Jak kształtować charakter dziecka
W jednej z notek, już jakiś czas temu odkryłam przed Wami cząstkę mnie.
Patrzę na Mateuszka i temat wraca, nie daje mi spokoju. Moje dziecko z każdym dniem coraz bardziej pokazuje swój charakter. Robi się bystrzejszy, uczy się, zdobywa nowe doświadczenia.
To sprawia, że często zastanawiam się kim będzie. Jaki będzie.
Rodzice wychowali mnie na cichą, skromną osobę. Nie posiadam charakteru, dzięki któremu przebojem idę przez życie. W relacjach z drugim człowiekiem jestem kulturalna i zawsze ważę słowa. Musi się stać coś naprawdę strasznego, ktoś musi bardzo mi zajść za skórę, wmieszać się tam gdzie nie trzeba, bym była wobec niego chamska. Nie mówię ludziom niemiłych rzeczy, bo nie chcę im sprawiać przykrości. Często te same osoby bez mrugnięcia okiem odwdzięczają mi się tym, czego ja unikam.
Mój mąż zwykle mawia „widzisz i znów ryczysz, bo boisz się powiedzieć co o tym myślisz”.
Ktoś nazwie to nieszczerością. Nic bardziej mylnego, na uwadze mam po prostu to jak poczuje się druga strona. I co sobie o mnie pomyśli w takim momencie.
Nie robię pewnych rzeczy, bo co ludzie powiedzą. To takie małomiasteczkowe myślenie. Może i nie wychowałam się na wsi, bo przez większość życia z uwagi na pracę mojego taty przenosiliśmy się z miejsca w miejsce. Z jednego miasta do drugiego. Korzenie jednak mam wiejskie. Nie jest to dla mnie powód do wstydu. Szczerze mówiąc patrząc na zachowanie niektórych mieszczuchów dumna jestem z tego.
Dziś sama jestem mieszczuchem, mam męża mieszczucha i takie samo mieszczańskie dziecko.
Niech nikt, więc nie odbiera tych słów zbyt dosadnie.
Jak wszystko i ten kij ma dwa końce. W pewnym sensie to wiejskie wychowanie, dorastanie we wspólnocie, dbanie o relacje rodzinne i dobrą opinię wśród ludzi sprawiło, że pomimo szczerych chęci niejednokrotnie omijało mnie coś. Bo nie wypadało zrobić, upomnieć się o swoje. No właśnie- upomnieć o swoje. Ludzie walczą o swoje, o coś co im się należy. Moja nieśmiałość nie jeden raz sprawiła, że machnęłam ręką zamiast się odezwać. Nigdy też nie byłam pyskata. Pokornie przyjmuje różne fakty, mimo, że wewnątrz aż się we mnie gotuje.
Odkąd zostałam mamą walczę sama ze sobą. Nie jest lekko, ale codzienne sytuacje sprawiają, że nie mam wyboru. Nie chodzi przecież tylko o mnie.
Mój mąż natomiast jest moim totalnym przeciwieństwem. Ma w głębokim poważaniu co sobie ktoś o nim pomyśli. Co w sercu to i na języku. Nie oznacza to, że ma na pieńku z wszystkimi. Po prostu nie daje sobie w kaszę dmuchać.
Czasem bywa to irytujące, przyznaję. Zwłaszcza w sytuacjach, w których wolałabym, żeby jednak pewnych rzeczy nie mówił na głos. On jednak nie widzi problemu w tym, by powiedzieć to co myśli.
Gdy już złość na niego mija, myślę sobie, że takiemu to jednak w życiu łatwiej.
Jeśli musi coś załatwić, zawalczyć o swoje, prosić szefa o podwyżkę, po prostu to robi. Mówi wprost o co chodzi. Ja w takiej sytuacji nie śpię co najmniej 2 noce przed, układając w głowie rozmowę tak, aby nie wyszło, że wysuwam jakieś żądania. Żeby na przykład szef sobie o mnie czegoś nie pomyślał…
Sytuacji, w których ja zachowuję się tak, a mój mąż zupełnie odwrotnie mogłabym mnożyć bez liku. Jesteśmy totalnymi przeciwieństwami.
Z nas dwojga powstał Mateusz.
Często zastanawiam się jaki będzie. Bardziej podobny do mnie, czy może do ojca. A może będzie zupełnie inny od nas obojga?
Jak mam go wychować? Jak ukształtować jego charakter?
Czy zrobią to geny czy środowisko?
Jaką drogę mu wskazać? Co jest ważniejsze?
Dobre relacje z otoczeniem czy umiejętność zadbania o swoje? Życzliwym słowem nie wyżywi rodziny. Ale w życiu liczy się też przyjaźń i to jak postrzegają nas inni. Nie można po trupach do celu. A może można?
Może obecne czasy, wyścig szczurów, parcie na szkło właśnie do tego zmierzają? Może w tych czasach nie ma miejsca na sentymenty i tkliwość wobec otoczenia? Nie dostosujesz się jesteś nikim. Dostosujesz to…
No właśnie. To co?
