Jak się dałam naciąć, czyli fryzjerski koszmar ze znanym salonem w tle
To miał być miły dzień. Wybieraliśmy się z Mateuszkiem na warsztaty, mieliśmy spotkać się z innymi mamami, rozerwać troszkę. Nie wszystko poszło tak jak zakładałam, ale kto ma dziecko ten wie, że nie ma co planować. Zaplanujesz, a i tak wyjdzie zupełnie inaczej. O samych warsztatach wspomnę Wam już wkrótce, bo to temat na osobna notkę.
Przyznaję, wróciłam do domu umęczona, więc jak tylko mąż wrócił z pracy postanowiłam zrelaksować się trochę i poprawić sobie samopoczucie. A gdzie najlepiej się zrealaksować jak nie u fryzjera?
Gdybym ja wtedy wiedziała, że mój nie najgorszy jeszcze humor spadnie do poziomu doła totalnego, to nalałabym sobie gorącej wody do wanny i nie ruszała się z niej. Ale nie, zachciało mi się zmiany.
W podskokach pobiegłam do pobliskiej galerii, namierzając kierunek salonu fryzjerskiego Hair Coif, do którego chodziłam od lat.
Pierwsza żarówka powinna mi się zaświecić w momencie kiedy byłam już prawie na miejscu i zorientowałam się, że zapomniałam karty. Nie było tragedii, do domu nie daleko, więc wróciłam. Kto nie ma w głowie, ten ma w nogach. Zgodnie z zabobonem mogłam usiąść na moment po ponownym przekroczeniu progu domu. Drapnęłam jednak kartę leżącą w kuchni, dałam buziaki moim chłopakom i pobiegłam z powrotem.
Wchodzę do salonu, dwie kobiety obsługiwane, jedna w kolejce. Myślę nie jest źle, poczekam. Jest godzina 18:30. Zasady w salonie panują takie, że nie ma rezerwacji, więc biorę gazetę i czekam. Czytam i czekam.
Przejrzałam zwierciadło, przeczytałam chyba z 3 artykuły. Kątem oka widzę, że dwie obsługujące dziewczyny od czasu do czasu podchodzą do swoich klientek. Jedna spłukuje farbę, druga znikła na zapleczu. Biorę do ręki kolejną gazetę. Do salonu wchodzi kolejna klientka- podchodzi do fryzjerki, która wyłoniła się z czeluści zaplecza. Pyta czy może zostać obsłużona przez nią. Oczywiście, tylko musi zaczekać. Więc dołącza do naszej kolejki.
Fryzjerki w dalszym ciągu „zajęte” są swoimi klientkami. Od czasu do czasu odbierają telefon. W lustrze odbija mi się monitor komputera, a na nim okno dialogowe czatu na facebooku. Każdy ma prawo się rozerwać- nawet w pracy.
Wracam do czytania, spoglądając wcześniej na telefon. 19:15. Zaczynam się martwić o moich chłopaków czy dają radę- Mati zaraz powinien być kąpany i iść spać. Czy wyrobię się do 20:00?
Kolejna przeglądnięta gazeta. Fryzjerka nr 1 kończy obsługę swojej klientki. Sprząta stanowisko i znika w czeluściach zaplecza. Potem w płaszczu wychodzi z salonu. Hmm. Przechodzi mi przez myśl, że może wyskoczyła po coś do jedzenia. Moje oko rejestruje nerwowe ruchy nogą dziewczyny w kolejce przede mną. Mija jakieś 5 minut, fryzjerka wraca. Bierze dziewczynę przede mną. Słyszę, że do podcięcia. Uff znaczy się, że pójdzie szybko. Zerkam na zegarek, jest 19:45. Dobra, dam radę, ale na wszelki wypadek dzwonię do B i pytam co tam u nich. Okazuje się, że byli na spacerze po tym jak wyszłam, Mati zasnął w wózku i śpi. Świetnie, to znaczy, że mam czas.
Piętnaście minut później dziewczyna płaci i wychodzi z salonu. Ok, to teraz ja…
Odkładam gazetę, wkładam telefon do torebki, zastanawiając się co chce mieć na głowie i jak to przekazać fryzjerce, która kończy sprzątanie stanowiska.
