Wstrząśnięta kontra niezmieszana
Mała anegdotka. Lecz nie o wyskokowych przyjemnościach, sądząc po tytule.
Rzecz się wczoraj przydarzyła. Wracając od alergologa (o efektach wizyty pewnie popełnię osobny post) uprosiłam męża o podjechanie do „konkretnej” galerii celem zakupu spodenek dla Mateusza.
Tak się złożyło, że Mati zrobił sobie popołudniową drzemkę, akurat w momencie kiedy parkowaliśmy pod sklepem (trafiła się miejscówka dla rodzin z dzieckiem). Ustaliliśmy, więc z B., że zaczeka z Matim, a ja biegusiem po portki polecę. Jak uzgodniliśmy tak uczyniłam.
Spodnie kupione, wracając do auta zamówiłam jeszcze po szybkim hot-dogu, gdyż dzień na wariackich papierach pozwolił na konsumpcję w domu resztek pomidorowej (ja) oraz zupy romana (małż). Głód już nam w oczy zaglądał, a to grozi nerwami ze strony męża. Wolałam więc nie ryzykować kłótnią 😉
Wróciłam do auta, B. zabawiał akurat na tylnym siedzeniu Mateusza. Pomachałam hot dogami przez szybę, żeby wyszedł (w aucie nie jemy, pamiętajcie! :P). No więc stoimy koło auta, szamiąc nasze hot dogi. Zajeżdża srebrne bi-em-dablju. Za kierownicą młoda dziewczyna, obok niewiele starszy chłopak. Stają obok nas, na miejscu przeznaczonym dla rodzin z dziećmi. Kilka metrów dalej parę wolnych miejsc, już tych zwykłych.
Rzucam mimochodem do B, że ostatni raz mam skrupuły stając na miejscu uprzywilejowanym (tak, głupio się czułam, że stanęliśmy skoro z auta nie wysiadałam z wózkiem i małym- nie ważne, że jesteśmy na zakupach rodzinnie). Jeśli zaszłaby potrzeba mąż przeparkowałby auto.
W tym momencie dziewczyna wsiada do auta ponownie, odpala. Myślę sobie, brawo skumała!
No, odpala i…podjeżdża 10 cm do przodu…bo tył auta minimalnie wystaje. O żesz!
Aż mi prażona cebulka spadła na ziemię z wrażenia.
Dziewczyna wysiada (kątem oka rejestruję, że ma na sobie niebieskie legginsy i „duże” szanowne cztery litery). Naprawdę ogólnie złośliwa nie jestem, ale w tym momencie mówię do mojego B. (żałuję, że nie jestem na tyle bezpośrednia, żeby zwrócić się wprost do niej), że gdyby stanęła kilka metrów dalej na pewno mały spacerek nie zaszkodziłby na ów szanowne cztery litery.
Oczywiście dziewczę ma w głębokim poważaniu mój wewnętrzny sprzeciw. Ot, ja wstrząśnięta, ona nawet niezmieszana. Mąż proponuje, że wrzuci jej za wycieraczkę karnego k…a mhmm kaktusa.
Tak, tak jesteśmy tacy Wrr-edni!
Akurat w tym momencie ze sklepu wyszła rodzina z dwójką małych dzieci. Chyba kobieta widziała całe zajście, bo słyszę wymianę zdań jaką prowadzi z mężem. Zmierzają do pozostawionego niedaleko (ale nie na miejscu uprzywilejowanym) auta.
Tak sobie myślę, nic mi dziewczyna osobiście nie zrobiła. Po prostu stanęła na miejscu uprzywilejowanym, z którego mógłby skorzystać ktoś potrzebujący. Ale czy tak ciężko podejść te kilka metrów dalej? Poważnie nie rozchodzi mi się o bliskość do wejścia, gdyż mając wózek nie jest problemem przejechać tę odległość.
Chodzi o fakt, że miejsca przeznaczone dla rodzin są szersze i dzięki temu bez problemu mogę wyciągnąć fotelik z Mateuszkiem z auta. Na zwykłym miejscu parkingowym, gdzie obok stoją blisko siebie inne samochody nie jestem w stanie wykonać takiego manewru. Pozostaje mi wtedy wyciągnąć fotelik wcześniej i dopiero zaparkować. Jest to możliwe tylko wtedy gdy jestem z mężem. Logiczne, że nie zostawię Mateusza na ulicy w foteliku po to, by zaparkować.
Jeśli jestem sama i nie trafi mi się szerokie miejsce nici z zakupów.
Czy tak trudno niektórym zastanowić się troszkę? Ktoś po coś te miejsca uprzywilejowane wymyślił. Nie dla bliskości wejścia, lecz dla wygody- umożliwienia zrobienia rodzinnych zakupów.
Zresztą co ja sobie myślę, niektórzy ludzie są jacy są. Niejednokrotnie się o tym przekonałam będąc w ciąży…
Edit: Jedna z mam rzuciła trafne określenie na parę, o której piszę. Cyt. „wielkodupna dziunia i jej żigolo”. Strzał w 10! 🙂
Ps. Bardzo przepraszam za obraźliwe określenie użyte w kierunku dziewczyny. Po namyśle stwierdzam, że mi głupio za kąśliwą uwagę odnoszącą się do jej 4 liter.
