie było super.
Kiedy to było….:( ale fajnie powspominać…:)
oj jak milo powspominac 🙂
oj cudownie Żanetko to opowiedziałaś :)))
przeniosłam się w czasie i też powspominałam sobie :)))
och to były czasy 😀
Przeczytałam z wypiekami na twarzy… toż to moje całe, piękne dzieciństwo 🙂
Przeczytałam z wypiekami na twarzy… toż to moje całe, piękne dzieciństwo 🙂
o matuniu. Co ja bym dała za to „czekoldowe cos”. Pamietam doskonale ten smak. Tylko za cholere nie moge sobie nazwy przypomniec.
Cos w tym jest. ja tez ostatnio ciagle tylko mowie ze jestem juz taka stara a tyle rzeczy pamietam jakby to wczoraj bylo. czas wtedy plynnol jakos wolniej, a teraz trzy razy szybciej.
u mnie pod blokiem furore robila jeszcze hustawka i spiewanie piosenek- oj ciezko bylo sie na nia wbic, ale do dzis pamietam jak mlodsza ode mnie dziewczyna co dnia spiewala ” nic naprawde nic nie pomoze jesli ty nie pomozesz dzis milosci”.
O mój Boże 🙂 to moje dzieciństwo 🙂 cudowne 🙂 Backstreet Boys – do dziś uwielbiam 🙂
Było jak piszesz 🙂 a oranżady z woreczka napiłabym się też 🙂
Ahhh oranżady bym sie napiła albo vibovity palcem pojadła…ahhh. szkielka pamietam. Teraz to już nie to co kiedyś.
Ohhh jak mi się cudnie czytało i wszystko wspominało:) z każdą linijką uśmiech coraz szerszy miałam. Dzięki Ci ;*
Ech, łezka się w oku zakręciła 🙂
Może i ja kiedyś odświeżę wspomnienia?… ;]
Jeeeeeejku! Ale się staro poczułam! ;P
Ale i łezka w oku się zakręciła, bo dzieciństwo to piękna sprawa… Aż szkoda, że tak szybko nam minęło 🙁
A jeszcze większa szkoda, że docenia się je dopiero w życiu dorosłym… 😉
Brian z BSB <3 do tej pory jestem w nim zakochana!:)
Moj Boze… Opowiedzialas moje dziecinstwo… Az mi sie oczy spocily i gesiej skorki dostalam… To byly czasy!!!
Urodziłam się w ’92 roku a pamiętam doskonale to co napisałaś.
Pamiętam jak biegłam do koleżanek kilka bloków dalej i grałyśmy w gumę, jak kopałam piłkę z braćmi jak właśnie brat nauczył mnie dwudaktu, który w szkole zaliczyłam na 5.
Pamiętam zabawy w chowanego, włażenie na drzewa i zjadanie papierówek. Pamiętam Lany Poniedziałek i przebieranie się nawet do 6 razy w ciągu dnia.
To były czasy…
Pamiętam i ja….a Vibovit sobie ostatnio kupiłam i wyjadałam ale to już nie to samo….i u siostry w gumę skakałam i jak już była wysokość kolan to nie mogłam podskoczyć..starzeję się zdecydowanie:P
Ja też wcinałam bez 😀
I robiłam ciasteczka z piasku. Jak się dodało iłu i to wyschło na słońcu, to wyglądało jak prawdziwe ciastka i dało się je trzymać w dłoniach, a one się nie rozsypywały, więc sporo osób się nabierało… 😉
Pozdrawiam
Sol
I zapraszam do nas, choć tematyka bloga jest całkiem inna… 😉
Ja miałam będąc dzieckiem miałam „bawionkę”, jeździłam z wózkiem i lalką po wiejskich drogach (wózek oczywiście dla dziecka, nie mógł być dla lalek) – cudowne czasy, cudowne chwile 🙂
Dokładnie to pamiętam. Gumy Donald, ach. Jeszcze później troszkę były gumy Turbo. A ten napój z woreczka…. Ale super.
Świetny blog i piękne czasy były 🙂 W moim wydaniu największą radością były wakacje,ferie u babci. Zima-lepienie igloo, bałwana,zjeżdżanie z górek na workach wypchanym sianem. Latem-plecienie wianków z kwiatków,robienie lalek z kukurydzy,zdarte kolana od upadków z drzew itd,ogniska ehh.
A Kokoroukou i Vibovit mmm.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Miło mi Żanetko, że o mnie wspomniałaś 🙂 Aż mi się łezka w oku zakręciła jak pomyślałam o dawnych czasach. A u mnie wielkie zmiany, bo będę mamą!!!! Cieszę się niesamowicie. Pozdrawiam serdecznie. Buziaki. Ela
Elu, to najcudowniejsza wiadomość pod słońcem! Tak bardzo, bardzo się cieszę razem z Tobą! :*