Nagle znika (standard) na zapleczu. Wychodzi po 5 minutach i podchodzi do klientki czekającej w kolejce za mną, mówiąc, że zaraz ją obsłuży, tylko koleżanka musi skończyć, żeby wziąć mnie. To o tą fryzjerkę chodziło- ależ mam niefart. Do mnie nie zwraca się wcale. Jakby mnie tam nie było.
Fryzjerka nr 2 kończy obsługę klientki, która w salonie jest odkąd przyszłam. Kobieta płaci, wychodzi.
Następuje szybkie sprzątanie stanowiska (jest godzina 20:15). Fryzjerka co robi? Oczywiście znika na zapleczu, by za chwilę w płaszczu przemknąć przez salon i zniknąć za drzwiami.
Zaczynam się trochę irytować- ale cierpliwość moja ćwiczona ostatnio przez Matiego naciąga się do granic niemożliwości. Myślę, tyle wyczekałam- poczekam jeszcze chwilę. W międzyczasie klientka, która przyszła po mnie siedzi już na fotelu, a jej włosy lądują na podłodze. Ja czekam dalej.
Wraca fryzjerka, zaprasza na fotel. Nie wiem, która jest godzina- pewnie coś koło 20:25.
Dotyka moich włosów, z jej dłoni czuje zapach papierosów. Ok, wyskoczyła na dymka- spoko, wiem jak to jest. Rozumiem. Niech mnie szybko zetnie, chcę już do domu.
Mówię, że chcę zmiany. Chcę krócej. Może nawet chcę grzywkę. Uzgadniamy, że podetnie mi włosy ciut przed ramiona, czyli jakieś 10 cm. Będzie lżej na wiosnę. Myjąc mi głowę proponuje grzywkę na wprost.
Miałam taką grzywkę, nawet nieźle się w niej czułam, więc myślę ok- zaszaleję.
No to zaszalałam… Włosy krócej jak chciałam. Ale wycieniowane tak, że zamiast moich gładkich, prostych mam pióra. Dosłownie. Prostej grzywki nie mam. Fryzjerka się zorientowała, że zapomniała. Spytałam o grzywkę po tym jak już mi wysuszyła włosy. Widziałam jak jej mina zrzedła- stwierdziła, że ścięła jednak inaczej. W międzyczasie fryzjerka nr 2 jechała mi już odkurzaczem pod nogami, wyręczając koleżankę wbijała cenę na kasę, bo przecież mają do 21. A już jest 20:45. Powiedziałam, że chcę grzywkę. To mi dociachała grzywkę i resztę włosów.
Za tą wątpliwą przyjemność zapłaciłam 72zł. W koszt została doliczona mi odżywka za 10 zł, o której nie zostałam poinformowana. Znam ich praktyki z tej strony, więc liczyłam się z tym- tylko dlatego, że te odżywki lubię nie zaprotestowałam. Podałam kartę stałego klienta (tak mam w tym dobytku rozkoszy kartę) w celu nabicia pieczątki za wizytę. Zapłaciłam i wyszłam. Zagryzając zęby i połykając łzy.
Dziś zorientowałam się, że fryzjerka nie nabiła mi pieczątki. Po złości, że upomniałam się o grzywkę? Że miałam czelność czekać 2h na obsłużenie, tym samym uniemożliwiając częstsze wypady na papieroska? Szczerze mam to gdzieś już, bo kartę z ochotą odeślę do centrali salonu.
Pół nocy przeryczałam. Fryzura jest jaka jest. Może i nie najgorsza, choć ja się czuję w niej fatalnie. Nieswojo, niepewnie. Zgodziłam się na takie cięcie, więc już nic nie zrobię. Włosy odrosną. Będę mieć nauczkę.
Analizuję sytuację i najbardziej zła jestem na siebie. Za ten małpi rozum, który dostałam. Osoba o zdrowych zmysłach nie pozwoliłaby się tak potraktować, wyszłaby z salonu po godzinie czekania.
Niezadowolona z obsługi osoba nie zagryzłaby zębów i wyszła z salonu łykając łzy. Łzy wywołane przez jakieś siksy. Jestem tak cholernie zła sama na siebie, na mój charakter, na to, że jestem takie ciele i dałam się tak potraktować. Dupa wołowa ze mnie, mam za swoje.
