Matka Polka na emigracji- kierunek Dania

Tak jak wspominałam, dziś pierwszy post w cyklu Matka Polka na emigracji.
Na pierwszy ogień Natalia, autorka bloga Wikingowo, która opowie nam o opiece prenatalnej i pierwszych dniach po narodzinach dziecka w Danii.
Serdecznie zapraszam Was do lektury.
Czy lekarz od wszystkiego tak naprawdę jest do niczego?
Opieka prenatalna w Danii…temat rzeka. Na pewno różni się ona od tego, jak to wygląda w Polsce. Można powiedzieć, że są to dwie różne kwestie podejścia do ciąży.
Ale zaczynając od początku, najpierw umawiamy się na wizytę z naszym lekarzem rodzinnym/pierwszego kontaktu, który nomen omen jest lekarzem od wszystkiego.. Tutaj mogę dodać, że w Danii lekarz taki przyjmuje w „lægehus”, czyli czymś w rodzaju polskiej przychodni. W przychodni tej znajduje się kilku lekarzy, każdy od wszystkiego. Także niech nikogo nie zdziwi, że wchodząc do gabinetu lekarskiego, możemy zobaczyć model nogi, tablicę do badania wzroku i fotel ginekologiczny. Czy takie rozwiązanie jest dobre? Ciężko mi powiedzieć, jak dla mnie jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego…
No, ale wracając do tematu, więc udajemy się do lekarza, który stwierdza, że kobieta jest w ciąży, odkrywca ;). W okolicach 8-10 tygodnia lekarz wypełnia dokumenty ciążowe, które towarzyszą kobiecie już do końca ciąży.
Podczas tej wizyty lekarz powinien również zbadać ciężarną, no ale z tym bywa różnie, ja badania takiego nie miałam, bo mój lekarz (nawiasem mówiąc Polak) stwierdził, że tego badania już się nie wykonuje, ale po rozmowie z innymi dziewczynami rodzącymi w Danii, wiem, że one takie badanie miały, więc nie wiem, czy jest to zależne od regionu, czy od pracowitości lekarza, do którego już wcześniej straciłam zaufanie. Zażyczyłam sobie by zostały zrobione mi badania krwi oraz wybrałam miasto, do którego chcę jeździć na wizyty do położnej (w tym przypadku mój lekarz też się nie spisał, bo pomylił nazwy miast, na szczęście sama do tego doszłam- miasta te leżą jakieś 40km od siebie) i miasto w którym chcę rodzić. No i tyle, od tej pory w okresie ciąży, lekarza już nie widziałam.
Co ze zdjęciem na pamiątkę?
Po jakimś czasie otrzymałam list ze szpitala w mieście, w którym jest szpital, z informacją, kiedy mam przyjechać na usg. Na usg jeździłam do szpitala, w którym później urodził się synek. Szpitale takie są w dużych miastach, więc jeżeli mieszkacie w mniejszym miasteczku, liczcie się z tym, że nie będziecie miały badań na miejscu. W Danii ciężarna ma prawo do dwóch badań usg, nie wiem dlaczego ja już w pierwszym liście dostałam 3 terminy. Pierwszy w okolicach 12 tygodnia, podczas, którego określany jest wiek dziecka i data porodu. Drugie badanie jest w połowie ciąży (zamiast jednego badania miałam dwa w obrębie 3tygodni, bo za pierwszym razem Wiking nie miał ochoty się pokazać, z resztą zwykle wystawiał nam swój mały tyłeczek, więc nie można było wykonać dokładnych pomiarów). I tylko te dwa badania usg ma większość kobiet, ja miałam umówione jeszcze jedno w 37tygodniu, a ponieważ Wiking nie miał ochoty opuścić maminego brzucha, byłam na kolejnym, 10 dni po terminie. Jest jeszcze jedna informacja odnosząca się do usg, pewnie każda mamusia chce mieć album wypełniony zdjęciami swojego malucha przebywającego w brzuchu, więc o takie zdjęcia przed każdym badaniem należy się upomnieć i są one odpłatne (ok. 40kr). Niestety upominanie się nie zawsze skutkuje, o czym ja się przekonałam, dlatego też zdjęcia mam tylko 2, z pierwszego badania (zawsze albo zapomniano o zrobieniu dodatkowych zdjęć albo nie było jak, raz powiedziano mi, że sobie narobię zdjęć ile chce jak już maluch będzie po drugiej stronie brzucha 😉 ).
