Mały dużych świat
Często się na tym łapię. Na zmieniających proporcjach. Coś co było kiedyś normalne i idealnie mieściło w ramionach, teraz jest za duże. Za szerokie. Gigantyczne. Nie urosło, nie utyło. A mimo wszystko.
Najczęściej doświadczam tego jak wyjedziemy na klika dni. Ja i Mateusz. Zostawimy B w domu. Wracamy za jakiś czas, a mój mąż rośnie. Obejmuję go i czuję się jakoś dziwnie. Bo on jest taki duży. I ma brodę, która drapie. A przecież Mati wchodzi mi na kolana i skulony niczym okruszek. Malutki, bezbronny.
Pamiętam jak będąc dzieckiem pokonywałam drogę do przedszkola. Szło się i szło. Najpierw wzdłuż bloku, potem przechodziło się na drugą stronę ulicy, by chodnikiem sunącym niczym Autostrada Panamerykańska dotrzeć w końcu do budynku. Spacer trwał całą wieczność. Tuż obok bloku usypana była wielka górka. Nie wiem czy kiedykolwiek jako dziecku udało mi się na nią wdrapać. Porażała wielkością. Jakież było moje zdziwienie, gdy 20 lat później przejeżdżając przez miasto mych dziecinnych lat zatrzymałam się i poszłam pod blok. Około 100 metrów dalej stał budynek przedszkola, a góra tuż obok bloku okazała się pagórkiem sięgającym co najwyżej drugiego piętra.
Dziecięca perspektywa jest zupełnie inna niż nasza- dorosłych. To naturalne, przecież różnimy się wzrostem, inaczej postrzegamy świat, inaczej oceniamy odległości. A mimo wszystko, kiedy doświadczam tego uczucia zaburzenia proporcji, gdy po dłuższym czasie przytulam się do męża, czuję się właśnie jak małe dziecko. Wtulone w ramiona dorosłego. I tak sobie myślę, że właśnie na tym polega fenomen bezpieczeństwa. Tak odbierają świat dorosłych dzieci. Coś dużego, nie do ogarnięcia bywa fascynujące, trochę niebezpieczne, niesamowite, a przytulne ramiona rodzica okazują się bezpiecznym schronieniem.
Dodaj komentarz
1 Komentarz do "Mały dużych świat"
Oj tak. Mamy dom w górach i za nim jest ogród. Jak byłam dzieckiem wydawało mo się, że nie ma końca. A teraz. No jak z twoją górą 🙂