Ps. Zawsze byłam zadowolona z usług, trafiałam na fajne dziewczyny. Po tym doświadczeniu jednak moja noga już tam nigdy więcej nie postanie. I szczerze każdemu odradzam wizytę w salonie Hair Coif w Czyżynach. A przynajmniej dopóki nie zmieni się skład. O pozostałych nie mogę się wypowiedzieć, bo nie korzystałam z usług. Ale może Wy tak?
Dodaj komentarz
52 komentarzy do "Jak się dałam naciąć, czyli fryzjerski koszmar ze znanym salonem w tle"
to nie we Wrocławiu?
chodziłam do tego salonu na studiach i byałm b.zadowolona 🙂
W Krakowie 🙂
Ech… W sumie też bym wyszła po godzinie czekania, ale wiem, dlaczego zostałaś tam. Chciałaś pobyć chwilę sama, coś w sobie zmienić, zależało Ci. Szkoda, że trafiłaś na taką obsługę, ja bym napisała list i wysłała do tej centrali razem z kartą. Dymek dymkiem, ale na dymka idzie się jak nie ma klientów, a godzina zamknięcia też rozumiem, ale sprawniej by poszło, gdyby zechciały z Tobą porozmawiać, ale nie siedzieć na fejsie i na dymki chodzić. Zgłoś to!
A włosy odrosną i będziesz mogła zrobić sobie wymarzoną fryzurkę 🙂
No to powiem szczerze, że chyba mam podobny charakter. Zawsze po jakimś czasie żałuję, że nie wygarnęłam komuś, nie powiedziałam co myślę.. ale i tak już za późno :/
no to pięknie 🙁 tyle kasy i do tego takie traktowanie, zapominanie… włosy odrosną, a może coś inna z nimi zrobi byś poczuła się lepiej? my w małej mieścinie za ścięcie płacę jakieś 10-12 zł Ale jedna mi ładnie ścina, a ostatnio inna i nie byłam zadowolona.
jejku ja bym nie zapłaciła :/
70 zł, rozbój w biały dzień!
Ojoj. Współczuję. Mogłaś nie zapłacić. Ale już po ptakach.
Włosy odrosną i szukaj innego dobrego salonu 🙂
Współczuję. Poziom obsługi żenujący :/ Sama obawiam się fryzjerów. Zadowolona z usług byłam może 3 razy w życiu z czego dwa to układanie.
Tragedia ! Współczuję Ci bardzo. Takie zachowanie jest nie do przyjęcia !
Sama jestem fryzjerką z zawodu, pracowałam kilka lat przed pojawieniem się Martynki i wiem jak ważne dla kobiety jest wyjście do salonu i zrelaksowanie się . Zawsze traktowałam swoje klientki tak, jak sama chciałabym być potraktowana.
Przykro, że trafiłaś na takie baby.
Chyba każda z nas musi mieć taki RAZ za sobą dla nauczki. Mój kosztował 170zł za jajecznicę na głowie :/ Od tamtej pory nie daję się robić w bambuko i Ty na następny raz juz tez sobie przypomnisz tę historię, chociaż życzę Ci samych fajnych fryzjerów na drodze :*
Znam ten ból i żal do wszystkich o to, że źle się czujemy w nowej fryzurze. Osobiście noszę krótkie włosy, które wymagają dość częstych wizyt u fryzjera żeby jakoś wyglądać 😉 Od czasów podstawówki chodziłam do jednej ulubionej fryzjerki, jednak nastal czas wyjazdu na studia, przeprowadzka do innego miasta oddalonego ponad 60 km… kilka razy skusiłam się na „obcego” fryzjera. Niby Wrocław, było w czym wybierać, ale teraz już wiem, że nie warto… A ja przynajmniej mam dodatkową motywację żeby częściej odwiedzać rodziców 🙂
i tak podziwiam wszystkie kobiety, dla których wyjście do fryzjera to forma relaksu i wypoczynku. ja tego nie znoszę. najpierw mycie głowy, które jest tak uciążliwe przez te krzesła i umywalki. wypróbowałam już wiele salonów i niestety – to jest najgorszy moment wizyty. potem fryzura, która prawie zawsze jest do bani. brrrrrrrr.