Dodaj komentarz
53 komentarzy do "Wstrząśnięta kontra niezmieszana"
z idiotami nie wygrasz – pokonają Cie swoją bronią – tupetem i brakiem mózgu.. eh :/
Miłego dnia!
(bardzo mnie rozśmieszyła ta cebulka co z wrażenia upadła:)) )
Niestety takich „lasek” w sensie też ludzi jest bardzo dużo !
No niestety. Zgadzam się…
Eh, ludzie. Poprostu ludzi…
Buuuuuu
Ps. Wiem, że to brzydko obgadywać innych i nabijać się z ich wyglądu. Wierz mi bądź nie, nie robię tego na codzień. Tu emocje wzięły górą i już. Wstyd mi nie powiem..
poniekąd zgadzam się z anonimowym tylko mam jedno ALE.
spróbuj w realu zwrócić uwagę takiej parce. Jak to ktoś na dole pięknie i trafnie określił dziunie i ich żigolo.
skoro Ci ludzie oprócz braku mózgu nie mają także kultury to trudno o merytoryczną dyskusję..
a na ich poziomie prędzej dojdzie do rękoczynów niż coś zrozumieją.
no niestety.
o to to to
Oj, ile razy spotkałam się z podobną sytuacją…
A mówią, że nasze społeczeństwo takie uświadomione i tolerancyjne…
Chciałabym mieć takie riposty na zawołanie. Mnie wtedy z reguły zatyka, nie wiem co powiedzieć, robię się jak burak czerwona. Dlatego pewnie całą ciążę stałam w kolejkach, rzadko kiedy ktoś mi ustępował miejsca, bo po prostu nie umiałam się o nie upomnieć 🙁
Chciałabym żartować, jednak asertywność u mnie kuleje… Nawet jeśli już się zdobędę na taki czyn to potem jest mi głupio. W sensie co sobie ten ktoś o mnie pomyśli. Tak samo było gdy pracowałam, nie raz obiecywałam sobie, że komuś odmówię, bo np brakowało mi czasu. I jak już powiedziałam nie czy np co konkretnie o danej rzeczy myślę, to pojawiało się z tyłu, że może lepiej było się nie odzywać, bo jeszcze się ktoś obrazi.. paskudna cecha 🙁
pomyśl: czy naprawdę ważne by było co pomyśli o Tobie panna z bmw ? ;)poza tym ja myślę tak: te wszystkie przywileje należą się naszym Synom nie nam (zwłaszcza jak byli jeszcze w brzuszkach), a oni jeszcze nie potrafią o nie walczyć, więc zawalczyć musimy MY (bo nikt inny za nas tego nie zrobi) 😉 z tej perspektywy takie upominanie się o należne nam prawa wygląda naprawdę rozsądnie, czyż nie ? 🙂
(zapominam się podpisywać : A. kleo1978@gazeta.pl)
Fakt! 😀 Będę starała się przypominać sobie Twoje słowa za każdym razem gdy znajdę się w sytuacji, w której przyjdzie mi się zmierzyć z problemem :)))
Trzeba jej było zwrócić uwagę. Następnym razem może nie powtórzy. Co do ciąży, to mam taką teorię, że kobiety w ciąży stają się niewidzialne.
Racja. A co najgorsze niewidzialne dla innych kobiet, które raczej same kiedyś w ciąży były… 🙁
No nie bez powodu ktoś kiedyś wymyślił mądre hasło, które wkładano za wycieraczkę samochodów ludzi parkujących na miejscach dla niepełnosprawnych”zabrałeś moje miejsce, zbierze też niepełnosprawność”
Niestety są ludzie i taborety.
Masz rację, będąc w ciąży można nie raz odczuć na własnej skórze.
o ile w ciąży z Emilią na każdym kroku spotykałam się z ludzką życzliwością, ustępowaniem miejsc, wpuszczaniem do kolejki, tak teraz nie dość, że w zaawansowanej ciąży i z małym dzieckiem nikt nie myśli ustąpić, przepuścić. dwa lata różnicy, a różnica ogromna. jakaś ogólna znieczulica chyba zapanowała.
co najśmieszniejsze, w pierwszej ciąży czułam się dobrze i mogłam stać, a w tej jest mi słabo i wszystko mnie boli, a stać muszę 😉
ot taka złośliwość losu.
