Nacięcie krocza – jak dobrze przygotować się do porodu i uniknąć nacięcia
Długo szukałam informacji, którymi chce się z Wami podzielić. Myślę, że zajęło mi to ponad rok czasu. Dochodzenie do prawdy, doszukiwania się jakie zmiany w moim ciele poczynił poród.
Jako pierworódka miałam mgliste wyobrażenie o tym jak to będzie wszystko wyglądać po porodzie, kiedy moje ciało zregeneruje się na tyle by powrócić do formy i czy ta forma będzie przypominać tą sprzed czasów ciąży.
Nie mówi się o tym głośno, może gdzieś w zaufaniu jedna przyjaciółka, ta bardziej doświadczona drugiej szepnie. Zwykle rozmowa wygląda mnie więcej tak „po porodzie już nie jest tak samo”. Pędzę dodać, że pod pojęciem „nie jest tak samo” wcale nie kryje się słowo gorzej. Powiedziałabym, że raczej inaczej.
Dziewięć miesięcy ciąży, poród i jego przebieg, okres połogu- cały ten długi czas ma ogromny wpływ na to kim będziemy w przyszłości. Nie tylko nasza skóra naciąga się do niewyobrażalnych wcześniej granic możliwości, ale przede wszystkim nasze wnętrze. I choć serce nam rośnie z każdym dniem na samą myśl o małej fasolce kiełkującej w brzuchu, to pisząc wnętrze mam na myśli mięśnie i wiązadła macicy, które sprawiają, że dzieciątko jak w hamaku bezpiecznie spoczywa w naszym brzuchu.
Ciąża była dla mnie raczej aktywnym czasem. Pomimo mniejszych kłopotów, cukrzycy ciążowej czy szybkiego skrócenia szyjki. Zwłaszcza na samym końcu rozpierała mnie energia, dlatego ciężko było mi dotrzymać zaleceń ginekologa, by więcej leżeć niż biegać. Głęboko wierzę, że dzięki temu moje ciało przygotowało się na sprawny poród.
Teraz, z perspektywy czasu i wiedzy jaką posiadłam zastanawiam się czy aby nie nazbyt sprawny.
Ci z Was, którzy czytali moje wspomnienia z porodu być może pamiętają, że głęboko popękałam, byłam też nacinana. To pierwsze najprawdopodobniej wiąże się ze zbyt wczesnym parciem, podczas gdy szyjka nie była jeszcze w pełni rozwarta.
Dziś jednak będzie o tym drugim, czyli o nacięciu.
Będąc w ciąży co nieco czytałam o nacinaniu krocza. Tym rutynowym, ale także tym ze wskazania medycznego. Mimo, że w swoim planie porodu zaznaczyłam, by położna chroniła moje krocze najdłużej jak to jest możliwe, to w pełni zgodziłam się na nacięciu jeśli oczywiście zaszłaby taka potrzeba.
Moje oczekiwania, a rzeczywistość jednak okazały się być dwoma przeciwnymi biegunami.
Przed porodem wydawało mi się, że wiem sporo. Uczęszczałam do szkoły rodzenia, czytałam o prawach mi przysługujących. O ochronie krocza również. Teraz widzę, że wiedza moja była zebrana po łebkach, bo na nacięcie zgodziłam się jeszcze zanim położna to zaproponowała. Zgodziłam się w momencie kiedy po pierwszym skurczu partym dałam się położyć na łóżku porodowym i tym samym przecząc grawitacji i odwiecznym prawom natury.
Rodziłam pod górę, bo tak dokładnie mówi się o porodzie w pozycji leżącej. Poszło sprawnie. Z nacięciem. Miałam swojego zdrowego synka na piersi i już nic się dla mnie nie liczyło. Co tam nacięcie, grunt, że jest.
Teraz patrzę na to zupełnie inaczej.
