Poród
Będąc jeszcze w ciąży z zapartym tchem czytałam Wasze wspomnienia z porodów.
Jedne mnie uspokajały, inne wywoływały troskę o dziecko. Czytając różne opisy nie tylko na blogach, miałam jedną zasadę- czytam tylko te pozytywne. Bo dokładnie tak chciałam nastawić się na mój poród.
Pisałam zresztą, w którejś z notek, po jednej z lekcji w szkole rodzenia, że mam swoją wizję porodu. Zastanawiałam się nawet czy poród można sobie wymarzyć.
Otóż dziewczyny, owszem można. Nie wiem czy pomógł w tym mój optymizm, wiara, że będzie dobrze czy moje uwarunkowania anatomiczne.
Ale po kolei..
Jak wiecie zaczęło się w poniedziałek. Co prawda jeszcze troszkę wcześniej nim odeszły mi wody. Kładąc się spać, pomyślałam sobie, że rano się zacznie. Miesiączki zawsze miałam na tyle regularne, że jakimś dziwnym trafem wypadały w poniedziałek około 7 rano. A, że były przeważnie strasznie bolesne z reguły kończyło się urlopem na żądanie.
I tak leżąc w łóżku przypomniałam sobie o tym i pomyślałam, że skoro termin mam na poniedziałek to się pewnie zacznie koło 7 rano. Wiecie taki żarcik od losu.
Jak się później okazało zaczęło się gdzieś po północy, bo dostałam lekkich skurczy. Regularnych, jednak na tyle lekkich, że nie brałam ich pod uwagę. Początkowo pojawiały się co 18, 15, 13 min. Nad ranem były już co 10 min. Pamiętam jak po wizycie w toalecie wróciłam do łóżka po 6 rano i spytałam męża czy nie mógłby pójść ewentualnie na 9 do pracy, bo nie wiem czy się nie zacznie. Pół godziny później, wtulona w ramiona mojego B. poczułam jedno pyk. Jakby pękła banieczka. I nagle poczułam też, że na nogach robi mi się ciepło. Nie miałam wątpliwości, że odeszły mi wody. Wstaliśmy oboje, wykąpaliśmy się. Mąż wziął Szelmę na spacer i poszedł do sklepu po moje ulubione drożdżówki z serem. Ja w międzyczasie wrzuciłam notkę na bloga, zadzwoniłam do taty, dopakowałam torbę. Zjadłam śniadanko, a skurcze troszkę mocniejsze były już co 5 min. W szpitalu byliśmy o 8. Dojazd bez wielkiego pospiechu bo mamy do niego 5 min od domu.
Na miejscu zbadał mnie lekarz stwierdzając, że musiało mnie w nocy „smyrać” bo rozwarcie spore no i szyjki brak. Potem przyszła położna anioł- Pani Agnieszka Serafin. Wiele dobrego czytałam na jej temat w internecie, w najśmielszych marzeniach nie przypuszczałam, że trafię akurat na nią.
Podłączono mnie pod ktg, skurcze zapisywały się dość wyraźnie. Co 3 minuty, ale nie bolały. Ot jak na okres. Leżąc pod ktg odpowiadałam na różne pytania, trochę pożartowaliśmy. Następnie się przebrałam i poszliśmy do przydzielonej mi sali porodowej.
Mąż zasiadł na fotelu, ja na piłce porodowej i tak sobie gadaliśmy o życiu. Skurcze zrobiły się mocniejsze, ale skupienie się na oddechu i kręcenie biodrami na piłce pomagało. B. liczył częstotliwość i długość skurczy- co 3 min i trwały około 1 minutę. Około 10 przyszła spowrotem Pani Agnieszka i zaproponowała przeniesienie się pod prysznic. Razem z piłką.
Ciepła woda przynosiła ulgę, polewałam sobie nią krzyż i stopy. Co mnie zdziwiło, to właśnie ciepło na stopach powodowało rozluźnienie podczas skurczy, które zrobiły się intensywniejsze.
