O zmieniającym się sposobie myślenia
Stoimy z Matim w kolejce w Rossmannie. Przed nami dialog prowadzi para młodych ludzi. Nastoletnich ludzi. W pewnym momencie Mateusz coś tam zagadał po swojemu, co zapoczątkowało nowym tematem pomiędzy chłopakiem i dziewczyną. Stali w odległości 50cm, nie było siły nie usłyszeć, zwłaszcza że dzewczyna była dość mocno zbulwersowana historią, którą zaczęła opowiadać chłopakowi.
A historia wyglądała mniej więcej tak. Była gdzieś, gdzie ktoś miał dziecko. Matka w przypływie uwolnienia się na chwilę od swojej pociechy podarowała mu do zabawy jednorazową saszetkę z cukrem. Co się stało dalej możecie się domyślić. Dziecko saszetkę rozerwało, a cukier znalazł się na podłodze.
I tu dochodzimy do sedna. Mnie powyższa sytuacja nie wzrusza. Milion razy Mateusz wysypał coś na podłogę.
Odmiennego zdania jednak była opowiadająca, zwłaszcza że wyraziła je dość stanowczo po tym jak chłopak zażartował, że w takim przypadku matka powinna mieć mieć w zapasie kieszonkowy odkurzacz.
Zdecydowanie jednak metoda wychowawcza typu przełożenie bachora przez kolano i sprzedanie mu siarczystego klapsa odniesie lepszy skutek, niż zwrócenie maluchowi uwagi, że postąpił brzydko.
Hmm. Dużo się mówi o tym, że dzieci nie bijemy. Nie bijemy przecież dorosłych. Mąż nie dostaje przez dupę dlatego, że rozsypał przypadkiem z podekscytowania chipsy podczas oglądania meczu. Nie o biciu i klapsach jednak chciałam, bo tu każdy ma swoje sumienie.
O wizji macierzyństwa jednak przyszło mi do głowy. Bo ja tak stałam w tej kolejce i sobie pomyślałam, że przecież poglądy na pewno jej się zmienią. Dojrzeje, urodzi swoje dziecko. Wizja macierzyństwa (albo jej brak) jest zupełnie inny, gdy mamy lat 15, 18, 25 czy 30. Jak do wszystkiego, tak i do tej roli trzeba w życiu dorosnąć. Czasem musimy dorosnąć szybciej, bo życie troszkę weryfikuje nasze plany (albo ich brak).
Zamyśliłam się stojąc w kolejce i przypomniała mi się taka sytuacja sprzed ho ho i trochę lat wstecz. Rozmawiałam z koleżanką, trochę starszą ode mnie. Ona już pracowała i była mężatką, ja dopiero zaczynałam studia i raczkowaliśmy w związku z obecnym mężem. Temat zszedł zupełnie przypadkiem na dzieci, bo koleżanka czuła powoli presję ze strony rodziny. Po ślubie i jak to? Bez dzieci jeszcze?
I ona mi wtedy w tej rozmowie zdradziła, że dzieci mieć nie chce. Bo nie czuje instynktu. Nie lubi dzieci. Nie chce i już. Szybko podzieliłam jej zdanie. Miałam 20 lat (plus minus rok, dwa) i jak najbardziej wizja małego, różowego bobaska była ostatnią na jaką miałam ochotę. Nigdy nie byłam typem kobiety niańczącej dzieciaki ciotek i sąsiadek. Jeśli mam być szczera to dzieci chyba nawet się mnie bały, a już na pewno syn sąsiadki, który na mój widok uciekał z płaczem. No cóż..
Jak wiecie, życie zweryfikowało. Gdyby nie, nie byłoby tego bloga. Bo nie byłoby Mateuszka. Przyszedł czas kiedy poczułam, że chcę i już. Wiedziałam, że jestem gotowa. Na koleżankę też przyszedł czas. Nawet szybciej niż była w stanie przypuszczać. O ile się nie mylę jej córeczka właśnie poszła do zerówki, a może nawet do 1 klasy.
Nie wiem czy wtedy, gdyby temat naszej rozmowy był taki sam jak ten pomiędzy dwójką młodych ludzi nie powiedziałabym podobnie? Możliwe, że miałabym podobne odczucia jak dziewczyna, że byłabym podobnie zbulwersowana? Tego nie wiem. Wiem jednak, że w życiu priorytety i sposób myślenia zmieniają się wraz z wiekiem. Nie wiem czy u wszystkich, ale u mnie na pewno.
Dodaj komentarz
10 komentarzy do "O zmieniającym się sposobie myślenia"
I moje myślenie i sposób postrzegania pewnych spraw z biegiem czasu się zmieniło .. także wiem doskonale o czym piszesz. Dziecko zmienia na prawdę dużo .
Zdecydowanie. Zmieniają się i to przez cale życie, a my cały czas myślimy, że przecież zdania nie zmienimy i to co wiemy w tym momencie jest najbardziej trafne. Eh, życie. 😉
Ja miewałam etapy, raz dzieci wszystkie kochałam innym razem patrzeć na nie nie mogłam 😉
Ale mam jedną koleżankę co zawsze chciała mieć gromadkę dzieci a im bliżej 30 jest tym głośniej mówi, że tych dzieci to ona nie chce jednak. Z drugiej strony mam kolegę, co jak rodził się Misiek mówił wprost, że dzieci nie lubi, a im bliżej 30 mówi, że chciałby wpierw mieć córeczkę 😉
Ja kiedyś też uważałam, że klaps nie jest zły (jak miałam naście lat), życie poglądy zweryfikowało 😉
U mnie tak samow wiele sie zmienilo z wiekiem…i nadal postrzeganie pewnych spraw sie zmienia. Juz chyba tak.życie jest skonstruowane ze uczymy sie przez całe życie;)
Chyba każdy tak ma że jednak zmieni swoje zdanie. Od kiedy jestem mamą zdanie na różne tematy zmienilam nie raz 😉
Dokładnie – to życie weryfikuje nasze plany i marzenia 🙂 Ja wiem, że niepotrzebnie bałam się macierzyństwa. Odkładałam go w czasie, zawsze szukając wymówki. teraz nie wyobrażam sobie dnia bez Zosi. I spełniam się jeszcze bardziej a przede wszystkim to dzięki mojej córce zaczęłam spełniać marzenia tu i teraz. Nie odkładam niczego na potem!
jeszcze w ciąży twierdziłam mnóstwo rzeczy odnośnie rodzicielstwa… które się zaraz po porodzie zweryfikowały niemal od razu. myślę, że to cały czas ewoluuje, myślę, że będę inną matką dla drugiego dziecka niz byłam dla T. mam inne poglądy na szczepienie, zywienie, które niestety zmieniły mi się z powodu błędów popełnianych na żywym organizmie tj Tosi…
Ja nigdy nie lubiłam dzieci. Teraz mam trójkę i chcę więcej 😀
Ja lubię dzieci choć wmówiłam,że nie będę mieć w ogóle jak koleżanki pytały kiedy dziecko zawsze odpowiadałam „że mam czas”albo „dziecka nie będzie” Gdy tylko byłam w ciąży nikt o tym nie wiedział (przyjaciółki wiedziały i przyjaciele) reszta do tej pory nie wie bo chronię prywatności dziecka nie wstawiam jego zdjęć…Chcę jeszcze mieć jedno..a może dwa 🙂 Dziecko zmienia wszystko 🙂
Ja tez sie glosno moge przyznac, ze moje poglady sie zmieniaja. Z tym, ze w moim przypadku, to raczej ciaza, porod, istnienie Matyldy maja na to wplyw 🙂