Teraz wiem, że to nacięcie nie było konieczne. Mogłam pęknąć sama. Mogłam nie pęknąć wcale. Mogłam urodzić na klęcząco. Miałam do tego pełne prawo. Ale wygodniej dla położnej czy lekarza, żebym urodziła na łóżku. Nie mam do nich żalu. Wciąż twierdzę, że było to mistyczne przeżycie. Ale na przyszłość chcę być mądrzejsza. Tym bardziej, że wiem jakie skutki dla organizmu może nieść takie nacięcie.
Spustoszenie w mięśniach miednicy. To o ich sprawność walczę od blisko półtorej roku. Z bardzo dobrym skutkiem według słów mojej ginekolog. Na pytanie jednak dlaczego wciąż czuję, że nie jest tak jak być powinno słyszę jedną odpowiedź „po porodzie już nigdy nie będzie tak samo, nie będzie Pani już nastolatką”. Żaden nacięty mięsień po zszyciu nie odzyska swoich funkcji. Pojawia się blizna, która mu to uniemożliwia. Blizna, która podobnie jak i ta po cięciu cesarskim ciągnie i sprawia, że pochylamy się ku dołowi. Jak wielkim zaskoczeniem była dla mnie informacji, że nacięte krocze to w bóle krzyża, a nawet głowy występujące w przyszłości.
Rutynowo nacina się tą część kobiecego ciała tłumacząc ochroną. Przed wypadaniem narządów rodnych, przed głębszym popękaniem, przed obniżeniem napięcia i uszkodzeniem mięśni dna miednicy. Nie będę Was zarzucać statystykami, nie chodzi mi o negowanie czy zachwalanie pewnych zachowań. Chcę natomiast zwrócić uwagę na dwie kwestie: jak dobrze przygotować krocze do porodu i tym samym uniknąć rutynowego nacięcia oraz jak dbać o krocze po porodzie, jeśli już do tego nacięcia doszło.
Trochę od końca, ale zaraz zrozumiecie dlaczego..
Jak pielęgnować krocze po porodzie – po nacięciu jak i bez
Mogłabym to skwitować jednym zdaniem. Leżymy i pachniemy. Całe 6 tygodni, czyli tyle ile dokładnie trwa połóg. Łatwo napisać, jednak każda mama, która już urodziła dokładnie wie jak wygląda życie po powrocie do domu. Nie piszę tego jednak dla żartu, bo oczywista prawda jest taka, że cały okres połogu to czas szczególny dla kobiety. Nie chodzi tylko i wyłącznie o bliskość z dzieckiem, wspólne poznawanie się. To czas naszej regeneracji. Od tego jak zadbamy o siebie w tym okresie może zależeć całe nasze późniejsze życie. Jego jakość.
Wychodząc ze szpitala słyszymy: nie dźwigaj, nie podnoś na wyprostowanych nogach, oszczędzaj się. Tymczasem gdy tylko ból i obrzęk krocza mija, a my już jesteśmy w stanie usiąść półdupkiem czy nawet całymi 4 literami na kanapie zgrywamy bohaterki. I tu wbijamy sobie gwoździa do przysłowiowej trumny.
Słyszałyście z pewnością o takim wynalazku jak krąg poporodowy. Ja również, nawet posiadam coś takiego w domu. Dzień po porodzie byłam w stanie półdupkiem przykucnąć na nim i zjeść obiad jaki zaserwowano mi w szpitalu. Gdybym wtedy wiedziała, że tym siadaniem mogę sobie więcej złego niż dobrego zrobić leżałabym plackiem przez całe 3 dni.
Bo tak to właśnie powinno wyglądać. Przez okres tygodnia, a najlepiej dwóch kobieta powinna leżeć, co najwyżej półleżeć. Nie siadać, nawet półdupkiem, nawet na kręgu poporodowym. Zwłaszcza kobieta, która doświadczyła nacięcia lub popękała i została zszyta. Grawitacja w pozycji siedzącej ciągnie w dół. Cała misterna praca naszego narządu rodnego, który po 9 miesiącach naciągania próbuje powrócić do swojej pozycji (czyt. skurczyć się ponownie) idzie na marne. Zszyte krocze narażane jest na obrażenia.