Po wyjściu spod prysznica okazało się, że rozwarcie już na 8cm. I wtedy dopadł mnie słynny kryzys. Poprosiłam o znieczulenie, choć doskonale wiedziałam, że przy takim rozwarciu jest już za późno. Zaproponowano mi gaz rozweselający, o którym jednym słowem mogę napisać, że bynajmniej wesoło mi po nim nie było. Około godz. 11 położna zaproponowała mi, abym położyła się na worku sako i zdrzemnęła między skurczami, aby nabrać sił. Przyniosła poduszkę i koc. Okryła mnie i pokazała jak oddychać gdy pojawi się skurcz. Mąż siedział obok i dzielnie trzymał za rękę, pozwalając tym samym miażdżyć sobie kostki 😉 Poleżałam tak około 30 min i rzeczywiście podniosłam się pełna wiary, że już niedługo, bo pojawiły się skurcze parte. Mają one zupełnie inny charakter, można je „przeoddychać”, wspomóc się krzykiem, co mi się parę razy udało. Czułam, że główka już jest bardzo nisko, co mi potwierdziła położna, gdy położyłam się na fotel, mówiąc, że już widać jej czubek. Chwilę potem pojawiły się prawdziwe skurcze parte.
Na sali pojawił się lekarz i pani pediatra, a położna zmieniła szybciutko swój strój, wjechał stolik z jakimiś narzędziami, i już wiedziałam, że lada moment się zacznie. Dostałam szczegółowe instrukcje jak przeć, jak oddychać, jak przygiąć głowę do klatki piersiowej i chwycić się uchwytów fotelu. Pamiętam jak lekarz mówił, żebym nie zamykała oczu podczas skurczu.
Szybka zgoda na ewentualne nacięcie, 3 skurcz party i nagle zero bólu. Jest godzina 13:10.
Za to widzę przed oczami mojego krzyczącego synka. Długiego i chudziutkiego. I takiego cieplutkiego na moim brzuszku. Tulę go mając gdzieś co się dzieje dookoła mnie. Mąż mi potem mówi, że całuję małego po główce nie zważając na to, że jest we krwi, mazi płodowej i mówię mu jak go kocham.
Tulę i nie mogę uwierzyć,że oto on. Mój syn, mój kochany syneczek.
Czekamy chwilkę zanim urodzi się łożysko, mąż wychodzi. Umówiliśmy się, że tego etapu porodu nie będzie oglądał.I tak jestem z niego dumna, dzielnie wytrzymał do samego końca. Był mi ogromnym wsparciem. Tulił, uspokajał. Dodawał wiary. Wiem, że gdyby nie on wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej.
Potem szybkie szycie. I nagle okazuje się, że popękała mi w środku szyjka, wysoko na szczycie. Lekarz twierdzi, że nie da rady tego zszyć bez uśpienia, bo ciężko mu się dostać. Ja go proszę,żeby spróbował, bo nie chcę oddawać małego bez 2h kontaktu.
Położna w międzyczasie informuje męża, że jadę do uśpienia.
Przychodzi ordynator, zagląda i obiecuje, że zrobi wszystko co w jego mocy, aby się udało.
I udaje się. Boli jak cholera, ale jest to jedyny ból jaki pamiętam z całego porodu.
Ale przez cały ten czas mam synka na brzuchu, który powoli dociągnął się do piersi.
I zaczął ssać. Po jakimś czasie przekładają mnie na bok, położna pokazuje jak dostawić synka do piersi leżąc. Okrywają nas kocem, wraca mąż. Tuli się do nas. Jest cudownie.
Nic nie boli, a przy sobie mam moich ukochanych mężczyzn.
Czy był to mój wymarzony poród? Na pewno pod względem czasowym, uwinęliśmy się w lekko ponad 6h.
Natomiast patrząc z innej perspektywy.. śmiało mogę napisać, że moment, w którym ujrzałam synka był bardziej niż wyśniony. Tego się nie da opisać. Tak samo jak tej miłości, która zalewa człowieka, w momencie kiedy widzi swoje dziecko po raz pierwszy.
A sam poród…w moim przypadku, akurat nie taki straszny jak go malują.
Życzę wszystkim przyszłym mamusiom, aby poszło tak sprawnie.