I to tyle odnośnie badań szpitalnych.
Czy w Dani dzieci mogą się skurczyć?
Podczas ciąży nie ma wizyt lekarskich, za to chodzi/jeździ się na wizyty do położnej (jordemoder). Na wizyty do mojej położnej jeździłam od ok. połowy ciąży, co ok. miesiąc, na końcu ciąży co 2 tygodnie. Mam mieszane odczucia odnośnie tych wizyt, może po prostu nie trafiłam na odpowiednią położną. Podczas tych wizyt położna powinna robić badania na obecność białka (moja dopiero na końcu zaczęła je robić), sprawdza wagę, ciśnienie, mierzy brzuch (macicę), słucha tętna dziecka i sprawdza za pomocą rąk wagę dziecka (to też różnie się udaje, wiem, że niektórym znanym mi dziewczyną, położna potrafiła podać długość i wagę dziecka idealnie, natomiast moja nie była w tym zbyt dobra, na 4tygodnie przed pojawieniem się Wikinga, określiła jego wagę na ponad 4000g, co mnie przeraziło, bo przecież dalej rośnie, jak się okazało, Wiking urodził się z wagą 3380g, więc kolosem nie był, a raczej wątpię, żeby się skurczył 😉 ). Położna również pyta ciężarną, czy ma jakieś pytania i to tyle. Dodam jeszcze, że położna zaproponowała mi uczestnictwo w kursie/warsztatach dla przyszłych mam, miało to potrwać około godziny. Ja na tym spotkaniu nie byłam, bo zbyt ciężko znosiłam jazdę autobusami. Z tego samego powodu nie udałam się na „wycieczkę po porodówce”, do której również każda ciężarna ma prawo (położna podała mi termin takiej wycieczki, wypadł w 39tym tygodniu i nie było sensu tłuc się autobusem ponad godzinę, skoro i tak porodówki się jeszcze naoglądałam, że hoho).
Nie ma powodów do paniki!
Ja jestem średnio zadowolona z opieki, bo jednak przy pierwszym dziecku kobieta chciałaby być pod lepszą ochroną, ale takie już jest to duńskie podejście (skoro nic się nie dzieje, to nie panikujmy). Dodam jeszcze, że miałam wykonane jeszcze jedno badanie pod kątem cukrzycy ciążowej, które polega na wypiciu na czczo kubka glukozy (bleeeee), odczekaniu w poczekalni kilku godzin, po czym sprawdzeniu poziomu cukru we krwi.
Gdy dziecię nie chce wyjść!
Byłam jedną z tych szczęśliwych mamuś, szczęśliwego dziecka, które było tak szczęśliwie zadomowione w moim brzuchu, że nie chciało wyjść. Co w takiej sytuacji robi się w Danii? Ogólnie rzecz biorąc najchętniej nie robiono by nic, no, ale gdy czas przenoszenia zbliża się do dwóch tygodni, to lekarze/położne w końcu się litują nad ciężarną i zapowiadają wywoływanie. Niestety nie jest to zbyt fajna procedura, tym bardziej, gdy mieszka się daleko od szpitala i nie ma samochodu. Wszystko zaczyna się od umieszczenia ciężarnej w pokoju „porodowym”, sprawdzeniu postępów, a później podaniu prostaglandyny. Potem trzeba poczekać godzinę, by położna mogła podłączyć ktg i sprawdzić tętno płodu. Jeśli zabieg ten nic nie pomoże, to jest powtarzany wieczorem. I tu pojawia się problem, gdy mieszka się kawałek drogi od szpitala, to powrót do domu na godzinę nie ma sensu. W ten o to sposób spędziliśmy z mężulem w tych małych pokoikach trzy dni.
Litości!
Dnia trzeciego postępów wciąż brak, na szczęście kolejna położna, na wieczornym dyżurze zlitowała się i podała oksytocynę. Mogę dodać, że położna z dziennej zmiany zapytana o to co zrobimy skoro dalej nic się nie dzieje, powiedziała, że będą podawać prostaglandynę przez kolejne dni (to może załamać).
