Wszędzie czyhają te wstrętne bakterie!

Byliśmy dziś z dzieckiem w zoo. Ileż radości sprawiły Matiemu osiołki, które podchodziły do ogrodzenia wystawiając łby, by je głaskać. Śmiechu było co niemiara. Mateusz droczył się z oślimi kumplami na całego, podbiegając i zaczepiając zwierzęta. 
W pewnym momencie naszą wesołą zabawę zakłócił krzyk jednej z kobiet tuż obok. Zanim dotarło do mnie o co jej chodzi, myślałam, że stało sie coś najgorszego.
„mamo! jak mogłaś? przecież to skrajnie nieodpowiedzialne! jak mogłaś być tak głupia i mu na to pozwolić? no jaaaaaaak? przecież on ma BRUDNE RĘCE od głaskania osła i właśnie włożył sobie mentosa do buzi!”. 
Nic mi do tego jak kto wychowuje własne dzieci, czy ma fobie na bakterie, czy puszcza zimą bez czapki a latem opatula w ciepły kocyk. 
Kobieta jednak podniosła takie larum, że nie było sposobu bym nie spojrzała na chłopca stojącego tuż obok ogrodzenia. Chłopca, do którego matka w dzikim pędzie podbiegła z paczką chusteczek nawilżanych i w furii zaczęła wycierać mu rączki wykrzykując, że koniecznie muszą iść je umyć, bo osioł na pewno miał brudną sierść. Chłopca, który wyglądał na około 9-10 lat i z pewnością nie jeden raz zdarzyło mu się w życiu wkładać coś do buzi dużo bardziej ubrudzonymi rękami. Potem zobaczyłam skruszoną babcię, do której kobieta wykrzykiwała swój zarzut.* A także tatę stojącego tuż obok. 

Historia ta dała mi w pewien sposób do myślenia. Nie o tym jak zachowała się mama, bo to jej sprawa. Ale o tym jak postępuję ja i czy to moje zachowanie czasem nie jest nieodpowiedzialne. 
Mamy w domu psa i to już samo przez się narzuca spory kontakt z bakteriami. Nie ma takiej siły, która powstrzymałaby Mateuszka przed kontaktem z Szelmą. Wiadomo, w domu odkurzamy, myjemy podłogi, ale od sierści jednak uciec się nie da. W dodatku moje dziecko bardzo lubi się dzielić z innymi np jedzeniem, lecz czasem w połowie drogi się rozmyśli i ląduje ono z powrotem w buzi. Po wcześniejszym liźnięciu przez psiaka. Oczywiście nie siedzę na krześle i patrzę na sytuację z założonymi rękami. Staram się reagować, ale nie jeden raz się trafi, że nie zdążę. Była też sytuacja, że Mati wyjadł Szelmie karmę, albo umył sobie w jej misce z wodą jabłko, które później zjadł. 
Ktoś powie, że jest różnica pomiędzy zwierzęciem domowym, a takim w zoo czy na podwórku. Podajemy przecież środki na odrobaczanie. I co z tego? Czy to daje nam 100% pewność, że zwierze jest absolutnie zdrowe? Jasne, że nie. Podobnie jak zwierzę w zoo. Ale nie mamy też 100% pewności, że zwierzę jest chore. Nie ma więc co siać paniki. 
Całe życie wychowałam się wśród zwierząt. Tych domowych i tych gospodarskich. Milion razy głaskałam krowę, konia, kota czy psa i nie leciałam od razu myć rąk. Jasne, że nie wkładałam ich potem do buzi i nie oblizywałam każdego palca po kolei delektując się smakiem brudu. Gdy zaszłam w ciążę i ginekolog skierował mnie na badanie na toksoplazmozę byłam wręcz przekonana, że wynik wyjdzie pozytywny. Znaczy się, że posiadam przeciwciała i przeszłam zakażenie w przeszłości. W końcu tyle kotów w życiu „wyniańczyłam”. Ogromne było moje zdziwienie gdy wynik wyszedł negatywny.
Rozumiem, że uczy się dzieci, że przed posiłkiem należy umyć rączki. Ja też uczę tego Mateuszka. To bardzo dobry nawyk, bo chorób brudnych rąk jest mnóstwo. Ale jednak nie ma co popadać w paranoję. Bakterie nas otaczają i nie zmienimy tego. Nie możemy się izolować. 
Nie dalej jak wczoraj usłyszałam w radio, że na 1 cm2 ludzkiej skóry żyje aż 10.000 bakterii, których nie pozbędziemy się nawet myjąc mydłem. A na każdej ze stóp mamy ich około biliona.
Jako ciekawostkę podam fakt, że człowiek wydziela takie ilości siarki, że są w stanie one zabić ilość pcheł obsiadających średniej wielkości psa. Spokojnie, więc drogie mamy. Wasze dziecko nie złapie pcheł od psa czy osiołka w zoo. 
Pamiętacie jak sami byliśmy dziećmi? Przypomnijcie sobie ile razy zjedliście batonik, który przypadkiem upadł na ziemię. Nie, nie liczy się wymówka, że leżał nie dłużej niż 20 sekund 😉 Ile razy daliście łyka koledze lub koleżance. Ile pocałunków wymieniliście z chłopakami. Ile razy jedliście na mieście? Skąd pewność, że osoba przygotowująca dla Was kebaba/ hamburgera/ drożdżówkę miała czyste ręce? A może ktoś z Was obgryza/ł paznokcie? Kąpał się w basenie? Przymierzał buty w sklepie na gołą stopę? Trzymał się poręczy w autobusie? Dotykał klamki w publicznej toalecie? Przeglądał książkę w księgarni? Albo o zgrozo, grzebał w lumpku? 
Mam wymieniać dalej?
Każdy organizm posiada swoje siły obronne w postaci układu immunologicznego. Jeśli będziemy na wszystko uważać, chronić siebie i swoje dzieci szczelnym pancerzem przed brudem, zarazkami i bakteriami, wyślemy go na urlop. A jak się rozleniwi to jak każdy, kto myśli o powrocie z wakacji – ciężko będzie ponownie wziąć mu się do roboty. 
Wiadomo, higiena to podstawa, ale pamiętacie, że jest jeszcze takie powiedzenie mówiące, że częste mycie skraca życie? 😉
Ps. Jako, że nie korzystamy z butelek i smoczków to oczywiście nie weszło mi w krew ich sterylizowanie. Podobnie jak innych naczyń. Bidon po prostu myję w ciepłej wodzie, od czasu do czasu przeleję zagotowaną w czajniku. That’s all. 
* absolutnie nie mam nic do mamy tego chłopca. Ba! wręcz kajam samą siebie, bo w całej tej sytuacji zobaczyłam swoją osobę jak z wyrzutem zwracam uwagę swojej mamie, że dała ciastko Mateuszowi albo popsikała go sprayem na komary dla dorosłych. Mamuś, wybacz, że czasem tak wyskakuję :*

