Hodowla czy wychowanie
Słyszałyście o czymś takim jak slow parenting, bądź nawet lazy parenting? W wolnym tłumaczeniu na polski to taki rodzaj luzackiego rodzicielstwa. I trochę leniwego.
Ja gdy myślę o najbliższych miesiącach czy nawet latach to widzę siebie w wyobraźni pochyloną nad dzieckiem, czytającą z nim książeczki czy wspólnie odrabiającą lekcje. Widzę nas wycinających z ciasta pierwsze wspólne ciasteczka. Widzę męża jak podnosi synka do góry, by mógł zawiesić bombkę na choince. Widzę jak uczy go jeździć na rowerze i jak uczy pływać.
Szczegóły. Tworzące całość. Prozę naszego życia. To kim jesteśmy i jaką rolę w nim pełnimy.
Slow parenting cechuje się czymś innym. Zakłada, że dziecko wszystkiego uczy się samo. Od pierwszych kroków, słów, czy też egzystencji w świecie. Rodzice zapewniają byt. Nie pokazują za to dziecku świata. Nie pomagają mu. Matka nie trzyma za rękę, gdy stawia pierwsze kroki, nie mówi, że kotek robi miau, a to czarne buzi taty to wąsy. Dziecko ma do wszystkiego dojść samo.
Mi się to kojarzy z hodowlą. W konkretnym celu. Jak świnkę, która potem idzie na kotleta. Tak, dosadne porównanie, ale nawet psa hodujemy to go uczymy. Aportować, leżeć, dawać głos.
Zastanawiam się ci z takiego małego człowieka wyrośńie, skoro nie jest w żaden sposób ukierunkowany? Wzorce czerpie sam, z zewnątrz. Sam dokonuje wyborów. Czy dzięki takiemu podejściu będzie samodzielny? Czy potrafi odróżńić co dobre, a co złe skoro nikt wcześniej mu nie wytłumaczył na czym polega różnica?
Jak myślicie?
edit: trochę pomyliłam pojęcia. Zsotawmy nazwę slow parenting, skupmy się raczej na założeniu- kiedy nie poświęcamy dziecku uwagi, nie spędzamy z nim czasu, nie uczymy, nie dajemy wzorców, twierdząc, że i tak wyrośnie na człowieka.
Dodaj komentarz
30 komentarzy do "Hodowla czy wychowanie"
Wielu Rodziców pokazuje Dzieciom świat dopóki są modelem Rodziny 2+1. Kiedy pojawia się drugie Dziecko, albo słabną ich ambicje, albo okazuje się, że wydatki są tak duże, że Mama też musi zacząć pracować i ma coraz mniej czasu dla Bąków. Wtedy Dzieciaki wychowują się same, ale wychowuje je przedszkole czy Ciocia – Niania. Te z Rodzeństwem, nieźle sobie radzą. Znam takie Dzieciaki, które rosły na moich oczach, i teraz są naprawdę dobrze ukierunkowani:) chyba jakoś intuicyjnie:)
Tak, to o czym piszesz również ma znaczenie. Ciężko mi się wypowiadać, bo my wciąż 2+1, jedna wiem, że są rodziny wielodzietne gzie mimo wszystko funkcjonuje to niejednokrotnie lepiej niż u tych mniej dzietnych. Chyba jednak jak w życiu tak i tu nie ma co generalizować 🙂
Kochana, ja sie sama uczyłam jeździć na rowerze, pływać.. Oczywiscie nie wszystko sama ale wiele..czyli da sie”:)
Rzeczywiście jednak nie do końca chodziło mi o slow parenting. Bardziej o kwestię kiedy nie poświęcamy dziecku uwagi, ni spędzamy z nim czasu, nie uczymy, nie dajemy wzorców, twierdząc, że i tak wyrośnie na człowieka.
Najważniejszą myslą, która towarzyszy mi cały czas, to ta mówiąca o tym, że wychowujemy najlepiej wtedy, gdy wcale o tym nie myślimy. Czyli – tak naprawdę w kazdej chwili, a nie, gdy uczymy odglosow zwierzat. Ja chyba trochę uprawiam ten typ rodzicielstwa – o ile mam nastroj i jestem spokojna. Bo to jest niesamowite, gdy dziecko dostanie cos do reki. Jesli nie zna przeznaczenia tego przedmiotu robi z nim rzeczy wprost niesamowite. I to jest dla mnie kwintesencja kreatywnosci. Dzieci sa tez genialnymi obserwatorami. Rzeczywiscie wspaniale ucza sie same,. Czesto patzre na igiego i widzes woje ruchy, swoje zachowania… 🙂
A czy to nie jest tak, że właśnie swoją osobą dajesz mu wzór? 🙂 A on potem naśladuje i powtarza 🙂
Tak wlasnie jest. A czasem mozna nie dawac wzoru, nie pokazywac – i wtedy dopiero wychodza rzeczy niesamowite.
Ja jestem raczej po środku…pokazywać wskazywać, uczyć….ale i dać możliwość samodzielnej nauki, popełniania błędów. Czasem ejst to bardzo trudne.
