Księga ciąży, czyli pozycja must have dla przyszłej mamy
Pierwsza ciąża, stan nieustającej euforii. Ciągłe przeglądanie słodkich śpioszków i kaftaników na sklepowych półkach, urządzania w myślach pokoiku dziecka, nieprzemyślanych zakupów i decyzji.
Moje dwie pierwsze kreski na teście ciążowym sprawiły, że już następnego dnia stałam na dziale dziecięcym w H&M przebierając wśród ubranek dla maluszków. Potem swe kroki skierowałam do pobliskiej księgarni, bo przecież rządna byłam wiedzy w temacie tego co mnie czeka w ciągu najbliższych 8 miesięcy pozostałych do rozwiązania. Kupiłam dwie wielkie książki, które ledwo dotaszczyłam do domu. Przewertowałam je dość szczegółowo w ciągu dwóch dni, a następnie odłożyłam na półkę regału, by sięgnąć po nie ponownie wraz z kolejnym tygodniem/ miesiącem ciąży. Wraz z postępującym zaawansowaniem ciąży i rosnącym brzuchem sięgałam co raz rzadziej, bo odkryłam, że i tak większość wiadomości znajdę w internecie. Wystarczy, że zapukałam do wujka Google.
Książki Mamania uwielbiam, ze względu na fakt, że wszystkie są wydane w duchu rodzicielstwa bliskości. Moja intuicja zgadza się z tym, co czytałam w kilku pozycjach. To jak rozmowa z koleżanką, z którą nadajesz na tych samych falach. Przyznaję jednak, że gdy w moje ręce trafiła Księga Ciąży byłam sceptycznie nastawiona. Pięknie wydana, a i owszem. Ale co do zawartości nie byłam przekonana. Kolejny poradnik, w którym szczegółowo opisano etapy rozwoju ciąży, kilka złotych rad. Nic ponadto,co mogłabym znaleźć w internecie.
Serio, dziękuję temu tam w obłokach za miłe rozczarowanie jakie przeżyłam. I to podwójnie. W pierwszym momencie zaskoczyła mnie trochę tematyka diety. Nie spodziewałam się aż tak szczegółowego podejścia. Tabele, porady, zestawienia. Rzeczy, których rzeczywiście szukałam, nie tylko będąc w ciąży. Działy z poszczególnymi etapami ciąży- ich wnikliwe czytanie odpuściłam. Nie byłam w ciąży, więc temat interesował mnie w nijakim stopniu. Coś na zasadzie, już to przerabiałam.
Teraz, kiedy ponownie oczekuję maleństwa, sięgnęłam po książkę z trochę innym nastawieniem. Raczej z nudów i ciekawości otworzyłam księgę na opisie etapów ciąży. Długi czas wertowałam, dużo razy do niej wracałam i wciąż wracam. Właściwie towarzyszy mi dość często. Pewnie dlatego, że podobnie jak w przypadku pozostałych pozycji Wydawnictwa Mamania, ufam temu co czytam. Państwo Sears, którzy są autorami książki, jak zawsze poruszają tematy, które dziwnym trafem omijają inni autorzy (polecam także przeczytanie Księgi Rodzicielstwa Bliskości). I żeby była jasność, wewnątrz nie przeczytasz historii wziętych z kosmosu, ale rzeczy bardzo istotne, o których np zapomni poinformować Cię Twój ginekolog.
Tak dla przykładu, pierwszego z brzegu. Czy któryś z Waszych lekarzy zlecił Wam badanie poziomu witaminy D w czasie ciąży? Założę się, że 80% z Was powie, że nie.Może nawet i więcej, choć gorąco wierzę, że jeszcze się tacy znajdą.
Moja lekarka przez całą ciążę się nawet nie zająknęła. To w książce przeczytałam jak istotne na rozwój mózgu malucha, jak istotne dla zdrowia mojego jest utrzymywanie właściwego poziomu tej witaminy w organizmie. Nie tylko kwas foliowy. Wyczytałam, wyłożyłam kasę (sorry, niestety nie małą, bo badanie w zależności od laboratorium kosztuje od 45-115 zł – szukajcie wit D3 [25 oh-d]).
Wynik jaki zobaczyłam na kartce z laboratorium. Skrajny niedobór. Przy normie na poziomie 30-50, miałam 4,2. Moja ginekolog (jedna z dwóch, które mnie prowadzą) stwierdziła, że to taka nowa moda na badanie. Poleciła brać preparat multiwitaminowy i ewentualnie (!) zbadać poziom za 3 tygodnie. Fanaberia czy moda, ale jeśli wynik wyszedł mi tak niski to znaczy, że trzeba coś z tym zrobić. O tym, że to ważny temat w ciąży chciałabym być jednak informowana. Podobnie jak o kwestiach mojej przyszłych i ewentualnych problemów ze zdrowiem po porodzie. I sposobach jak zapobiegać im w czasie ciąży.
To są te kwestie, których nie znajduję w większości poradników dla ciężarnych. Szczegółowo omawia się rozwój dziecka, milimetr po milimetrze, tydzień po tygodniu, a „dobro” matki, które przecież ma bezpośredni wpływ na dziecko jest typowo- przemilczane.
Za ten głos rozsądku cenię właśnie Księgę Ciąży Państwa Searsów. I to właśnie tej książce daję mój osobisty tytuł pozycji must have w biblioteczce każdej ciężarnej. Jest towarzyszem każdej przyszłej mamy, przyjaciółką, która doradzi w każdej kwestii. I możesz być pewna- nie pominie żadnego ważnego szczegółu. To mądra książka, dla mądrych rodziców. Poszukujących wiedzy. Nie zadowalających się ogólnikami, oczywistościami. To książka dla mnie.
Ja swoją przyjaciółkę już mam. A Ty? 🙂
Dodaj komentarz
2 komentarzy do "Księga ciąży, czyli pozycja must have dla przyszłej mamy"
Nie znam tej pozycji. Czytałam za to „W oczekiwaniu na dziecko” i przyznam, że dość dobrze przeprowadziła mnie przez kolejne miesiące pierwszej ciąży… warto zajrzeć… P.S. Czytam bloga od niedawna i może umknął mi ten post, a jestem ciekawa jak zakończyłaś karmienie piersią? Lubię karmić synka, ale noce są coraz bardziej męczące…
Bardzo się cieszę, że trafiłam na ten wpis. Etap ciąży przede mną, jednak zapamiętam ten tytuł i w odpowiednim momencie do niego wrócę.