Mały gadżeciarz
Dziś odbiegnę od dziecięcego tematu i napiszę troszkę o moim domu oraz tym co lubię.
Muszę się przyznać, że uwielbiam otaczać się ładnymi rzeczami- zresztą kto nie lubi? Nie potrafię przejść obojętnie koło ślicznie urządzonej witryny sklepowej, a niepowtarzalne gadżety kuchenne sprawiają, że moje serce bije dużo szybciej. Uwielbiam ceramikę, ale taki styl, w którym dominuje trend lat 60′ oraz pin up’owe słodkości i groszki. Kocham się też w ciężkich, żeliwnych, pokrytych emalią w cudownych kolorach garnkach i brytfannach. Moim faworytem pod tym względem jest marka Le Creuset. Przysięgam, że jeśli któregoś dnia wygram w lotto to kupię wszystko o czym marzę- a jest tego trochę. Na razie pozostaje mi wyszukiwanie perełek w TKmaxx- tak się cudownie składa,że jest to chyba jedyny sklep, w którym dostępna jest ceramika Le Creuset i to w dodatku w niższej cenie.
W domu stale coś zmieniam, przestawiam. Jedynym co ogranicza moją wyobraźnię to powierzchnia. Marzy mi się ogromna kuchnia, przede wszystkim widna, w której mogłabym szaleć na całego (nie tylko gotując).
Będąc wczoraj w TK wpadł mi w oko emaliowany rondelek, do gotowania mleka. Słodki, niebieski-pastelowy kolor, z długą rączką. Cudo z serii Bunte Party firmy Riess. Stał jeden, jedyny na półce, a ja go nie wzięłam. Znacie pewnie to uczucie, gdy coś Wam wpadnie w oko, ale odkładacie zakup na później. Dana rzecz stale chodzi po głowie, a gdy po nią wracamy okazuje się, że ktoś nas wyprzedził.
Miałam tak niejednokrotnie, potem był żal do samej siebie i marudzenie pod nosem.
Swego czasu zachorowałyśmy z koleżanką na pewien chlebak z DUKA. Nakręcałyśmy się obie na kupno, ale stale nam było jakoś nie po drodze. Zadecydowałyśmy, że kupimy jak się zacznie wyprzedaż, bo co tu dużo gadać- trochę żal nam było 100 zł na pojemnik do chleba. Jak się zaczęły wyprzedaże zimowe, chlebaków nie było. Miesiące mijały, koleżanka kupiła gdzieś indziej. Mi się w międzyczasie troszkę poszczęściło, biorąc udział w konkursie DUKA zostałam Edukatorem Stylu i wygrałam kartę podarunkową na zakupy w sklepie (któregoś dnia pokażę jaka aranżacja przyniosła mi wygraną).
Szczęście spotkało mnie podwójne, bo gdy wybrałam się na zakupy w ręku dzierżąc wygraną kartę oraz 20% zniżkę, okazało się że na półce stoi mój chlebak. Nie wahałam się nawet przez sekundę.
Przedmioty wyszukuję też na pchlim targu (np. pojemnik na herbatę) lub po prostu szperam po babcinych szafkach (młynek do pieprzu podarowany przez babcię mojego męża). Po cichutku dodam, że na stryszku u babci jest ponoć piękny wózek, w którym jeździła jeszcze mama mojego B.
A skoro jestem w tematach kuchennych prezentuję moją kolekcję lodówkowych magnesów, o której wspomniałam w poprzednim poście.
Dodaj komentarz
11 komentarzy do "Mały gadżeciarz"
Maść stosuję dopiero 4 dni, pęknięcia się zmniejszają, ale na cuda nie ma co liczyć! Stosowałam inne maści i to samo. Najlepszy dla mnie jest bephanten.
dzięki 🙂
każdy ma jakiegoś bzika, każdy jakieś hobby ma 😉
fajne są te garnki – przypominają mi kuchnię sprzed lat mojej mamy, te grochy 😀
niezła kolekcja, dobrze widzę, że najbardziej gustujesz w magnesach z krajobrazami? 🙂
o widzisz, tak się jakoś złożyło z tymi krajobrazami 🙂
Nienawidzę magnesów, ale muszę przyznać, że na Twojej lodówce mają one jakiś charakter, aż sama się dziwie, ale mi sie podoba:-p
cieszę się bardzo i dziękuję 😀
nie wierzę, też uwielbiam tą markę, mam wręcz swira na jej punkcie i kupuje wszystko co jest dostępne… czekam az zeliwne garnki bedą w niższej cenie, 300 PLN to troszkę za dużo…. a lodówka u mnie prawie tak samo wyglada;)
Super! Niezmiernie fajnie poznać kogoś o podobnych zainteresowaniach! :))
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Też zbieram magnesiaki z podróży :))
Le Creuset u mnie od patelni, rondelków do słoiczków na miód i czosnek… kocham! Kupuję na Amazonie 🙂
o tak, żółty słoiczek na miód z nabierakiem jest boooooski! 🙂