Uuu… ja ścięłam się w środę. Z długich na krótkie. U zaufanego fryzjera… ech sama radość. A Ty się nie łam. To tylko włosy. one odrastają!
Boszzz, też bym ryczała, ale człowiek wie co by zrobił/powiedział po fakcie zawsze;/ Ja to znów nie znoszę chodzić do fryzjera, jestem spięta i dla mnie to jakieś takie intymne i zawsze uciekam szybko do domu, bo nigdy siebie nie lubię w fryzurze po fryzjerze, dzień po jest już ok. No i pokaż fryzurę, bo ciekawa jestem Ciebie z grzywką!!!!
nawet nie wiem co powiedzieć, może tyle z bycia dupą wołową szybko się „wyrasta’ po podobnych doświadczeniach- jedyny plus. Też bym wyszła i jeszcze zwróciła uwagę, że „na dymka” wychodzi się, gdy nikt nie czeka w kolejce, jeśli już…ale fakt, kilka lat temu połykałabym łzy jak Ty. Szkoda, że zapłaciłaś. Nie dość, że cena wysoka, to jeszcze brak zadowolenia. Za taką cenę oczekujemy należytego traktowania i rzetelnej usługi. Przytulam:*
O rany,strasznie współczuję bo ja za każdym razem mam ból brzucha kiedy robię coś z włosami. W tym temacie jestem nudna
jak flaki z olejem, bo już raz się sparzyłam:/ Mam jedną fryzjerkę od lat i trzymam się jej kurczowo bo wiem, że ona mi krzywdy nie zrobi:))
Ps. Nabierz sił i idź do nich powiedz co myślisz:))Będzie lżej an sercu:)
Hmm twarda jesteś że tyle tam wysiedziałaś. Kiedyś na tvn style w programie „zawody” (czy jakoś tak) było o pracy fryzjerek. Najgorzej przyjść pod koniec dniówki…Mnie i synka fryzjer już goni 😀
Ja największy koszmar z fryzjerem przeżyłam jeszcze w Szkole Podstawowej kiedy zamiast modnego wtedy „grzybka” na mojej głowie pojawiła się fryzura typowo chłopięca. Zaczęłam płakać, bo to akurat przed wyjazdem na kolenie było. Odpowiedz fryzjerki pamiętam do tej pory:” czego głupia płaczesz, włosy nie zęby odrosną” i tej zasady się trzymam. 🙂
Oj, wiem co czujesz :(((( Trzy tygodnie temu ścinałam włosy, miałam już długie, a chciałam wrócić do fryzury sprzed czterech lat. Nie wiem, co się stało, ale chyba przez to, że przez kilka lat byłam „bezgrzywkowa”, moje włosy po ścięciu zaczęły układać się fatalnie, zwłaszcza na grzywce, która się PODKRĘCA. Płakać mi się chce, gdy patrzę w lustro 😐
Wizyty u fryzjera stresują mnie bardziej niż te u denstysty!!!! Nie umiem znaleźć idealnego rozwiązanie..a ze mną to teraz jest tak że na farbowanie chodzę do innej a na cięcie do innej. A za fryzury, farby i cięcia to nie raz płakałam w poduszkę więc wiem co czujesz…z obsługą też mam kilka niemiłych doświadczeń 🙁 ale nie zazdroszczę. Oby weekend był przyjemny
Kochana tyle dobrze, że włosy naprawdę odrosną. Ja byłam tam raz – i nigdy więcej w życiu! Mam swoją zaufaną fryzjerkę tylko, że mieszka ona nad moimi rodzicami 60km od Krakowa i musiałam ostatnio iść już po pół roku nie robienia nic z włosami. Tragedii nie ma ale jednak jak ktoś wie czego chcesz to wychodzisz zadowolona z salonu.
dramat !!! wizyta u fryzjera nie tak powinna wyglądać i nie taki powinien być Twój nastrój,przykro mi.Włosy odrosną a następnym razem idź do fryzjerki z polecenia i jak będziesz zadowolona to nie zmieniaj 🙂
też miałam kilka niemiłych przeżyć z fryzjerkami,więc wiem co czujesz.Trzymaj się ciepło i nie dawaj smuteczkom.A salon ędę wszystkim odradza c,haha niech żyje poczta pantoflowa :)))
Strasznie drogo, ja płacę tyle za farbowanie całości włosów za ramiona..