I potwierdzam słowa, które przed porodem czytałam milion razy, że dziecko wymaże z pamięci każdy ból.
Na tym właśnie polega cud narodzin.
Dodaj komentarz
52 komentarzy do "Poród"
Pieknie Kochana.. Cieszę sie, ze tak sprawnie Wam poszło No i czas imponujący.. A jak po tym nacięciu teraz?
Aniu z zewnątrz miałam bardziej draśnięcie niż nacięcie i szwy nie dokuczają. Tylko supełek czasem uwiera, ale już jest na tyle dobrze, że płasko siadam na pupci 😉 Boli mnie natomiast kość ogonowa i to jest bardziej dokuczliwe…;)
Pięknie:)))Aż mi się łza w oku zakręciła:) Przypomniałam sobie jak Hania się rodziła:))))))) Wiesz, chyba mogłabym ten moment przeżyć jeszcze raz, mimo bólu:)
Gratulacje i uściski:DDDDDDDDDDD
Aż się spłakałam, piękne słowa.
Tak bardzo podobnie było u Nas i ten zachwyt porodem i wzruszenie czuję jakby to było u nas wczoraj 🙂 No i powiedz, czy to nie jest najlepszy moment ciąży :)))
Ściskamy Was mocno 🙂
Muszę Ci przyznać rację, choć wcześniej tak nie myślałam :))
ehhhhh..:)
Popłakałam się… ale tak serio. I siedzę teraz obsmarkana :/ Pięknie tak rodzić, my też tak chcemy 🙂
Życzę Ci tego z całego serca 🙂
Pięknie to opisałaś.
Pięknie napisane:) życzyłam Ci podobnego porodu do mojego, czyli szybkiego i nie tak bardzo bolesnego:) cieszę się, że się udało!
Super dzielna babka z Ciebie! Buziaa:*
Dziękuję Ci bardzo 🙂
:):):):)!
szybko poszło 😀
wzruszyłam się i wspominam nasz… magiczna chwila.
Ech, rozkleiłam się.
Mam nadzieję, że mój poród też będę tak wspominać.
Świetnie daliście sobie radę, Ty-wiadomo, no i mąż, że dawał takie wsparcie (mam nadzieję, że mój nie zemdleje :D)
Nie zemdleje 🙂 Oni się tylko tacy miękcy wydają jak daleko, a jak przyjdzie czas to wierz mi potrafią zadziwić 🙂
Zleci, zleci 🙂
🙂
wspaniale wszystko opisałaś .. aż się wzruszyłam bo właśnie tak wyobrażam sobie PN
Mój mąż wszedł do pokoju w momencie jak czytałam Twojego posta, popatrzył sie na mnie i zapytał co się stało, bo stałam i czytałam a po policzkach ciekły mi łzy.. Tak bardzo sie wzruszyłam Twoim opowiadaniem..
Tak wiem co o znaczy bezgraniczna miłośc do nowo narodzonego dziecka. Mamk dwoje, co sama wiesz i oba te momenty były wyjątkowe, jedyne w swoim rodzaju i takie, które zapamiętuje się raz na zawsze.
Cieszę się , że Twój poród odbył się bez zbędnych komplikacji tak szybko, cieszę się , że maluszek zdrowy.
Jeszcze raz gratuluję:))
Dziękuję Ci bardzo :*
Cudowny opis porodu, aż się normalnie wzruszyłam :*
na prawde wymarzony 🙂
Ależ cudowny opis porodu. Pozazdrościć:)
Wzruszyłam się. Ja niestety nie mam tak pięknych wspomnień, miałam cesarkę, nagle w 34 t.c. Ale wspomnień związanych z pierwszym spotkaniem z synkiem nikt mi nie odbierze 🙂
łezki mi lecą! 🙂
cudownie, że masz takie a nie inne wspomnienia. :*:*
wzruszyłam się i teraz przez łzy mało widzę … wymarzyłaś sobie i tak ból sie zaponina szybciej niż sie z tego zdaje sprawę
no i ryczę jak bóbr..
No i mi też lecą łezki..