Ja się z różnymi podobnymi sytuacjami spotykam na co dzień….np pierwszy lepszy przykład. Mamy obok Kościoła parking, na nim miesca dla niepełnosprwnych. Idę z Wiką z wózkiem a tu nagle podjężdża młoda para, parkują na miescu dla niepełnosprawnych, ona na szpilkach on też nie wyglądał żeby mu coś dolegało…legitymacje mieli…z ciekawości podeszłam…legitymacja wypisana na kobiete…chyba Babci skubneli żeby sobie blisko Kościoła zaparkować…
widzisz, jak Ty to trafnie ujęłaś! Wielkodupne dziunie i ich żigolo! Genialny opis tej pary z wczorajszej sytuacji 🙂
ja to dopiero pewnie za jakiś czas będę doznawać uroków zakupów rodzinnych.
zobaczymy jakie ja będę miała przygody:)
Niestety tak jak nie przestrzega się miejsc uprzywilejowanych dla niepełnosprawnych tak tez nie przestrzega się tych dla rodziców a dziećmi … ale pozostaje to co zawsze – dawać dobry przykład – My tak robimy 🙂
moze dupna na zwykłym parkinogwym by nie dała rady wysiasc z auta i dlatego? 😉
he he, aż tak doopna nie była 😛
haha, o tym samym pomyślałam 🙂
Echh niestety bardzo często spotykam się z tym zjawiskiem… Do ludzi jednak nic nie dociera 🙁
w galerii w moim mieście nie zauważyłam takich miejsc niestety choć czasem by się przydały. Ogólnie jestem zdecydowanie przeciwna takiemu zachowaniu. Miejsca uprzywilejowane są dla uprzywilejowanych i już!
Chamstwa niestety nie wytempimy
Ech szkoda gadać
ehhh… ja czasem mogłabym się w język ugryźć, ale w takich sytuacjach tam mi się „gotuje”, że muszę coś powiedzieć 😉 chyba że mąż zawczasu już mnie „uspokaja” 😉
No właśnie, z reguły sytuacja tak się kończy… żenada :/
zapomniałam, sama rzadko a raczej do tej pory nie stawaliśmy na takim miejscu, bo przeważnie albo nie było albo zajęte!!
ile razy spotkała mnie taka sytuacja 🙁
Kochana, ja jako osoba niepełnosprawna mogę stawać wszędzie, nawet na zakazach, ale wiesz co? Nie robię tego, bo mam dwie sprawne nogi. Myślę sobie, że nawet zwrócenie uwagi by nie pomogło. Są takie typy, to są typy „tylko na chwilę”, „tylko z jedną rzeczą” o których pisała niedawno Hafija. Takich typów nawet piećset zwróconych uwag nie powstrzyma od stawania tam gdzie nie powinni. Pozostaje nam nie popełniać takich błedów, aby nie stać się jednymi z nich.
Masz zupełną rację. Wszystko rozchodzi sie o kulturę osobistą..
zdarzyło mi się zwrócić uwagę takim dziuniom parkującym na miejscu uprzywilejowanym….nie wiem czy jest to kwestia lenistwa czy głupoty?
Pomysł z karnym 'kaktusem’ był świetny! Trzeba było nakleić 🙂
Skad ja to znam;) ile razy w ikei stalam jak ta p…a na koncu kolejki przy kasie dla mam i dzieci oraz kobiet w ciazy bo nie potrafilam sie glosno odezwac;/ ale w glowie za to mialam baardzo zlosliwe i brzydkie mysli;) oczywiscie bedac w ciazy. Pozdrawiam Kasia;)
witaj w klubie 😉
Szkoda nerwów… ale może zwrócenie uwagi coś by wskórało. Trudno stwierdzić.
Dobre dobre :-)))
a ja tam skrupułów nie mam – jestem wredna i chamska i zapewne odezwałabym sie złosliwie.
A w kolejkach nigdy nie stoje jak jestem z Laurą – moja wewnętrzna franca nakazuje mi domagać się tego co trzeba – czyli szybkiej obsługi.
Z Karolą w ciąży byłam cicha i dlatego wszedzie kopano mnie po 4 literach (w przenosni oczywiście kopano) ale teraz nie ma dobrej Kingusi – jest Kingusia wredna franca :))
hi hi w życiu bym Cię nie podejrzewała 😛
Trochę nie na temat, ale też o zakupach. To tez problem. Ostatnio widziałam rodziców z ok 5letnim synem. Po hali supermarketu wozili swoją pociechę w wózku sklepowym. W środku. Obok chleba i marchewki. W butach! To trochę denerwujące że potem ja wkładam produkty prosto do tego samego koszyka. W domu przydałoby się myć każde opakowanie po wyjęciu ze siatki zanim się je włoży do szafki czy lodówki. Wózki mają specjalne siodełka. Drodzy rodzice: nie sadzajcie dzieci tam gdzie inni klienci produkty.AW.
szkoda ze nie karaja mandatami:(
No niestety, ale są też tacy ludzie…
Ja jestem taka jak Ty. Gotuje się we mnie ale nic nie powiem.. Chyba nieśmiałość bierze górę. Ale u mnie tym odważniejszym jest S. więc pewnie mogłabym liczyć na jego wsparcie i małe słówko do takiej parki 🙂
Spokojnie, nikt nie ma Ci za złe, że tak nazwałaś tą paniusię i jej szanowne cztery litery, należało jej się!:)
Uwielbiam takie osoby i takie sytuacje,ludzie nie mają w ogóle rozumu…
Pozdrawiam kochana!