To jeszcze nic. Wracamy do domu, wychodzimy na pierwszy spacer, na pierwszą wizytę do pediatry. Wkładamy dziecko w najmodniejsze ostatnio foteliki samochodowe zwane nosidełkami. Zarzucamy jego uchwyt na ramię i dzielnie zmierzamy z auta do przychodni, a więzadła naszej macicy aż krzyczą z rozpaczy.
Może trochę wyolbrzymiam, ale chcę Wam, przyszłym rodzącym uświadomić, że połóg to czas, w którym na serio leżymy i pachniemy. Jest w domu mąż przebywający na 2-tygodniowym tacierzyńskim? Bardzo dobrze, niech się zajmie wszystkimi obowiązkami. Ty zajmij się sobą.
Ja niefortunnie podniosłam garnek wystawiony na balkonie, nie ugięłam nóg jak należy. Jakoś 4 tygodnie po porodzie. Z efektami tej sytuacji borykam się do dziś.
Higiena- sprawa oczywista, prawda?
Krocze wietrzymy. Najczęściej jak jest to możliwe.
Nie wyobrażalnym dla mnie było leżenie na łóżku szpitalnym i pokazywanie dookoła swoich narządów rodnych. Obkupiona we wkłady poporodowe, majtki siatkowe pewnie korzystałam ze swojego zaopatrzenia. Intymność w sali poporodowej nie istnieje. Przychodzą goście. Do Ciebie, do współlokatorki/ współlokatorek. Zrozumiałe, że w takiej sytuacji każda z nas chce zachować godność. Jednak już w domowym zaciszu warto na łóżku rozłożyć podkład i zapomnieć o założeniu bielizny poporodowej.
Krocze myjemy pod prysznicem. Wodą i delikatnym płynem do higieny intymnej. Nie kąpiemy się.
Mi bardzo pomogło Tantum Rosa, którym polewałam obrzękniętą ranę po każdej wizycie w toalecie.
Jak przygotować się do porodu, by uniknąć nacięcia?
Celowo piszę o tym na koniec. Bo jak dawać rady skoro samemu się źle przygotowało? Wierzę jednak, że jeszcze stan błogosławiony przede mną. Tym razem chcę się przygotować jak należy. Ale wcześniej chcę się zregenerować, by zminimalizować ryzyko. Jakiekolwiek.
Przede wszystkim przez cały okres ciąży starajmy się być aktywne fizycznie. Nie chodzi oczywiście o jakieś mordercze ćwiczenia, ale odpowiednia dawka ruchu nikomu nie zaszkodzi. Zwłaszcza, gdy nie ma do tego kompletnie żadnych przeciwwskazań. Ruch to zdrowie.
Po drugie masaż krocza. Możemy wykonywać go już od połowy ciąży, a szczególnie systematycznie powinnyśmy się przyłożyć do tej czynności na około 2 miesiące przed rozwiązaniem. Nie wolno masować gdy cierpimy na jakąś infekcje. Masujemy się naturalnymi olejkami- osobiście polecam olej z migdałów, ale można też użyć z oliwy, kiełków pszenicy czy awokado. Ma być naturalny, bez różnych dodatków zapachowych.
Najwygodniej jest masaż wykonać w pozycji stojącej z jedną nogą opartą np o wannę. Olejek wylewamy na dłonie, ogrzewamy. Okrężnymi ruchami wcieramy w krocze. Gdy już zostanie „wchłonięty” opuszek palca umieszczamy w pochwie i delikatnie ugniatamy w kierunku odbytu do momentu poczucia lekkiego bólu. Przestajemy, czekamy aż minie. Masujemy regularnie, po kilku dniach dodając kolejny palec, aż dojdziemy do 4 palców co w praktyce oznacza rozciągnięcie do 2/3 wielkości główki noworodka.