Domyślam się co czujesz, bo chyba dla każdej kobiety włosy są atutem i nawet 2cm nie tak jak trzeba to jest koszmar.
Ogólnie nie lubię chodzić do fryzjera mimo tego, że mam swój ulubiony, ale to tylko ze względu na niski koszt, bo zadowolona w 100% nie byłam nigdy. I strasznie nie lubię fryzury po – taka przylizana.
Od razu mi się przypomniała wizyta u jednego stylisty … brrr … bardzo złe wspomnienia
A włosy na szczęście odrastają 🙂
Wiem, co czujesz i bardzo Ci współczuję. Też zawsze rozpamiętuję to co się stało i układam w głowie scenariusze, co mogłam powiedzieć, zrobić, a nie zrobiłam :-/ niestety wiele razy już natknęłam się na fatalny personel u fryzjera, kosmetyczki, na masażu więc zrelaksować się najbardziej lubię chodzić do kina – bo przebieg wizyty nie zależy od drugiego człowieka. Pocieszę Cię, że może z racji, iż nie jesteś jeszcze przyzwyczajona do swojego nowego wyglądu, wydaje Ci się, że jest tak fatalnie? Poczekaj kilka dni, zobacz jak włosy będą się układały po kolejnych myciach. Uszy do góry, będzie dobrze!
Ja nei chodze do marketowych salonów fryzjerskich. Często niestety pracują tam panie ledwo po szkole. No i minus, że nigdy nei trafia się do tej samej ulubionej fryzjerki. Włosy odrosną, ale wiem jak się potwornie czujesz bo załatwiłam siępodobni przed świętami między kuchnią, a kuchnią skoczyłam do fryzjera i to też był błąd. Włosy odrastają mi nadal.
To ja już wolę umawiać się na konkretną godzinę. Współczuję. Ja nie lubię chodzić do fryzjera. Zresztą ciągle jestem niezadowolona z fryzury
nie gniewaj sie ale napr niepowazna jestes ze za obciecie dajesz 70zl szok ja z wlsnego doswiadczenia wiem ze te wielkie salony ci niby stylisci te salony cudne wcale lepiej nie robia niz jakas mila pani ktora ma kupe lat salon albo dziewczyna co siezo szkole skonczyla i ma powoloanie do tego 🙂
Nie generalizowałabym. Chodzę do J.L.D i daje podobną kasę za ścięcie. Wychodzę zadowolona. Wcześniej chodziłam do HB i ceny podobne. A u pani Krysi w salonie cieniowanie brzytwą. Dziękuję, postoję. Wolę zapłacić za usługę i mieć pewność, że kosmetyki są profesjonalne, a fryzjer przechodzi kursy z najnowszych trendów. Żaneta miała pecha i już.
Ja od dawna chodzę do tego samego fryzjera, mały zakładzik, ale miła i profesjonalna obsługa a jestem bardzo wymagająca, biorą góra połowę tej ceny – mam długie włosy 🙂
Ceny bywają różne, ale fakt 70 zł to całkiem sporo. Choć właściwie to 60, bo 10 zł to odżywka. Wiem, że za pół ceny zetnę się gdzieś indziej. Tyle, że ja się przyzwyczaiłam do tego salonu, a że nie chodzę często, bo włosów nie farbuję to byłam w stanie przeżyć ten koszt. Przy mniejszym cięciu, czyli wcześniej płaciłam 50zł (z odżywką).
oj, współczuję. Wiem, jak to jest, też często jestem na siebie zła 🙂
Ojoj, niemiła przygoda… Ja ostatnio, w ramach prezentu urodzinowego, wysłałam moją Mamę do fryzjera-stylisty. Tak Jej zafarbował włosy, że tydzień później poszła na poprawkę. Jego mega kosztowna i ponoć najlepsza farba nie pokryła siwych włosów. Trzy tygodnie później sama zafarbowałam Mamci włosy. A fryzura… hm… żeby to było od stylisty, to nie widać :/ Najgorsze, że to miał być prezent. Wielokrotnie chodziłam do tego fryzjera i byłam zadowolona z jego usług. Nie popisał się tym razem.