Możesz również polubić

Dodaj komentarz

20 komentarzy do "Wszędzie czyhają te wstrętne bakterie!"

avatar
  Subscribe  
najnowszy najstarszy oceniany
Powiadom o
Retromoderna
Gość

Jak najbardziej się zgadzam, każdy z nas jako dzieci zjadł np. ciastko które wylądowało na ziemi itd. I chyba nikomu nic nie było. Higiena tak – ale bez popadania w skrajności.

halinami
Gość

polecam książkę BRUD z wydawnictwa hokus pokus. dla starszych, ale daje do myślenia. wydaje mi się że higiena to dobra rzecz 🙂 no ale bez przesady 🙂 każda mama jest inna, ale wszystkie musimy pamiętać że sterylne traktowanie naszych dzieci może narobić tyle samo bałaganu co nadmierny „luz czystościowy” czyli eee brud ;P.

takatycia
Gość

A czy ta książeczka z serii co Bałagan? 🙂 Bo na tą akurat natknęłam się w księgarni 🙂

piegowata mama
Gość

Dzieci muszą się wychowywać w umiarkowanym brudzie. Taka prawda 😉

takatycia
Gość

Poza tym ponoć brudne dziecko to szczęśliwe dziecko 😛

rodzinka.de
Gość

Tez ywazam ze nie ma co przesadzac. Znajoma mojego meza wychowywala sie w sterylnym srodowisku jej mama ciagle wszystko czyscila sterylizowala itd I teraz ma uczulenie na wszystko. Wiec chyba lepiej zachowac rozsadny umiar. Poza tym takie dziecko ktore sie ciagle czysci przebiera I na wszystko nie pozwala wydaje mi sie takie nieszczesliwe

Wioleta g-a
Gość

Im bardziej brudne dziecko tym szczęśliwsze :p

Ola D.
Gość
Jędrula uwielbia się brudzić, a ja w tej dziedzinie jestem liberalna. Sama kiedyś, tytułem zakładu, zjadłam dżdżownicę wyciągniętą prosto z ziemi, koleżanki do dziś się ze mnie śmieją. A o Andrzejka bałam się raz – kiedy najadł się piachu z miejskiej piaskownicy. Na szczęście badania na pasożyty wyszły negatywne. Ale nie widzę wielkiego problemu np. w ciastku podniesionym z ziemi albo poziomkach prosto z krzaka z resztkami błota.A Julkowi (4,5msc) nie wyparzam już gryzaków i grzechotek – choć myję je dokładnie, to jasne. Co do zwierząt, sama ich nie mam, ale moi rodzice mają psa. Andrzejek się z nim bawi,… Czytaj więcej »
takatycia
Gość

Czytałam ostatnio jakiś artykuł o stanie naszych krakowskich piaskownic i ilości bakterii/ robactwa i Bóg wie czego jeszcze w piachu. Włos się jeży na głowie.