Dodaj komentarz
18 komentarzy do "Jak kształtować charakter dziecka"
Ja zawsze powtarzam, że Ci, którzy mnie dobrze znają, wiedzą, jaka jestem i wiedzą, ze za często co w głowie, to na języku – tych ludzi najbardziej cenię, bo mimo wszystko są ze mną. Generalnie dla wszystkich staram się być miła i przyjazna, ale czasem są ludzie, którzy na to nie zaslugują – wtedy jest też inaczej.
Myślę, że Mateuszek będzie mieszanką Was, będzie wyważony, a jeśli przez czytanie Twojego bloga mogę pokusič się o stwierdzenie, że na tyle, na ile Cię znam, to będzie bardzo dobrym człowiekiem – jesteś mądrą mamą i wychowasz Go na porządnego człowieka 🙂 O!
Dziękuję Ci ślicznie :*
Mam podobny dylemat.
My z mężem jesteśmy – oboje – bliżsi Twojej postawie. Tymczasem nasz Jędruś – syn dwojga spokojnych domatorów – jest jak na swój wiek człowiekiem niezwykle przedsiębiorczym i przebojowym. Doskonale wyczuwa, kiedy lepiej jest się przymilać, a kiedy trzeba zawalczyć o swoje – choćby siłą.I z jednej strony wiem, że jeśli nie utemperujemy go choć trochę, to raczej lubiany nie będzie, a z drugiej – łagodność to dobra rzecz, ale nie chcę, by kiedyś dawał się wykorzystywać na prawo i lewo.
Ja uważam, że indywidualne cechy osobnicze to coś na co nie ma większego wpływu. Moja siostra i ja jesteśmy wychowane przez tych samych rodziców i w taki sam sposób. Ona jednak jest cicha i raczej samotnik, zamknięta w sobie, a ja no cóż pyskata, przebojowa, towarzyska. Dlatego my ze swojej strony możemy tylko pokazać dziecku, które cechy są złe, ale nie sądzę, że możemy nauczyć go przebojowości jeśli z natury dziecko takie nie jest. Tak myślę.
Właśnie też tak myślę. Mam znajomych, oboje przebojowi, wygadani, bardzo weseli ludzie. Dusze towarzystwa, przy których nie sposób się nudzić. Uwielbiam ich. Ich córeczka jest identyczna. Pamiętam jak raz byliśmy na wyjeździe w Zakopcu i ta mała miała wtedy może 2 lata. Wparowała do naszego pokoju, widziała nas po raz pierwszy. Od progu rzuciła tekstem Cześć jestem Lenka, przyszłam się z Tobą pobawić bo mi się nudzi”. Od razu skradła moje serce, mimo, że wtedy do dzieci mialam podejscie raczej takie, że im dalej tym lepiej dla mnie 😉
Ja nie mam rodzeństwa, więc bardzo ciężko mi się do tego ustosunkować 🙂 Wiesz, fajnie spotkać kogoś kto wydaje się być naszym charakterowym odbiciem lustrzanym :))))
hmmm dobre pytania stawiasz:) myślę, że wiele rzeczy ma wpływ. Własna wrażliwość, czy jak można powiedzieć geny, doświadczenia w dzieciństwie, zachowania rodziców i ich traktowanie nas samych, ukształtowane poglady, które tez przecież sprawiają, że nie robimy tego czy tamtego…no ogólnie wydaje mi się, że jest wiele czynników, ale jeśli miałabym „obstawiac” dominujący, to wydaje mi się, ze rodzimy się już z charakterem i potem on się tylko uzupełnia:))
Ja też z gatunku tych nieupominających się o swoje. A jaki Mateuszek będzie, któż to wie. Ja chyba nie narzucałabym mu jakichś wzorców, tylko obserwowała, w jakim kierunku podąża i wtedy ew. interweniowała.
Też często zastanawiam się nad tym jaki będzie mój syn, jak go wychować. Myślę, że to największa rozterka matek 🙂
Wasz Mateusz będzie miał swój indywidualny charakter i temperament Jeśli w dzieciństwie otrzyma dużo miłości i czułości to wyrośnie z niego pewny siebie i świadom swojej wartości człowiek Wtedy nie będzie musiał do nikogo się dopasować kosztem zatracania siebie. Będzie sobą i będzie radził sobie z ludźmi, których spotka na swojej życiowej drodze Ja tak chcę wychować swego malca i bede spokojna o jego przyszłość gdy opuści on w przyszłości domowe gniazdo
Masz zupełną rację. W natłoku tych wszystkich myśli, ta najważniejsza nie przyszła mi do głowy. Dając mu miłość dam mu pewność siebie i otwartość na drugiego człowieka. Więcej mi nie potrzeba :))))
Czy da się znaleźć złoty środek? Hm…
interesujący post, daje do myślenia:)
fajny blog, obserwuje♥ i zapraszam do nas:
http://oliwkowy-swiat.blogspot.com/
Moja dwójka bardzo różna do każdego trzeba pidchodzić inaczej bo zwyczajnie sami to na Nas wymagają, marzenie moje żeby byli poprostu szczęsliwi
No u nas jest tak samo;-) Mąż wali prosto z mostu a ja kopie go po kostkach zeby przestal;-)
hihih mój w takim momencie zaraz walnąłby tekstem „no i co mnie tak kopiesz kobieto?” hahha