Podróże z dzieckiem: Zakopane i Dolina Kościeliska

Dziecko jednak zmienia postrzeganie świata, nasze przyzwyczajenia i plany. Nie mówię oczywiście, że jest gorzej i przy maluchu to już człowiek jest kimś zupełnie innym. Jest jednak zupełnie inaczej, bo większość planów dostosowujemy do potrzeb małego człowieka.
Zdałam sobie z tego doskonale sprawę podczas jednego z ostatnich weekendów. Być może część z Was wie, że spędziliśmy go na spotkaniu blogujących rodzin u podnóża Tatr. O samym spotkaniu napiszę jednak dużo więcej innym razem.
Zakopane nie jest nam obce. Był okres, że do zimowej stolicy Polski jeździliśmy bardzo często. Zwykle po prostu Zakopiec był nam bazą wypadową do przemierzania górskich szlaków lub miejscówką do poimprezowania, np. podczas skoków.
Mam w pamięci kilka takich wyjazdów, które wspominam z ogromnym sentymentem. Do końca życia nie zapomnę smaku grzanego piwa z miodem pitego podczas skoków, gdy za oknem mróz dochodził trzydziestu kresek. Wracając spod Krokwi kupiłam sobie ogromną futrzaną czapkę z uszami, którą zasłoniłam całą buzię, tak że wystawały mi tylko oczy. Kilometry przemierzone z Krupówek na Krzeptówki, ciepło bijące z kominka, smak chleba ze smalcem w Siuchajsku.
W tamten weekend spacerując po Dolinie Kościeliskiej, wspominaliśmy też z mężem pewien letni wieczór, kiedy to po przemierzeniu części Czerwonych Wierchów moczyłam w lodowatym strumieniu obolałe od schodzenia w dół palce u nóg. A także noc, kiedy po innej całodniowej wycieczce puściliśmy się biegiem z Hali Ornak, by zdążyć na ostatniego busa, który zabierze nas do Zakopca.
I pewien spacer w mroźny zimowy dzień, który mało nie zakończył się tragicznie, bo czasem człowiek zagapi się na wspaniałe okoliczności przyrody i szlak potrafi pomylić.
Tych wspomnień są tysiące, każde wiąże się z którymś z górskich szczytów, dolinek i wyjątkowych miejsc. Bo Podhale właśnie takie jest. Wyjątkowe.

Dlatego moje zgłoszenie na Spotkanie na Szczycie wysłałam nie zastanawiając się nawet minuty. Wiedziałam, że musimy tam być. I już.
Jakże jednak różny był to weekend od dobrze nam znanych wcześniej. Rodzinny, bardziej stacjonarny, pełen radości. Odwiedziliśmy miejsca doskonale nam znane, ale i zrobiliśmy coś, czego nigdy wcześniej podczas naszych pobytów nie robiliśmy.
Zacznę od miejsca, w którym się zatrzymaliśmy. Jeśli kiedykolwiek będziecie w Kościelisku lub Wasze plany wakacyjne/ zimowe będą uwzględniały to miejsce, z czystym sumieniem polecam Wam Pensjonat Reymontówka. 

 