I na koniec- ostatnie, ale najważniejsze. Codziennie wykonujmy ćwiczenia wzmacniające mięśnie dna miednicy. Czyli ćwiczenia Kegla. Jest to okropnie ważne. Nie tylko jeśli chodzi o uniknięcie nacięcia, ale także ze względu na powrót do formy w przyszłości oraz sprawności tych partii ciała w późniejszych latach życia (wysiłkowe nietrzymanie moczu, obniżenie ścianek pochwy-także po porodzie cc, wypadanie narządu rodnego). Ćwiczenia wykonujemy codziennie. Przed ciążą, przez cały okres ciąży i po porodzie. Robimy je zawsze, kiedy sobie o nich przypomnimy. Stojąc w kolejce w sklepie, czytając książkę czy relaksując się w wannie.
Dziewczyny przygotowujące się do porodu mogą skorzystać z balonika epino, który pozwoli im efektywnie pracować nad mięśniami. Te po porodzie również mogą zadbać o powrót do formy poprzez ćwiczenia z balonikiem.
Balonik przygotowuje do porodu i do regeneracji poporodowej. Epino pozwala na wyćwiczenie i wzmocnienie mięśni krocza tak, by uniknąć nacięcia podczas samego porodu. Wersja Delphin Plus wyposażona jest dodatkowo w manometr, dzięki któremu ćwiczenia przywrócą stan mięśni do tego sprzed porodu.
Ten model balonika posiadam w domu. O samym baloniku oraz o efektach mojej pracy z nim mam zamiar Wam napisać już za jakiś czas.
Głęboko wierzę, że systematyczne ćwiczenia pozwolą mi cieszyć się powrotem do formy sprzed porodu, a w przypadku następnej ciąży zniweluję ryzyko nacinania oraz powikłań związanych z osłabieniem tych partii mojego ciała.
Fajnie jest być mamą, to najpiękniejszy okres mojego życia. Ale jestem też kobietą. Chcę czuć się pewnie i atrakcyjnie. Również psychicznie. Nie tylko w młodym wieku, ale przez całe życie.
Dodaj komentarz
54 komentarzy do "Nacięcie krocza – jak dobrze przygotować się do porodu i uniknąć nacięcia"
Tak, te bóle jak najbardziej od cc. Na warsztatach z położną, na których byłam była właśnie o tym mowa. Blizna ciągnie w dół, co sprawia, że się przygarbia kobieta. Nawet po kilku miesiącach minimalne pochylenie w dół występuje, poza tym mięśnie już nie są takie jak przed cięciem. Stąd te bóle. W późniejszym czasie dochodzą bóle głowy bo organizm robi się niedotleniony.
o matko, az tak? mnie „rypie” w kregoslupie ale te dolegliwosci mialam ho ho przed ciaza i myslalam, ze sie nasilily od noszenia dziecka. rana juz mnie nie ciagnie, choc od casu do czasu jeszcze zaszczypnie. i mowisz ze grawitacja mnie ciagnie? jeju, toz od garbienia sie pierwsze co poleci w dol to cycki 🙁
😉
AW
Kochana, na cycki to dobrze dopasowany biustonosz i dobry krem 😉 Wzięłaś już udział w konkursie? 😛
Bardzo, bardzo to smutne. Dla personelu medycznego (mam nadzieję, że jednak nie dla całego) jesteśmy po prostu maszynkami wydającymi dziecko na świat 🙁
Tutaj , to znaczy w Niemczech nie praktykuje się w ogóle nacięć. Uważa się, że krocze lepiej i szybciej się zrośnie, kiedy wszystko odędzie się w sposób naturalny. I chyba coś w tym jest…bo nie miałam żadnego problemu… Wiele rzeczy tutaj robi się inaczej i myślę, że za kilka lat wszystko dojdzie do Pl…
Zapraszamy do nas na Candy! M. na pewno spodoba się „Pan pierdziołka” 🙂
Pozdrawiam
I prawidłowo. Wielka szkoda, że w tak wielu kwestiach w PL wciąż jesteśmy sto lat za ….
