Pierwszy ból
Gdy Mateusz był malusieńki serce mi się ściskało na myśl, że to małe cialko pozna kiedyś co to znaczy ból. Malutkie rączki, nóżki, delikatna skórka.
Szczepienia, pobyt w szpitalu i zakładanie wenflonu. Ból. Jednak w pewnym sensie nieświadomy.
Pierwsze ząbkowanie. Ból. O różnym nasileniu.
Pierwsza wywrotka i nabity guz. Pierwsze przytrzaśniecie paluszka w drzwiach. Ból, ból, ból.
Każda mama chciałaby tego uniknąć, sprawić, by jej dziecko zaznało tego uczucia jak najpóźniej, a najlepiej wcale.
Żadna matka nie chce przecież by maluszek cierpiał.
Gdy Mateuszkowi pielęgniarka wbijała igłę od wenflonu w malutką rączkę płakałam równo z nim. Miał wtedy niecałe 6 tygodni. Leżeliśmy potem na szpitalnym łóżku, a ja się zastanawiałam skąd kobiety mają siłę, by zmierzyć się z cierpieniem dziecka, kiedy tak wygląda jego codzienność.
Ząbkujący, wtulony w moją pierś Mateuszek. Sam widok sprawia, że za każdym razem ogarnia mnie ogromna czułość. Głaskam jego jedwabiste włoski, w duchu prosząc, by przestało go już boleć. My dorośli cierpimy gdy boli ząb, a co ma powiedzieć taki maluszek.
Dziś Mati przytrzasnął sobie paluszka. Jedyne drzwi od szafy, niezabezpieczone. Cała reszta owszem. Pech.
Przytrzasnął niefortunnie, paznokieć kciuka leciutko podszedł krwią. Musiało go bardzo boleć. Każdy, kto choć raz przytrzasnął palca, wie jaki to ból.
W takich momentach chciałabym otoczyć go pancerzem bezpieczeństwa, zabrać ten cały ból na siebie. Wiem jednak, że jak się nie sparzy, to się nie nauczy.
Tak się mówi, ktoś kiedyś powiedział i się przyjęło.
I choć sporo w tym racji, to matka zasze wolałaby, aby ta nauka była okraszona uśmiechem, a nie łzami. Bo gdy boli dziecko, boli też mamę.Tak już chyba będzie zawsze, co?
Dodaj komentarz
26 komentarzy do "Pierwszy ból"
Masz rację tak będzie zawsze. Mam nadzieję, że z paluszkiem już lepiej i nie boli.
No niestety albo stety..tak my matki jesteśmy chyba skonstruowane….
Moja Ala wylała kiedyś na siebie dopiero co zaparzoną herbatę. Postawiłam zbyt blisko i zajęta byłam rozmową.
Wiedziałam, że to moja wina.
Na samo wspomnienie tamtych chwil mam ciarki.
Całe szczęście miała na sobie grubą sukieneczkę, która wchłonęła większość i małej nic a nic się nie stało.
Mnie zawsze ściska w dołku…a na szczepienie nie mogę z nimi chodzić bo pielęgniarka nie wiem kogo uspakajać:P Łzy lecą mi jak grochy…a z tatusiem nie płacze nikt:))
Pominę pierwsze szczepienie, bo wiadomo, przeżywałam, przeżywałam bardziej niż Matylda. Jak Matusia miała około 4 tyg zrobił się jej ziarniak na pępuszku, musieliśmy iść do chirurga na lapisowanie, dla mnie to była tragedia – głowę odkręcałam w drugą stronę, a Mati nawet nie jęknęła, ale wyglądało to tak potwornie, że nie dałam rady 🙁
Mój Julek teraz chory, kaszle męczy się a ja ledwo na to patrzę.
Buziaczki w biednego paluszka!
u mnie dziś wpis w podobnym tonie… szkoda, że na własnej skórze muszą się nauczyć. I oby jednorazowa „nauka” była wystarczająca…
Dokładnie, tak już chyba będzie zawsze. Kiedy mój maluszek coś sobie zrobi niefortunnie się uderzy, czy właśnie w momencie szczepień i wbijania igły, chce wziąć ten ból na siebie, żeby tylko on nie cierpiał.
