Z wizytą u Ojca Mateusza i Koziołka Matołka
Przyjemnie minął nam ostatni dzień długiego weekendu. Niedziela upłynęła pod znakiem rodziny, wycieczek i zdecydowanie sportu.
Do Sandomierza bowiem zawitaliśmy w konkretnym celu. Męża mojego przyciągnął maraton MTB corocznie odbywający się z kwitnącymi sadami w tle. Do samego końca nie byłam pewna czy wraz z Matim wybierzemy się kibicować B. Pogoda jak na złość musiała popsuć się tuż pod koniec długiego weekendu. Na szczęście niedziela przywitała nas słonkiem za oknem, więc szybciutko wstaliśmy i zapakowaliśmy się całą rodzinką do auta.
Drogę do celu umilały nam okoliczne widoki, a na miejscu powitał nas cały tłum rowerów, którego szeregi wzmocnił oczywiście także mój mąż.Grupa, w której wystartował mój B miała do przejechania 50km po górkach, więc my z Matim mieliśmy sporo czasu na spacerowanie wybrukowanymi uliczkami i zwiedzanie tego urokliwego miasteczka. Nie omieszkałam poszukać jakiś miejsc związanych z serialowym Ojcem Mateuszem, mimo że nie obejrzałam nigdy ani jednego odcinka. Wiedziona widokiem pięknego, starego dworku skierowałam się w dół Starego Miasta i tym sposobem, zupełnie przypadkiem znalazłam się tuż u stóp Dworku Ojca Mateusza.
Mati zaliczył drzemkę, ja poczułam się jak dziecko zaliczając huśtawkę. Sam Sandomierz zachwycił mnie architekturą. Podoba mi się położenie Starego Miasta, które góruje nad częścią dolną. Wystarczy wyjść pomiędzy kamienniczki usytuowane na górze i podziwiać okoliczne widoki, w których oczywiście króluje rzeka Wisła. W całym miasteczku nie brakuje miejsc do spacerowania, deptaków i parków. Pchając wózek w górę, w dodatku po wybrukowanych uliczkach na pewno można sobie wyrobić niezłe mięśnie.
Sandomierz już chyba na zawsze będzie kojarzył mi się z miasteczkiem pełnym kasztanowych drzew. Trafiliśmy na okres ich kwitnienia, więc wyglądały bardzo urokliwie. Tak jak całe miasteczko.
Oj, zdecydowanie mogłabym tam zamieszkać.
Zapraszam Was na porcję niedzielnego wspomnienia.
Mati był tak wpatrzony w rower taty, że gdy ten wystartował w maratonie wołał za każdym przejeżdżającym rowerem „tata, tata, tata”.
Wracając do Krakowa postanowiliśmy zrobić sobie mały przystanek na rozprostowanie w miasteczku Koziołka Matołka. Pacanów przywołuje wyjątkowo miłe wspomnienia z dzieciństwa, więc ciężko było nam przejechać obojętnie. Zwłaszcza, że znaki kierowały nas do Europejskiego Centrum Bajki.
Mati troszkę pobiegał, miał możliwość pokarmić małe koziołki, a także rozerwać się trochę w sali zabaw. Początkowo byliśmy chętni wziąć udział w zwiedzaniu całego Centrum, jednak doszliśmy do wniosku, że z takiej wizyty głównie skorzystalibyśmy my. Mateuszek jest zdecydowanie zbyt mały, nie rozumie jeszcze kim były bajkowe postacie.
Mąż stwierdził, że na pewno wrócimy jak Mati zapozna się z naszymi ulubionymi bohaterami z kreskówek.
Bilet wstępu to koszt 22 zł (17 zł ulgowy). Dzieci do lat 3 wchodzą za free. Zwiedzanie całości z przewodnikiem trwa 40 minut.
To była bardzo przyjemna niedziela!
Dodaj komentarz
19 komentarzy do "Z wizytą u Ojca Mateusza i Koziołka Matołka"
U innych na blogach Berliny czy Paryże, a tu pięknie, swojsko, rodzinnie, cudnie – pozdrawiam ciepło:)
dziękuję 🙂 Było cudnie, ale Paryżem też bym nie pogardziła 🙂
Nie byłam w tamtych okolicach, szkoda bo wygląda pięknie.
Urokliwe miejsca zwiedzaliście.
rzeczywiście bardzo urokliwe miasto, szkoda że nie miałam okazji tam zawitać 🙂 a Mati jest bardzo podobny do taty :))
Ale piękna dawka zdjęć, nie mogę się na nie napatrzeć. Super spędziliście czas.
Pozdrawiam!
Ale Wam zazdroszczę!
Byłam ledwie trzy razy, z każdego wyjazdu przywiozłam miłe wspomnienia. Z ostatniego nawet parę fajnych rysunków wygryzmoliłam. Może znów się niedługo wybiorę?
Rzeczywiście piękne widoki! Widać, że dobrze się bawiliście; )
Jeśli można wiedzieć to gdzie kupiłaś trampki dla Matiego? zastanawiam się czy córce kupić, czy jej będzie wygodnie się chodziło. Do tej pory miała dość sztywne buty za kostkę typu bartek. pozdrawiam
Te trampki to conversy. Ale ogólnie w trampkach dziecku się chyba wygodnie chodzi. Mati chętnie je ubiera, a i ja sama uwielbiam 🙂
Czemu wybrałaś sztywne butki? Zalecenie lekarza?
My akurat w drodze przejeżdżaliśmy przez Sandomierz – i też padło hasło „Ojciec Mateusz” – położenie miasta- naprawdę piękne…
hehe chyba większości się kojarzy 🙂
BOSKO!
Mati jakie ma długi włoski z tyłu <3
Sandomierz marzę, żeby zwiedzić.
Moja mama pochodzi z tamtych stron. Chyba jestem jedną z niewielu osób w tym kraju, której to miasto nie kojarzy się z Ojcem Mateuszem, a z wakacjami w dzieciństwie, co roku spędzanymi w tamtych okolicach.
Oj nie prawda, nie tylko Ty :D! Wg mnie przez Ojca Mateusza Sandomierz po części coś stracił ze swojego dawnego uroku. Ale i tak lubię spędzać tam weekendy 🙂
Witam piękną tworzycie rodzinkę i super zdjecia… Strasznie podobają mi się czapki twojego maluszka… mogę widzieć gdzie kupujesz..Pozdrawiam Aska