Bunt w drugim roku życia
Za nami bardzo intensywny weekend. Dwa dni spacerów, biegania, wizyt.
Dwa zupełnie różne dni. Dzień pełen buntu i dzień pełen energii i uśmiechu.
Dorasta mi syn. Z każdym dniem widzę jak bardzo różni się od niemowlaczka, którym przecież był nie tak dawno. Nie jest pasywny, ma swoje zdanie i coraz częściej domaga się, by je respektować.
Zmęczony człowiek bywa marudny. Podobnie i dzieci, choć u nich objawia się to troszkę inaczej. Dorosły nie siądzie na środku podłogi czy też nie położy się przy schodach z płaczem tylko dlatego, że coś poszło nie po jego myśli, a nie ma siły walczyć dalej. Taki maluszek nie ogarnia sytuacji.
Sobota była dniem na nie. Drzemka trwała 15 minut. Jedzenie też średnio wchodziło. Ubieranie się graniczyło z cudem. Zwłaszcza pieluszka. Przecież jest tyle ciekawych zajęć dookoła. I babcia, która jest na wyciągnięcie ręki zawsze skora do zabaw. Szkoda czasu na przyziemne zajęcia.
Dlatego pierwszy sprzeciw z rzucaniem się po łóżku pojawił sie już rano przy przebieraniu. Potem był sprzeciw na codzienną drzemkę, by na koniec dnia zaliczyć klasyczny przykład słynnego buntu dwulatka. Mati, któremu próbowałam przymierzyć w sklepie but wyrwał mi się z rąk, poleciał do dziadka. Jednak i tu coś mu nie spasowało, więc z krzykiem położył się na ziemi. Do tej pory słyszałam o takich akcjach. Wczoraj byłam świadkiem takiego wykonania u Mateuszka. Poczekalismy chwilkę. Po jakiejś minucie Mati się uspokoił i przyszedł do mnie. Dał sobie założyć bucikach i do końca dnia było już dobrze.
Wiem, że nie radzi sobie z emocjami, które się pojawiają. Bo on wszystko chciałby już, tu i teraz. I jak dochodzi do tego brak snu, zmęczenie to mam efekt w postaci buntu. Buntu pojawiającego się w drugim roku życia. Głęboko wierzę, że jest to ten sam rodzaj zachowania u dzieci. I nie ważne czy ma 18 czy 24 miesiące. Przychodzi czas, w którym maluch nie jest w stanie sobie poradzić z emocjami, wrażeniami i bodźcami z zewnątrz.
Dziś aniołek dla odmiany. W parku ponad 2h drzemka. Ślicznie zjedzony obiadek, potem owoc. Pięknie potraił się sam zabawić, mimo energii, która go roznosiła. Biegał, szalał, ale nie buntował się. Może troszkę przy zmianie pieluszki.
Takich dni, w których Mateusz coraz wyraźniej pokazuje, że ma na coś ochotę jest więcej. Jednym razem chce bawić się czymś, czego mu nie wolno, innym nie chce wyjść z kąpieli czy z placu zabaw.
Mimo, że moja cierpliwość w takich momentach nie jeden raz wisi na włosku to czekam. Bo co innego mogę zrobić? No nic.
Przeczekać i pozwolić mu zrozumieć co się akurat z nim dzieje. Jak zawsze.
Dodaj komentarz
22 komentarzy do "Bunt w drugim roku życia"
o tym rozmawialysmy na spacerze. u zuzi zauwazylam od kilku dni, ze zaczyna sie zloscic (marudzic) gdy cos idzie nie po jej mysli (nie da sie natychmiast tej danej uptrzonej zabawki); charakter bedzie, oj bedzie…
AW
A co, rodzice charakterni to jaka ma być?! 😉
Przerabiałam to przez prawie cały drugi rok życia. Dopiero niedawno bunt się skończył. Wiem, że pewnie będą kolejne, ale na razie cieszę się chwilą oddechu. U nas bunt był dość ekstremalny, zdarzało się i po kilkanaście wybuchów złości dziennie, ale ni stąd ni zowąd zniknął, a Jędruś z dnia na dzień „wydoroślał” krótko przed swoimi drugimi urodzinami:)
Nie życzę Ci takich przygód, jakie sama miewałam, ale takiego dziecka, jakie mam teraz, mogę życzyć śmiało:)
Moze i mi w takim razie trafi się złote dziecko 🙂
Widocznie i takie bunty bywają.