Również staram się wszystko wypośrodkować. Nie chcę być chuchającym i dmuchającym nad dzieckiem rodzicem, który biega za nim z poduszką żeby w razie upadku pupy sobie nie poobijało. Uczymy i pokazujemy synkowi różne rzeczy, ale często też dajemy mu taki czas tylko dla siebie. Bawi się wtedy sam, gada ze sobą, ogląda telewizor z każdej strony, dotyka piloty, klawiaturę, książeczki, grzebie w doniczkach i poznaje czym jest ziemia, a my tylko podglądamy go z ukrycia 🙂
Hmmmm…z tego co ja czytałam o SLOW PARENTING to chodzi zupełnie o coś innego, a mianowicie o to, żeby zwolnic tempo życia, żeby nie biegać z dzieckiem na wszelkie zajęcia, nie zostawiać dziecka przed TV, bo „mamusia nie ma teraz czasu”…rodzice, którzy wychowują w zgodzie z tą metodą mają czas właśnie na to żeby dzieciom rzeczywistość wytłumaczyć, ale nie biegają za dzieckiem w obawie, że coś sobie zrobi,ale dają wolną rękę w ekslorowaniu rzeczywistości:)
Zgadzam sie z Ania taka definicje i ja znam i tak interpretuje 🙂
To być może ja coś źle przeczytałam i przekręciłam 🙂
ale jak to samo??? Może jak maluch jest straszy i ma wpojone pewne zachowania to niech sam dalej rozwija skrzydła, ale że niby tak samodzielnie od samego początku???? Ja osobiście sobie tego nie wyobrażam, my jesteśmy rodzicami pełnymi luzu jednak we wszystkim trzeba zachować jakieś granice. Świat nie jest tylko czarno-biały:)
O widzisz Alu, Ty mnie zrozumiałaś o co konkretnie mi chodzi 🙂 Wyskoczyłam z tym slow… 😉
Aktualnie moda na slow w każdej postaci jest bardzo modna. Wydaje mi się, że to ma bardziej pozytywne znaczenie niż negatywne. Rozumiem to tak, że nie wysyłam na siłę dziecka do angielski, pianino i naukę gry na skrzypcach tylko dziecko po przez samodzielne próby i doświadczenia sam decyduje co chce robić. Tak ja to rozumiem.
edit; moda modna…boszzz, zamieńmy to na trend:D
Oj tam, szczegół 🙂
Ja całkiem inaczej rozumiem pojęcie slow parenting. To co tutaj przedstawiłaś według mnie całkowicie odbiega od założeń tej metody. Kwestioa chyba interpretacji i podejścia. Ja bardzo pozytywnie odbieram ten nurt, metodę czy jak to nazwać 🙂
hmm, nigdy o slow parenting nie czytałam, nie słyszałam, a widzę w komentarzach różne opinie. chyba więcej najpierw poczytam zanim wypowiem się na ten temat 😉
Podstawa to dać z siebie wszystko , czasami wychodzi mi to mniej , czasami bardziej. Czasami też chcemy dużo , a niestety proza życia stoi nam na przeszkodzie.
nie znałam tego pojęcia, ale po komentarzach widzę, różne jego interpretacje.z niektórymi się zgadzam, z niektórymi nie.
chyba głębiej o tym poczytam.
nie spotkałam się z takim pojęciem, więc ciężko mi się wypowiadać, ale faktycznie w komentarzach widać, że różnie jest ono interpretowane…
O losie to faktycznie jak hodowla. Ja sobie nie wyobrażam pozostawić dziecka we wszystkim samego sobie. Nie mówię o ganianiu za nim, o przeładowywaniu mu czasu zajęciami. Chodzi o wspólne i kreatywne spędzenia czasu:)
Żanetko – ja też się trochę tu pogubiłam bo zupełnie odmiennie definiuje to pojecie …- Slow Parenting, czyli w wolnym tłumaczeniu rodzicielstwo powoli, idzie w parze z Atachment Parenting, czyli rodzicielstwem bliskości. Oba te nurty wspierają dzieciństwo: beztroskie, pełne miłości, towarzyszenia i uwagi rodziców, z bogactwem kreatywności i fantazji, w ruchu i radości.
Wątek ten został poruszony w książce C.Honore „Pod presją” – swoją drogą – polecam 🙂
hahah podoba mi się określenie helikopter! :))
czyli jednak nie chodziło mi o slow parenting- bardziej o lazy, czyli o takie matki, które z lenistwa nie siądą z dzieckiem do książeczki czy nie pójdą z nim do parku zabaw (ot wolne przykłady), bo mają coś lepszego do roboty.
SP to chyba bardziej rodzaj odciętej pępowiny 🙂
Podoba mi się to co napisała lavinka, ważne aby tą samodzielność też traktować jako pewnego rodzaju rozwój – zamiast pomocy tylko nadzór. Chciałabym być taka, ale ja to z tych helikopterów.
PS. kurcze, coś mi „odpowiedz” nie działa pod chromem
jednak zadziałało 🙂
o co to to nie za bardzo egoistycznie lubię te nasze wspólne chwile żeby imię jakiejś idiotycznej idei z nich rezygnować