Dziękuję bardzo za zaproszenie, z chęcią wzięłabym udział, jednak posiadamy już obie książeczki Pana Pierdziołki :))
Najważniejsze, że nic złego się nie przytrafiło, na przyszłość poleżysz i popachniesz 😀
i dziękuję bardzo :*
AłA! Chyba muszę powoli zacząć pracować nad tym miejscem :/
Koniecznie. Gwarantuje, że zaprocentuje na przyszłość 🙂
Ulala.. współczuję Ci bardzo:* ja zaufalam bezgranicznie położnej. Kazała mi kleknac na fotelu i tak też rodzilan. Nie peklam, nie byłam nacinana, a gdy po porodzie dziekowalam jej za to powiedziała że dzięki pozychom wertykalnym od 5 lat nie pociela żadnej dziewczyny. Myślę że to kwestia doświadczenia i wprawy w tym co się robi.
P.S. Kurcze czyli znowu się potwierdza ze porodu nie da sie przewidzieć w najmniejszym stopniu:)
Pozycja wertykalna i cudowna położna choć wiele mogą pomóc nie zawsze wystarczą. Moja córka urodziła sie „na supermena” czyli z rączka przy głowie i niestety miałam pęknięcie krocza drugiego stopnia. Porodu na prawdę nie da się przewidzieć i bywają rzeczy, na które nie można wpłynąć.
Fakt, przewidzieć się nie da. Są różne sytuacje, w których trzeba zaufać drugiej stronie, choćby taka jak ta z pozycją na supermana 🙂 Zresztą co ja piszę, podczas porodu zaufanie położnej to podstawa. Cudownie, gdy się trafi na kogoś komu ufamy bezgranicznie. Ja nie narzekam, moja położna ogólnie była aniołem, czułam się bezpiecznie rodząc. Tylko ta końcówka, teraz już wiem, że nie była idealna. A mogła. Mam nadzieje, że następnym razem się uda 🙂
Tak. To prawda:) mam ciocie która urodziła 7(!) dzieci i powiedziała że żaden poród nie był taki jak ona sobie wyobrazala a na koniec właśnie najmłodszy Kacper urodził się również na supermana;)
Ja napisałam tylko jak wyglądał mój poród i w moim przypadku ta pozycja bardzo mi pomogła
Bingo! Dokladnie tak:* każda mama może zaplanować wszystko w każdym calu ale dzien porodu naprawdę weryfikuje wszystko:)
Dodam jeszcze że Olka nie była taka mała- 3.500 i 58cm. Aha i dwa miesiące przed porodem musiałam leżeć plackiem. No i nie cwiczylam żadnych mięśni kegla itp. Więc wydaje mi się że tu naprawde dużo zależy od natury każdej z nas:) i od położnych:)
Auć, przypomniałaś. Masz rację trzeba się oszczędzać, ja też latałam jak głupia i w ciąży i po porodzie też nie żyłam oszczędnie. I nie przygotowywałam się. Na szczęście nic się nie stało. Moja położna powiedziała, badając mnie podczas porodu, że „mój mąż ma ze mną dobrze, bo jestem wąska” 😉 Nacięcie było. Natomiast na trzy dni przed porodem zaczęło boleć mnie biodro (promieniuje na pośladek) i do dzisiaj je odczuwam. Jakiś czas boli, potem przerwa i tak w kółko. Nie wiem co to może być…
Ja byłam nacinana (nie mam z tego powodu jakiś znaczących efektów ubocznych) ale u mnie chyba nie było wyjścia. Przyjechałam za późno i nie było mowy o cesarce, znieczuleniu ani w ogóle zastanawianiu sie co dalej. . Franek ważył 4630 i miał …wielką głowę. Nie muszę pisać co mi tam zrobił. Myślę, że gdyby mnie nie nacięto byłoby jeszcze gorzej. Wielkie brawa dla prześlicznej, młodej lekarki (również mamy pokaźnych rozmiarów synka), która pozszywała mnie niemal artystycznie (a szycia trochę miała) dzięki czemu wyglądam tam teraz prawie tak samo jak przedtem :).