I u nas podobnie 🙂 Dużo cierpliwości :*
Kasia M.
Oj kochana, u nas to samo – na nic nie ma czasu, na jedzenie, przebieranie szczególnie 🙂 Podłogi w sklepie jeszcze nie zaliczył ale było blisko. No cóż.. wszystko trzeba przeżyć 🙂 Ja się zawsze staram stawiać w jego sytuacji. I to tylko trzyma mnie i moje nerwy na wodzy 🙂 Powodzenia Wam życzę 🙂 Buziaki i piona dla buntownika :*
Ja też mam podobnie z moim 18-miesięcznym synkiem. Czasami jest ciężko,ale to tylko chwile, tak ogólnie to i tak jest wspaniale mieć małego smyka. On po prostu rośnie i zaznacza swoją niezależność
jakoś wczesnie Mati z buntem zaczyna:)
Pozdr.
Dlatego twierdzę, że bunt dwulatka to ściema. Zdecydowanie bardziej pasuje mi bunt w drugim roku życia, bi patrząc na Mateusza i znajomych dzieci, to zwykle przed drugimi urodzinami zaczynają sobie maluszki nie radzić z emocjami.
Przeczekać trzeba nam 😉 Bunty, podobnie jak skoki rozwojowe to często nadużywane hasła… ALE. Gdyby nie one, nie wiem, jak bym przetrwała wszystkie gorsze dni 😀
Masz zupełną rację! Ja dzięki świadomości istnienia skoków rozwojowych dałam radę. 🙂
Musi swój charakter pokazać, a co! 🙂
ha ha … rządzi 🙂 Milka tylko czasem 🙂
To u nas czasem bywa tydzień „na nie” i tydzień „na tak”. Zaskakuje mnie oprócz Mikołaja oczywiście to moja cierpliwość, która kończy się i za chwilę odnawia, zaskakujące:D
Ja w takiej chwili wyłączam myślenie. Bo nic ńie daje przytulinkę i spokojna rozmowa. Puszczam go i myśle np co zrobię na obiad. Nim wymyślę już jest cisza i mozna sie na nowo poprzytulac. Gdybym do niego mówiła, on nakrecalby sie jeszcze bardziej, a moja cierpliwość.. Pewnie musiałabym gryźć się w palce 😉
My też już bunt mamy. Czasem jestem to buncik, a czasem „buncior”, gdy próbuję rozebrać, przez pół godziny, potem rozbieram na siłę, a synal jeszcze kolejną godzinę ryczy. Albo półtorej godziny ze sprzątaniem. Nie wiem skąd w takich chwilach tyle cierpliwości u mnie, skoro inne błahostki sprawiają, że wybucham.
I trochę się boję tych kolejnych buntów
Pozdrawiam 🙂
Chyba z każdym buntem cierpliwość rośnie w sile 🙂 a przynajmniej taka mam nadzieje, bo jak mówią małe dziecko, mały kłopot.
A i ja tak mam. Najgorsze jest to kładzenie na podłodze. Gabryś kładzie się, płacze i wszystko jest na nie. Dotknąć – nie, odejść nie, zostać nie. Czuję się wtedy trochę bezradna.
Mati położył sie raz, pech chiał że w sklepie. Pewnie dla kogoś z boku, nie posiadającego dziecka brak mojej reakcji mógł wyglądać bezdusznie.
Ola, trzeba przetrwać. Kiedyś sie skończy 🙂
My często nie radzimy sobie ze swoimi emocjami, z różnymi zachowaniami, a co ma powiedzieć takie małe ciałko, które do tego nie może nam powiedzieć konkretnie o co chodzi – ale mamy są stworzone do tego, żeby i to znieść 🙂
I to trwa im dalej w las hihi 🙂 U nas podobnie. Emocjonalny kalejdoskop.