Znieczulamy?
Jeśli chodzi o możliwości znieczulenia, to w Danii jest kilka opcji, wszystkie darmowe, i tak mamy oczywiście epidural, gaz rozweselający, okłady, akupunkturę… Jeśli chodzi o epidural to każda ciężarna może o niego poprosić, ale nie zawsze może go dostać, gdyż czasem anestezjolog może być zajęty i po prostu nie zdąży go podać. Jest również możliwość umówienia porodu w wodzie.
Cztery godziny odpoczynku i do domu?
Jeśli jest to Twoje pierwsze dziecko i nie ma żadnych komplikacji, to po ok. 4 godzinach od porodu, kobieta przenoszona jest do hotelu (są tam położne). W hotelu może przebywać wraz z osobą towarzyszącą (osoba ta ma darmowy nocleg i śniadania). Jeśli wszystko jest ok. to opuszcza hotel po dwóch dniach. Jeśli wystąpiły jakieś komplikacje tak jak w moim wypadku (lub nie ma miejsc w hotelu), wtedy kobieta z dzieckiem zostaje w szpitalu. W szpitalu, w którym ja byłam (w Aalborg’u) pokoje były 2-osobowe, na dwa pokoje była jedna łazienka, z przewijakiem, prysznicem. Pokoje były podzielone na pół parawanem, przy każdym łóżku był wygodny fotel do karmienia i mały telewizor (jakby kto miał siłę oglądać 😉 ). Bobaski były w łóżeczkach przy mamach. Poza tym w szpitalu był jeszcze jeden pokój z przewijakami i fotelami do karmienia. W każdym momencie można było wezwać położną za pomocą guzika przy łóżku. Posiłki były smaczne (taki bufet). Do dyspozycji mam były ręczniki, koszule, piżamy, pieluszki dla dzieci i ubranka. Były wyznaczone czasy wizyt (tatusiowie mieli bez ograniczeń), ale zawsze można było wyjść z maluchem na korytarz, gdzie stały stoliki z krzesłami.
A co jeśli jest to poród numer 2, 3, 4…? W tym przypadku, jeśli nie wystąpiły komplikacje, zarówno mama jak i niemowlę po ok.4 godzinach od porodu wracają do domu.
Czy duńskie mamy nie mają instynktu macierzyńskiego?
Po powrocie do domu, przez okres ok.9 miesięcy odwiedza nas w domu pielęgniarka (sundhedplejerske), która mierzy, waży dziecko i sprawdza jak się mamy. Te wizyty jak dla mnie średnio przydatne. Bardziej ciekawi mnie waga i wzrost mojego dziecka niż to co pielęgniarka ma do powiedzenia. Za każdym razem była zdziwiona, że ja nie mam pytań odnośnie Wikinga (nie wiem czy duńskie mamy nie mają instynktu i jakiś „podstaw” macierzyństwa), za to innym razem jak zapytałam o szczepienie, to nie umiała udzielić mi odpowiedzi. Na szczęście czeka mnie jeszcze tylko jedna wizyta tej pani. Na szczęście, bo tak jak pisałam, nie widzę ich potrzeb, a poza tym zawsze czuję się spięta jak przychodzi, bo mam wrażenie, że podlegam ocenie. Dodam jeszcze, że pielęgniarka publikuje raport z wizyt w dzienniczku naszego dziecka, do którego mam dostęp przez www.sundhedsvejen.dk, pisze tam o dziecku, o tym o czym rozmawialiśmy (nawet o tym, że mama rozmawia z dziadkami przez skype ?!) i o tym co nam doradzała (tutaj chyba mamy do czynienia z metodą kopiuj-wklej, bo rzadko kiedy są to informacje prawdziwe).
Co sądzicie? Chciałybyście aby Wasze dziecko przyszło na świat w Danii?
Jeżeli macie jakieś pytania do Natalii, śmiało piszcie w komentarzach.
Zapraszam Was na bloga Wikingowo, gdzie możecie poczytać również o innych aspektach życia w Danii.