Kopalnio wiedzy! Czy Ty wiesz dlaczego uwielbiam tu zaglądać? Bo pomiędzy luźnymi tematami, z uroczymi zdjęciami Matiego dajesz wiele z siebie. Dajesz każdej kobiecie. Nie jesteś sucha jak portale, nudna jak poradniki. Nie powielasz, nie kopiujesz, a mimo wszystko w rzetelny i ciekawy sposób stwarzasz obraz życia każdej z nas. Każdy jeden temat, ważny temat, chłonę całą sobą. Ten również. I podaję dalej, by moje koleżanki mogły skorzystać. Proszę, nie przestawaj pisać.
Wierna czytelniczka (choć często w pozostająca w cieniu).
Lubię to! 🙂 święta racja!
Wzruszyłam się dziewczyny! Dziękuję :*
Ponoć przy drugim nacinają rzadziej, bo zwykle kobieta sama pęka w miejscu, w którym była wcześniej nacinana. Na ile jednak to prawda, nie wiem. W każdym bądź razie powodzenia 🙂
A do ćwiczeń warto się przymusić.
Ja przy trzech porodach byłam cięta i szyta. Na szczęście wszystko goiło się szybko i bezproblemowo.
Myślę, że poruszyłaś bardzo ciekawy i nurtujący wiele z nas temat.
Główne problemy to brak naszej świadomości … i warunki szpitalne. Po przeczytaniu tego tekstu- powinnam się tylko cieszyć, że wszystko ze mną ok … A : prawie całą ciążę musiałam leżeć, Florek ważył prawie 4 kg ( ja przed ciążą całe 46kg 😉 ), nie robiłam żadnych ćwiczeń, oczywiście zostałam nacięta i to baaardzo konkretnie, 2 godz. po porodzie kazano mi wstać i iść pod prysznic, karmiłam tylko na siedząco …. Połóg wspominam gorzej niż sam poród 🙁
2h po porodzie. Dla mnie to barbarzyństwo… 🙁 Ale najważniejsze, że wszystko jest dobrze, że nic złego się nie stało.
Wydaje mi sie ze nacinaja zeby wlasnie nie popękac, bo to jest gorsze w skutkach. Na sama mysl o pęknięciu dostaje dreszczy. Ja do dzis zaluje ze nie lezalam i pachnialam:-) nie doczytalam, nikt mi nie powiedział o skutkach…szwy mi sie rozeszly i generalnie rana goila mi sie dlugo. Dopiero po 3 mies. Zaczelam chodzic i siadac bez problemow. A teraz czeka mnie rekonstrukcja, op. Plastyczna:-(Ahh gdybym mogla cofnac czas…
Ja też miałam nacięte krocze, 4 h po porodzie czułam się bardzo dobrze, nic mnie nie bolało. 3 dni po porodzie zachowywałam się tak, jakbym nie rodziła – mama ciągle mnie upominała, żebym zadbała o siebie, że to czas dla mnie i dziecka, że mam odpoczywać – skończyło się rozejściem naskórka – bolało jak diabli, wtedy się opamiętałam – teraz jest dobrze. Czasem coś poczuję, jakieś ciągnięcie.
Dzisiaj o nacięciu krocza i konsekwencjach latania po porodzie rozmawiałam z koleżanką, mamy podobne myśli w takim razie 😀
My to chyba w ogóle podobne do siebie jesteśmy 🙂
Jeśli chodzi o higienę po porodzie to wyobraź sobie (choć lepiej tego nie robić), że w szpitalu w którym ja rodziłam nie ma normalnych pryszniców z ruchomą słuchawką tylko takie natryskowe jak na basenie… i głów się tu obolała kobieto jak się podmyć. To była masakra!!
Nowocześni chcieli być… 😉 Ale współczuje, bo to rzeczywiście awykonalne…
Jak dla mnie to tylko kolejny plus dla cc 😉 Chociaż nie najważniejszy oczywiście.