To co za chwilkę napiszę wcale nie jest efektem sponsorowanego weekendu, a słowa padają, „bo wypada”. Może nie jeździmy zbyt wiele po hotelach, pensjonatach, ale przyznać Wam muszę, że wróciliśmy z mężem pod mega wrażeniem. Sam pensjonat super. Pokoje przestronne, czyściutkie, dobrze wyposażone. Co jednak wyróżnia Reymontówkę od pozostałych nam znanych to fakt, że jest to miejsce wprost stworzone dla rodzin z dziećmi.
Dziecko zasnęło, a Ty masz ochotę z drugą połówką zejść na dół? Masz pecha, bo zapomniałeś niani elektronicznej? Nie ma problemu, wystarczy podejść do recepcji, a niania szybko się znajdzie.
Chcesz pospacerować po okolicy z dzieckiem, ale wizja pchania wózka lub o zgrozo! spacer piechotą, który z pewnością zajmie cały dzień, a nie dojdziecie nawet do wejścia do Doliny, skutecznie Cię zniechęca? Wypożycz nosidło. Profesjonalne. I zupełnie za free. Łóżeczko turystyczne, sanki, narty, wózek, pościel antyalergiczna(!), krzesełka do karmienia. Co jeszcze potrzebujesz? Pokoiku pełnego zabawek, w którym Twój maluch „zniknie” na dłuższą chwilę? Mówisz i masz.
Serio jestem totalnie oszołomiona miejscem. Zwłaszcza pokoik zrobił na mnie wrażenie. Bo wiedzieć musicie, że wcale nie wyglądał on jak z żurnala, gdzie dzieci grzecznie siedzą przy stoliku i rysują kredeczkami. Swoją drogą, na samym początku, przy meldunku Mati otrzymał od Pana Karola pudełko z kredkami i kolorowankę 😉
Ale wracając do pokoiku. Wyobraźcie sobie miejsce, w którym rządzą dzieci. To widać. Wystarczy spojrzeć na jego ściany i ślady bytności maluchów w pensjonacie. Tam nikt nie krzyczy i nie rwie sobie włosów z głowy, bo o raju, raju ten mały Jasio co to przyjechał do nas z nad morza właśnie świecówką ćwiczy swój talent na ścianie.
Przeglądanie „dziecięcych wpisów” zajęło mi dłuższą chwilę i za serce chwyciło. Czuć, że to miejsce jest dla dzieci.
Był jeszcze jeden taki „szczegół”, który utwierdził mnie w przekonaniu, że nic nie jest na pokaz. Sobota koło południa. Część rodzin wybrała się na wycieczkę. Ktoś z gości pensjonatu został. Czekam przy recepcji na moich Panów. Tuż przy kontuarze znajduje się „mini recepcja” (totalnie świetny pomysł na docenienie maluchów!) przy której głośno urzędują maluchy. Za ladą siedzi Pan Karol i niewzruszony stuka coś w komputerze posyłając maluchom uśmiechy. Szok! Jak w takim hałasie i rozgardiaszu można pracować. I jeszcze się uśmiechać? 🙂
Na koniec wspomnę o jedzeniu, choć na tę okoliczność Gosia przepytała Pana Karola. Ja tylko powtórzę, co mi przekazała i co sama znalazłam na stołach. Menu układane jest w oparciu o produkty, które dostępne są w okolicy. Sery, mleko, pieczywo, warzywa. Spod samiuśkich Tater.
O niejadkach też pomyślano. Widziałam na stronię ofertę Baby Lunch. Codziennie coś innego, coś bardziej wymyślnego. Powiedzcie, komu by się chciało gdzieś indziej tak?
Czułam się w Reymontówce jak w domu. Z tą różnicą, że u mnie w Krakowie widok za oknem tak piękny nie jest. A tam? Na lewo Giewont, na wprost szczyty Czerownych Wierchów. Otwieram oczy.
W niedzielę przed wyjazdem, staję przed oknem i patrzę na te szczyty. Zamykam oczy, uśmiecham się sama do siebie. Wrócę tu jeszcze. Miejsce dołączyło do mojej listy. Tej, którą wspominam z ogromnym sentymentem.
Spacer po Dolinie Kościeliskiej także polecam. Po Chochołowskiej zresztą też.
A w sobotni wieczór wybierzcie się na Krzeptówki, do Siuchajska i przy blasku kominka posłuchajcie góralskiej orkiestry. Najlepiej gdy za oknem mróz. Herbata z sokiem malinowym, owcze skóry, w które można się przyjemnie wtulić.

Ahhh…A teraz zapraszam Was na garstkę naszych wspomnień, zamkniętych w obrazie.

 Pierwszy raz w życiu na Gubałówkę pojechaliśmy kolejką. 
 Oscypki z owczego mleka już się skończyły. Do wiosny będziemy jeść krowie.
Uwaga, miód malinowy to po prostu zwykły miód z dodatkiem soku malinowego 😉
Pszczółki wcale nie zbierały pyłku na kwiatach malin.