Wioleta g-a
Gość

Jak się dziecko w piaskownicy piachu nie naje to same kłopoty później :p jak coś będzie miał złapać to złapie i tak 😉 trzeba dać dzieciom trochę swobody

takatycia
Gość

Mój tak wsuwał piach w ubiegłym roku na plaży. Teraz mu przeszło 😉

Anonymous
Gość

To czy ktoś ma na coś uczulenie czy nie to w miażdżącej przewadze kwestia genów, a nie dbałości o higienę 😉 Moja mama jest totalną pedantką, zawsze na mnie dmuchała,wszystko wyparzała, prała x razy itp. i choruję raz na kilka lat, zero alergii, problemów ze skórą itp. Moja teściowa nie przejmuje się za bardzo, że dziecko brudne…a mój małżonek cała kolekcja uczuleń i astma do kompletu…także nie widzę związku, prawda jest taka,że dziecko prędzej czy później zetknie się z większością zagrożeń, ale im dziecko młodsze tym układ odpornościowy mniej dojrzały i tym łatwiej by zagrożenie naprawdę było niebezpieczne.

Anonymous
Gość
Związek jest i wiele badań to potwierdza, pierwsze były chyba szwedzkie. Im bardziej sterylne środowisko tym większe prawdopodobieństwo alergii. Już powstało tysiące badań na temat tej korelacji. Po pierwsze alergie występują tylko w krajach rozwiniętych. Po drugie im zimniej tym większy procent alergików (zimno zabija bakterie). Po trzecie są dokładne badania, które ukazują, że szanse złapania alergii w przypadku kontaktu dziecka ze zwierzętami od urodzenia to jakieś jeden do kilkuset tysięcy. Po czwarte bakterie budują nasz układ odpornościowy, gdyby zamknąć niemowlaka w sterylnym pomieszczeniu i wypuścić go po kilkudziesięciu latach umarłby po paru miesiącach. Obsesyjne wycieranie rąk i dbanie o… Czytaj więcej »
takatycia
Gość

Ja jestem tym przypadkiem 1 do kilkuset tysięcy. Wychowywałam się na wsi, wśród zwierząt, wcale nie w sterylnych warunkach a jestem alergikiem. Myślę, że to kwestia tak jak piszesz otoczenia, w którym dorasta dziecko, ale także genów (mój tata np też cierpi na różne alergie, więc jest szansa że mam ją po nim) i wpływu antybiotyków/ szczepionek jakie podawano nam gdy byliśmy dziećmi.

Anonymous
Gość

Kwestia zimna…chodzi raczej o to,że zimne, suche powietrze bardzo negatywnie wpływa na nasz układ oddechowy i znacznie obniża jego zdolności „filtracyjne” względem potencjalnych alergenów. Gdy jedno z rodziców jest alergikiem szansa, że dziecko odziedziczy te skłonności jest, o ile dobrze pamiętam, rzędu 30-40% i to jest naprawdę dużo. Jeśli oboje rodzice są alergikami prawdopodobieństwo to jeszcze wzrasta.
Ja całą ciąże marzyłam tylko o tym,żeby dziecko zdrowie „odziedziczylo” po mnie…nie chcę chwalić dnia przed zachodem słońca, ale wygląda na to,że geny „potasowały się” szczęśliwie.

Rodzina w budowie
Gość

Ja się jak najbardziej zgadzam,ale czasem kiedy patrzymy na coś z boku to nie mamy pełnego obrazu sytuacji.Może to była matka-hiteryczka,a może matka-dziecka chorego,dla którego „zwykle zarazki” są groźne?? U nas też mamy kota w domu,też karma była w buzi,też nie jest sterylnie, bo i nie musi być, ale bywa w życiu różnie…

Anonymous
Gość

Nasze telefony komorkowe maja wiecej bakterii niz np niejedna toaleta (ubikacje myjesz srodkami dezynfekc., a telefon?). Ja tez nie przesadzam. Higiena tak, ale nie sterylnosc.

Anonymous
Gość

To bylam ja, nie Jarzabek, a AW. 😉

Anonymous
Gość

My z mężem wyznajemy zasadę, że trochę brudu nie zaszkodzi😃 Smoczki i butelki Ania wyparzane miała do 3 m-ca i to raz na 2 tyg. Teraz gdy jest większa, zdarza jej się zjeść nie umyte owoce jak je ściągnie ze stołu. Psiej karmy i piachu też się najadła. I nie choruje, ale to może być zasługa ulubionej maskotki, która do sterylnych nie należy😉 I zgodzę się z przedmówczynią, że jak dziecko będzie miało coś złapać to złapie. Pozdrawiam, Milena

DoskonaleNiedoskonała
Gość

Ja się ty przejmowałam ,na początku , potem odpusciłam . Nie ma sensu się spinać . Bakterie sa wszedzie , dosłownie wszedzie . Nie uchronimy chocbyśmy bardzo chcieli .