Po wielu tego typu wpadkach znalazłam w końcu „swoją” fryzjerkę, do której chodzę już od 2 lat. I to jest to. Prewidywanie, znamy się doskonale, ona wie co ja lubię, aj wiem na co ją stać. Wszystkie pierdoły robię u niej. I czuję, że moje włosy sa bezpieczne.
Odrosną nie martw się!
Póki co, przytulam :*
Napisz mailem skargę do centrali, tam pewnie nie wiedzą jak to wygląda, nic nie ma do stracenia. Jak firma ma właściwe podejście do klienta to zrobi z tym porządek.
Ja się przelamalam i zazadalam zwrotu kasy za farbowanie.Chcialam jasny brąz,wyszedł bardzo ciemny brąz mimo ze fryzjerka zapewniała ze będzie tak jak chce::-/
Współczuję, spotkanie dobrej fryzjerki to moim zdaniem naprawdę ciężkie zadanie. Ja długo byłam niezadowolona z różnych salonów, chodziłam, sprawdzałam i zawsze nie potrafiłam się sensownie dogadać, ale okazało się, że w skromnym saloniku na moim osiedlu jest niepozrna pani, która zawsze potrafi wysłuchać i robi wszystko, żeby klientka była zadowlona 🙂 mam nadzieję, że Ty też znajdziesz odpowiedni salon. Trzymam kciuki!
Byłam wczoraj u fryzjera i obsługa też niestety pozostawiała sporo do życzenia… 3 fryzjerki zamiast zająć się klientami to farbowały włosy swojej praktykantce 😛 za to kiedy już trafiłam na stanowisko to nie było aż tak tragicznie… efekt nie powalił na kolana, ale generalnie jest ok. No i za strzyżenie z modelowaniem zapłaciłam tylko 22 zł 😛
Dobrze, że mam swoją zaufaną fryzjerkę 🙂 Tobie mega współczuję.Podeślij linka do tego posta do centrali. xD
Mogę tylko pocieszyć Cię faktem, że włosy odrastają, więc otrzyj łzy i popatrz jaka piękna wiosna 🙂
Współczuję głęboko i pocieszam mocno.Tulę ***
Pozdrawiam:)))b***
Jestem fryzjerką i trochę bawi mnie jak ktoś płacze z powodu wizyty u fryzjera.To że poszłaś tam to była Twoja decyzja.Sama wybrałaś to miejsce.Jest wiele salonów i w każdym jest inaczej.To normalne.Czy zawsze i wszędzie spotykasz ludzi którzy Ci pasują?W sklepach,restauracjach,bankach?Uważam że nie ma co rozpaczać tylko znaleźć swoją fajna fryzjerkę i się jej trzymać:)Tak jak ma się swojego lekarza itp.Życzę Ci powodzenia i pozytywniejszych tematów do postów!Pozdrawiam!
Marta.
Nooo,wielka tragedia się stała!
Masakra! I jeszcze tu jakieś głupoty fryzjerka wypisuje. Może to jakaś koleżanka tamtej, lub też chodzi na dyma ciągle to rozumie koleżankę po fachu. Ja ostatnio też mam pecha. Chciałam mieć machoniowy to mi zrobiła jasne pasemka. I też skasowała 90 zł. żenada. Ciężko o dobrego fryzjera!
Ups!
Nie mam pojęcia gdzie jest ten salon o którym mowa w poście(i mnie to nie interesuje),nie palę i fryzjerka to moja żadna koleżanka.A mahoń piszę się przez samo „h”.
Marta.
O matko, to mialas relax :/ Mam nadzieje, ze sie przyzwyczailas do fryzury i jest Ci z nia dobrze 🙂
Ja raz w podstawówce chyba poszłam do fryzjera i miała mi ściąć cm-dwa, a ona mi tak ścieniowała, że przez kolejne dwa miesiące nie mogłam w ogóle kitki zrobić. Teraz chodzę do zaufanych fryzjerów, którzy rozumieją co to znaczy podciąć.