Mamy chcące podzielić się swoją historią ciągle mogą wysyłać zgłoszenia na mój adres email.
Dodaj komentarz
19 komentarzy do "Matka Polka na emigracji- kierunek Dania"
ciekawe, ale pomyśle czy w Danii 🙂
Najbardziej fajna sprawa to szpital i opieka po porodzie. Luksus jesli chodzi o warunki. reszta – przyzwyczajona do Polskich norm, jakoś nie mam przekonania do opieki okolo ciążowej…
To ja już wole Polskę. Pal licho telewizor w pokoju, przynajmniej ciążę mi ratowali, kiedy była zagrożona. A tam Andrzejek nie miałby szans:(
W Danii jeśli już coś się dzieje, to opieka jest naprawdę dobra, nie czeka się miesiącami na wizyty, jeśli sprawa jest pilna. Nie pisałam o tym w tekście, bo i nie to jest tematem posta, ale poród dla mnie skończył się niemalże tragicznie, synka poznałam po kilku godzinach, bo wylądowałam nieprzytomna na oiomie, a jednak tutaj jestem, ba po paru godzinach od przebudzenia, zajmowałam się już sama dzieckiem 🙂
Natalia http://www.wikingowo.com
Hej! Jestem polską polozna, którą od roku pracuje w UK. Jezeli ktos ma jakies pytania odnosnie opieki prenatalnej, porodu,opieki poporodowej w Anglii, chętnie pomogę. Pozdrawiam Martyna
(Kochana! Bardzo fajny cykl 😉 )
Fajny post, wiele można się dowiedzieć i porównać. Ale jakoś nie przekonuje mnie bycie ciężarną w Danii, chyba w Polsce jest lepiej, takie mam odczucia.
http://rodzice-plus-dziecko.blogspot.com/
Ja podobne mam odczucie jak dziewczyny, że w Polsce chyba lepiej być w ciąży i rodzić.
Ale naprawdę fajnie jest poczytać jak to jest w innych krajach 🙂 ciekawy cykl
Myślę, że opieka w czasie ciąży jest na plus dla Polski, ale jeśli chodzi o szpital, to chyba mały plusik dla Danii 🙂
Ha ha zaraz się okaże jak to w Polsce mamy cud, miód i orzeszki. No i z jakiego powodu przyjdzie nam narzekać?
Poznanie innych kultur i zwyczajów jest bardzo ciekawe, jeszcze bardziej, jeśli chodzi tu o dzieci i ich opiekę, szpital itp Fajny post!
Co kraj to obyczaj 🙂 Oczywiście nam się zawsze wydaje, ze mamy najgorzej
Co fakt, to fakt, gdzie by człowiek nie był, to i tak znajdzie coś na co można narzekać 😉
Natalia wikingowo.com
Po przeczytaniu tego postu cieszę się, że rodziłam w PL 🙂 czekam na kolejne z cyklu.
Bardzo ciekawy cykl 🙂 Jestem ciekawa jak jest w innych krajach 🙂 Pozdrawiam i zapraszam do mnie http://www.lovejuneblog.blogspot.com
Hm wszędzie dobrze ale w domu najlepiej?:) Mnie się opieka po porodzie zupełnie nie podobała. Modliłam sie tylko żeby wyjść ze szpitala. Oczywiscie rodziłam w PL. Ale te opisy Dunskiej pielegniarki rozmów na skypie mnie powaliły:-p.
faktycznie wydaje się, że w PL bardziej otacza się opieką przyszłe mamy:) ja właściwie – poza paroma wyjątkami – byłam pod naszą publiczną opieką zdrowia i czułam, że naprawdę się o mnie troszczą 🙂 jednak w innych dziedzinach lekarskich nie jest już tak różowo…:)
mama silesia wcześniej benkowo
Bardzo fajny artykuł 😉
Ja przeszłam połowę ciąży w Chile i jak się dowiedziałam że jestem chora i nie ma leku który pomoże to od razu wsiadłam w samolot i do PL!!! U nas lek ogólnie dostępny i dzięki temu mam zdrowego synka 🙂 Oj nigdy już na opiekę medyczną w Polsce nie będę narzekać, bo w ciąży była najlepsza!!!