Sroka pisała ostatnio o żelach intymnych, i się okazuje, że niektóre należy omijać z daleka…
AW
Aniu, powiem Ci tak. Jak jeszcze byłam nastolatką, rozmawiałam o żelach z moją ówczesną ginekolog. Pamiętam jak dziś jej słowa, żeby na codzień nie stosować tego typu kosmetyków. Flora bakteryjna przyzwyczaja się do nich i niestety w przypadku koniecznym nie spełniają swojego zadania.
Nie wiem jak całość żeli ogółem, nie czytałam wpisu sroki na ten temat. Ja miałam białego jelenia z kory dębu i chyba był dobry 🙂
Za cc przemawia wyłącznue przymus ratowania dziecka… I matki.
Po cesarce też są problemy. Blizna czasami jeszcze szczypie, mimo 8 mcy od porodu. Do tej pory, i chyba już się to nie zmieni, nie mam czucia nad częścią blizny. Następna ciąża nie wcześniej niż po roku, a najlepiej po 2. No i najważniejsze, czego żałuję – brak kontaktu z dzieckiem od razu po porodzie.
AW
Dokładnie. Poza tym wymienione w poście problemy dotyczą również cięć cesarskich. To nie tylko tak, że nacinanie krocza jest be. Każde nacinanie jest be. Chociaż na ostatnich warsztatach rozmawiałam z koleżanką- jej lekarz podczas cc naciął tylko zewnętrzne partie, tym głębszym pozwolił się sam rozejść. Nie wiem na ile jest to lepsza metoda podczas cc, ale ona twierdzi, że na drugi dzień nic ją nie bolało, a teraz 2 miesiące po porodzie w ogóle blizny nie czuje?
Wspaniała historia 🙂 Oby jak najwięcej takich :))
Ja przyznam ze bylam totalnie zielona jeslu chodzi o masaz I praktycznie wcale tego nie robilam. Mialam niestety straszna ginekolog ktora w niczym mnie nie uswiadamiala. Na szczescie podczas porodu trafilam na cudowna polozna I udalo mi sie uniknac naciecia. Podobno tu w niemczech stosuje sie to tylko w ostatecznosci. Lekko peklam ale juz tego samego dnia czulam sie dobrze. Oprocz zmeczenia nic mi nie doskwieralo I to byl moj blad bo od poczatku bylam bardzo aktywna co skonczylo sie dlugimi bolami pprzy pochylaniu.mam nadzieje ze przy kolejnym malenstwie wezme sobie do serca ze trzeba lezec I pachniec:)
Koniecznie! 😀
Ważny jest też sposób nacięcia. Pierwsze dziecko miałam duże, a nacięcie na pół tyłka za przeproszeniem, położna fatalnie mnie nacięła, ciężko się goiło a przy współżyciu czułam bliznę ponad pół roku, przyjemnie nie było. Przy drugim porodzie mały miał w główce 37cm ponoć to dużo miałam małe nacięcie na dwa szwy, wydaje mi się że bym sama urodziła nacięcie choć małe to jednak problemy z gojeniem się znów były. A pan doktor założył spore te szwy i wszystko się obcierało. Mam nadzieje że teraz mnie nie natną…. Bo w połogu to właśnie najgorsze jest proces gojenia nacięcia.
Racja. Ponoć są dwie szkoły. Nacięcie w kierunku odbytu w dół goi się dużo łatwiej. Niestety, zwykle nacinają w bok.
I ja mam bliznę po nacięciu, wiadomo nie zniknie. Mimo, że dostałam maść od ginekolog, która miała pomóc w jej rozejściu się. Nie przeszkadza w niczym, no ale wiem, że jest.
Dodam jeszcze tylko, że jestem ok z moim bacięciem. Dlatego, że wiem, że u nas nie ciacha się z urzędu każdej kobiety i nie wciska się ściem na temat szkodliwych procedur. Zresztą znam siebie i w sumie nacięcia się spodziewałam, choć masowałam, co należało masować 😉