Niestety… każde z naszych maleństw musi to doświadczyć.
Przy pierwszym szczepieniu gdy lekarka oglądała pępuszek.który wystawał pokazywała jak trzeba zrobić aby wszedł do środka synek zaczął strasznie płakać i ja płakałam razem z nim taka byłam,że nie pozwoliłam już lekarce dotknąć mojego synka wiedziałam,że go nie krzywdzi ale z mojej perspektywy miałam wrażenie,że go krzywdzi.Niestety tego nie robiłam aby schować jego pępuszek do środka pomógł mi zwykły plaster i pępuszek jest ładny:) Zawsze na szczepieniu próbuję go najszybciej uspokoić bo sama się rozpłaczę…
Mam nadzieję,że z paluszkiem Mateuszka już lepiej
Ehhh….Nawet jak będzie miał 20 lat i stuknie się w głowę będzie nas bolało…
Nie pocieszę cię, to już będzie tak zawsze. A najbardziej boli, gdy zrobi sobie coś z kimś innym, bo mama przecież zawsze pilnuje najlepiej, chociaż wiem, że to nie prawda.:) Hubert na wakacjach przytrzasnął sobie palec klamką od samochodu, naprawdę nie wiem jak on to zrobił, wtedy był z teściową, ona zresztą też nie wie, bo pakowała coś do samochodu i nie patrzyła. Jak mnie to bolało jak zobaczyłam tego opuchniętego paluszka i z krwiakiem! Paznokieć zszedł, a mnie bolało za każdym razem jak musiałam mu tego paluszka dezynfekować i podcinać paznokcia, żeby się nie zadzierał.
Niestety. Moja mama do tej pory przeżywa nawet mój katar. Ze mną będzie zapewne tak samo – o bólu nie wspominając…
i like a layout 😀
Trochę będzie… ale strach matki zmienia się gdy maluch jest większy i bardziej świadomy zagrożenia. I przyjdzie czas, ze gdy mati się przewróci pokiwasz głową i powiesz „no kolego… trzeba hamować na zakrętach” i pomożesz mu wstać…. (a może tak nie powiesz, ale zmieni się Twoje nastawienie, wszystko się zmienia). buziak dla Was 🙂
Jest i będzie.
Wiem, wiem – wielokrotnie byłaś nominowana, ale gdybyś miała ochotę 🙂
Nominowałam Was do Liebster Blog Award – zapraszam do zabawy 🙂
http://krowkatyldzia.blogspot.com/2014/01/liebster-blog-award.html
taka już rola rodzica, zawsze czuje ból jaki zrobi sobie jego dziecko
biedny Mateuszek, mam nadzieję, że szybko się zagoi. U nas ostatnio mniej wypadków i upadków, ja mam jeszcze w naturze przesadzanie, gdy Borys się wywróci popłacze parę sekund, a ja mogę godzinami zastanawiać się, czy przypadkiem nos nie jest złamany, taka ze mnie matka wariatka;)
Ból dziecka to chyba najgorsza rzecz dla mamy. Serce mi pęka wtedy i pomagam załagodzić. Myślę, że już zawsze tak będzie.
ano tak to już jest…
Mati buziaki:*
oj tak… szkoda, że nie możemy uchronić dzieci przed cierpieniem.
ja zemdlałam kiedy pobierali synkowi krew z dwóch igieł, gdy on tak strasznie płakał..
pozdrawiam
Biedactwo my też już mamy przytrzaśnięte paluszki i to kilka razy bo Ala jest tak ciekawska ze nawet zabezpieczenia nie pomagają a mnie boli tak samo jak ją kiedy płacze
Oj, zgadzam się w stu procentach! Ostatnio mieliśmy bardzo dużo bólu, dodatkowo z mojej winy, a to boli jeszcze, jeszcze, jeszcze bardziej. Uczą się dzieci i uczymy się my mamy.
Kubuś ostatnio oparzył paluszki, przez cały dzień jak nimi coś dotknął to pojękiwał, a mnie ciarki przechodziły.wrrr.
To musiało boleć! Jak Jaś się urodził a ja byłam z nim jeszcze na porodówce pielęgniarki zabrały go na pobranie krwi to ja słyszałam jak płakał mimo, że to było na innym piętrze. Masakra!