Szybka aklimatyzacja

Jesteśmy spowrotem w Krakowie. W naszym mieszkanku. Jak ja się stęskniłam! Nie było nas ponad miesiąc. To mój pierwszy raz tak długo poza domem. Matiego zresztą też.
Sprawdza się powiedzenie, że wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Kocham to nasze gniazdko, jego zapach, przytulność. I nie ważne, że czasem ciasno. I co tam tramwaje za oknem. Jesteśmy razem, jesteśmy u siebie.
Ale, żeby nie było. U dziadków też nam było cudownie. I ani trochę nie narzekam, bo przez ten miesiąc dali mi odpocząć na całego. Rano, gdy tylko Mati się obudził, babcia lub dziadziuś pukali do drzwi i porywali mojego synka na zabawy, a ja miałam jeszcze godzinkę na dospanie. Dzięki temu nauczył się robić papa. To było jak rytuał, bo Mateuszek doskonale wiedział, co go czeka po przebraniu i od razu zmierzał po łóżku w kierunku drzwi.
W ciągu dnia były spacery, wygłupy, różne zabawy. A jako, że pogoda nam sprzyjała to większość z nich na świeżym powietrzu.
Naprawdę nie mogę narzekać. Jednak była tęsknota. Przede wszystkim za mężem. Przez te 12 lat odkąd jesteśmy razem jeszcze nie zdarzyła nam się tak długa rozłąka. Mimo, że rozmawialiśmy codziennie przez telefon, to brakowało jednak przytulenia, bliskości, wspólnych wygłupów, a nawet kłótni 😉
Brakowało też naszych 4 ścian, codziennych rytuałów, otoczenia. Będąc tam tęskniłam za Krakowem. Ciekawa jestem kiedy zacznę tęsknić za wsią..
Wracając do domu, przez całą drogę zastanawiałam się jak Mati zareaguje na nowe otoczenie. Nowe, bo przecież miesiąc czasu to bardzo dużo dla niemowlaka. Czy będzie tęsknił za codziennymi, wieczornymi wygłupami na barana u dziadka? Czy pozna naszą sypialnię, swoje stare zabawki?
Niepotrzebnie się martwiłam. Gdy tylko zaspokoił głód po wejściu do domu, z ciekawością zaczął się rozglądać po pokoju. Raczkując, dotarł do pudła z zabawkami, ale nie zajęły go na długo. Dużo większą frajdą było wspinanie się po walizce, wprost na łóżku, kiedy ja próbowałam nas rozpakować.
Pohuśtał się też trochę w swojej huśtawce wydając okrzyki radości, a następnie zmierzył w kierunku kabla od domofonu. Witamy w domu! Pisałam o kablu już kiedyś, że jest dużą atrakcją dla Mateuszka i przyciąga go jak magnes. Różnica taka, że teraz ciągnął za niego na tyle mocno, że mąż wsiadł w auto i pojechał do pobliskiego sklepu po listwę maskującą (da się? da!). Mati w tym czasie natomiast dorwał się do Szelmowej miski z wodą. Zabawa przednia!
Nie potrzebowałam więcej potwierdzeń, że zaaklimatyzował się bez większych problemów. Uff.
A potem tatuś zrobił niespodziankę, bo przytaszczył ze sklepu wielką ciężarówkę, która robiła furorę przez dobre pół godziny. Po cichu dodam, że moi obaj mężczyźni wykazywali równie mocne zainteresowanie, więc nie wiem czy zabawka kupowana była tylko i wyłącznie z myślą o Matim.
Po zabawie ładnie zjadł kaszkę, dał się wykąpać i po około 15 minutach zasypiania odpłynął. Czyli wszystko bez zmian, tak jak było do tej pory.
Zobaczymy jak będzie jutro rano, ale jestem dobrej myśli.
Dodaj komentarz
14 komentarzy do "Szybka aklimatyzacja"
ja też chłonę wszystko gdy jestem poza domem, a potem wracam do swojego ukochanego koca, kubka, wygodnej strony łózka noo lubię to i już
w domu zawsze najlepiej, ja też w swoich malutkim M czuję się najlepiej:) a Mateuszek pewnie pamięta zapach, wygląd swoich „starych kątów” :))) dobrze, że poszło gładko
Oj NIe martw się:) my bardzo dużo jezdziliśmy – z miejsca na miejsce, gdy mój Starszy Synek był malutki, czasami do domku wracaliśmy nawet po kilku miesiącach ale On i tak wiedział, że to jego miejsce na ziemi:) I u Was tak będzie:) chociaż pewnie zatęskni za Dziadkami..
Haha, skąd ja to znam. Faceci, którzy mają synów to chyba większość zabawek kupują pod siebie 😀 Hubert na roczek dostał od cioci mojego narzeczonego klocki, coś podobnego do Lego Duplo. (Ona taka roztrzepana jest, kiedyś kupiła młodemu spodnie z różowymi lamówkami i kokardą. 😀 ) Młody na to za mały, więc mówię, że trzeba schować. A narzeczony: – to nie mogę otworzyć? 😀
Jak widać nawet dziecko wie, że nie ma jak w domu 😉 Ściskamy Was mocno!
Racja, wszędzie dobrze ale w domku najlepiej.
http://rodzice-plus-dziecko.blogspot.com/
Miesiąc to faktycznie długo, ale teraz stare zabawki okazują sie zupełnie nowe:). Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszlo:)
najwazniejsze, ze MATI nie mial problemu :))
Przydała by mi się taka chwila oddechu 🙂 Dobrze, że już jesteście 🙂
Masz rację. Co jak co, jednak w domu najlepiej 🙂
dzieciom też wszedzie dobrze, a na pewno u dziadków, ale w domu najlepiej :0
Dobrze, że Mati tak fajnie dostosowuje się do nowego otoczenia i ludzi. Miko też wczoraj na urodzinach mojej Siostry w gwarze spał sobie w pokoju obok, a w domu lekkie stuknięcie Go budzi. Mam też tak cudnych rodziców, którzy mi podkradają zawsze Mikołaja, dlatego właśnie wróciliśmy od Nich i w środę znów na trzy dni jedziemy:) ciężarówka pierwsza klasa!
Wszędzie dobrze ale w domu zawsze najlepiej. U nas wygląda to podobnie choć do tej pory wybywaliśmy na krócej. Super, że Mati to taki mały podróżnik i świetnie się przystosowuje do otoczenia:)
To dobrze że jesteście w swoich klimatach:)
Pozdrawiam:)***b