Z relacją z naszego pobytu w Kościelisku jeszcze do Was wrócimy 🙂

Ps. Za piękne zdjęcia z Reymontówki podziękowania należą się Emilii&Łukaszowi Szczepańskim 

Możesz również polubić

Dodaj komentarz

9 komentarzy do "Podróże z dzieckiem: Zakopane i Dolina Kościeliska"

avatar
  Subscribe  
najnowszy najstarszy oceniany
Powiadom o
Anonymous
Gość

Kocham góry. Jako dziecko spędzałam tam praktycznie wszystkie wakacje, gdyż tato i mama często wybierali się na szlak. Mieszkaliśmy wtedy w Tarnowie, więc mieliśmy niedaleko. Teraz do przemierzenia cała Polska i to już wyprawa. Moje dzieci gór jeszcze nie widziały 🙁

Daniela
Gość

też kocham góry, gdyby to było możliwe to bym tam zamieszkała 🙂 piękne miejsca odwiedziłaś i zobaczyłaś 🙂

Anita Nails
Gość

hmmm nie wiem czemu napisałaś zimowej stolicy Polski bo cały rok u nas zimy nie ma nawet w górach.Chyba, że Ty tylko w zimie tu byłaś i o to Ci chodziło to ok. Z Krakowa masz bardzo blisko na Podhale a tu Zakopane jest już oklepane. Prócz niego jest jeszcze wiele innych miejsc, powiedziałabym piękniejszych i wartych do zobaczenia i zwiedzenia.
Fajne spotkanie mieliście bo mój chrześniak też tam był 😀

takatycia
Gość

Przecież tak się właśnie określa Zakopane, jako zimową stolicę Polski. TNS OBOP bodajże robił kiedyś takie badanie i chyba 80 czy 90% Polaków jako pierwsze skojarzenie podaje właśnie Zakopane 😉
A bywałam tam nie tylko zimą i dobrze wiem, ze nawet w wysokich partiach gór śnieg nie leży cały rok. Trochę tych gór zeszliśmy 😉 Polska ma mnóstwo pięknych miejsc wartych zwiedzenia i z tym się nie spieram, wspominam natomiast o Zakopanem, bo akurat w jego pobliżu przyszło nam spędzić weekend blogujacych rodzin 😉

Bellove
Gość

Aż chce się jechać jak oglądam te Wasze piękne zdjęcia!

Junior
Gość

Zdjęcia faktycznie świetne, bardzo dobrze złapana ostrość na każdym kadrze 😉 Zazdroszczę wycieczek 😉 My byliśmy w Zakopanem tylko raz, ale na pewno jeszcze tam wrócimy! 🙂

Anonymous
Gość

A ja się zastanawiam oglądając zdjęcia, czy była z Wami Szelma? My na wycieczki w góry zawsze zabieramy naszą labradorkę. ;D Powodem jest również to, że nie bardzo mamy ją z kim zostawić (no bo kto zajmie się tak dobrze moją psinką jak ja:)), ale my i tak nie wyobrażamy sobie wyjazdów bez niej. A pytam również dlatego, że zastanawia mnie czy Zakopane jest przyjazne pod względem zwiedzania dla rodzin z psiakiem? Jak napisałaś byliście kilka razy, więc może się orientujesz.
Pozdrawiam
Kasia

takatycia
Gość

Nie było z nami Szelmy, chociaż z tego co się dowiedziałam pensjonat z otwartymi ramionami przyjmuje także zwierzęta. Nigdy nie braliśmy Szelmy ze sobą w Tatry. Przede wszystkim dlatego, że na terenie TOPR istnieje zakaz wprowadzania zwierząt. Podobnie jak w innych parkach krajobrazowych. A my zwykle w góry właśnie na „szwędanie” jechaliśmy :)) Samo Zakopane to nie wiem czy jest przyjazne pod względem zwierząt? Pewnie jak większość miast..

Karolina R.(encepence)
Gość

Ajjj, dech zapiera 🙂