Przypomniały mi się moje chwile narodzin córek, ja poród też dobrze wspominam. bardzo pozytywnie;)
A Ty dzielna jesteś, szybko się uwinęłaś;)
wzruszyłam się…i mi się tak fajnie miło na serducho zrobiło,że ktoś jednak miło poród wspomina…
ja swój poród wspomninam bardzo zle…nawet nigdzie go nie opisuje,bo nie chce straszyć ciężarnych:(
ja rodziłam ponad 32 h i było tak ciężko że o mało Marcysia z tata nie została…
ściskam mocno i graruluje jeszcze raz:*
współczuję Ci bardzo, wiem, że nie zawsze jest tak pięknie jak było u mnie. Ale za to Ty wytrzymałaś dużo więcej i tym bardziej należą Ci się gratulacje 🙂
pieknie wam poszlo, dzielna z Ciebie kobietka:*
Cudowny wpis!!!
Dawno nie czytałam takiego pięknego opisu porodu! Bardzo Ci zazdroszczę, że miałaś synka zaraz po urodzeniu przez te 2 godz. Ja miałam CC i niestety nie zaznałam tego uczucia… A czytałam, że to najpiękniejszy moment narodzin…
Jeszcze raz serdecznie gratuluję!!!
Wszystkiego dobrego i samych cudownych chwil! :*
dziękuję :*
az chyba sama sie wezme w sobie i napisze swoja relacje sprzed juz 6 miesiecy. Pieknie to napisalas! Az kazda chwila mojego porodu mi sie przypomniala. Pieknie. Witam w gronie mam 🙂
Piekny wpis..bardzo mnie nim wzruszylas. Jestem w 28 tyg ciazy i czekam na mojego synka z takim utesknieniem i powoli malym strachem przed porodem… Jestes mega dzielna kobietka:) pozdrawiam serdecznie-asia
I się spłakałam:)Z jednej strony nie mogę się doczekać mojej córci a z drugiej no boję się tego całego szpitala i jak to tam będzie.
U Ciebie czas super. Cieszę się, że poszło ładnie:)
Franka śpi na moim ramieniu, a ja przeglądam Wasz blog:) Zostajemy tu !
P.S. Wyję jak bóbr, jak czytam o poradach.
Wszystkiego dobrego dla Mateuszka i jego
!
Pozdrawiamy
Franka i jej mama
Miło mi, oczywiście zapraszam częściej :))
rodziców gdzieś połknęło…wszystkiego najlepszego dla Mateuszka i jego rodziców!!
Franka śpi na moim ramieniu, a ja przeglądam Wasz blog:) Zostajemy tu !
P.S. Wyję jak bóbr, jak czytam o poradach.
Wszystkiego dobrego dla Mateuszka i jego
!
Pozdrawiamy
Franka i jej mama
Dzielna Dziewczyna!! Cudownie, że jesteście już w trójkę!!
Ja także byłam bardzo pozytywnie nastawiona, i to prawda że jak się widzi dziecko to nic już nie boli. Pięknie to opisałaś !
Jejku wzruszyłam się 😉
Cudnie 🙂
Ojejku tak pięknie to opisałaś, że aż się wzruszyłam… Mam cichą nadzieje, że Mój poród będzie równie mało bolesny co Twój. tylko pozazdrościć…
Zawsze się wzruszam jak czytam o porodach. Dobrze, że jesteście już we trójkę razem:)
się wzruszyłam jak amatorka, no… 😉
Achhh piękny opis porodu! 🙂 Ja rodziłam równe 3h, więc też miałam leciutko, nawet się ze mnie śmiali, ze jestem stworzona do porodów 😀
Ale jak sobie przypomnę, jak koleżanki opowiadały, że tyle godzin rodziły to aż mnie dreszcze przechodzą 😛
Płaczę teraz ze wzruszenia. Mam nadzieję, że mój poród też będzie bliski temu wymarzonemu przeze mnie:)
Poolakalam sie. Przypomnial mi sor moj porod. Ja wylam z bolu. Nie chce tego powrarzac na pewno. Ale uczucie synka na brzuchu bezcenne :-).