Rodzicielstwo bliskości

Od jakiegoś czasu- w wolnych chwilach- czytam.
Kartka za kartką.
Z każdą kartką tulę mojego synka coraz mocniej, a łzy spływają po policzku.
Żałuję, że sięgnęłam po tę pozycję dopiero teraz.
Żałuję, że nie zebrałam się i nie kupiłam jej nosząc Mateusza pod sercem.
Mimo wszystko-dziękuję, że zaufałam własnemu instynktowi.
Książka nr 1 dla wszystkich, którzy utożsamiają się z nurtem rodzicielstwa bliskości.
Jego założenia są mi coraz to bliższe.
Właściwie- teraz nie wyobrażam sobie innego modelu wychowania mojego dziecka.
Dzięki takiemu podejściu czuję bliskość z moim synem, czując się również spełniona w roli matki.
Pozwólcie, że przytoczę fragment, który mnie osobiście wzrusza.
Jest dość długi, ale jeśli znajdziecie chwilę to poświęćcie ją na jego przeczytanie.
„[…] W klinikach położniczych zachodniego świata noworodka, którego skóra tęskni za pierwotnym dotknięciem gładkiego, emanującego ciepłem żywego ciała zawija się w suchy, martwy materiał. Kładą go do łóżeczka, nie zważając na jego krzyki, umieszczają w nieruchomej pustce. Jedyne dźwięki jakie słyszy, to krzyki innych ofiar, które cierpią tę samą niewypowiedzianą mękę. Te dźwięki nic dlań nie znaczą. Dziecko krzyczy i krzyczy, płuca nieprzyzwyczajone do powietrza są napięte do granic możliwości. Nikt nie przychodzi. A ponieważ zgodnie z naturą dziecko wierzy w prawidłowy porządek życia, robi jedynie to co potrafi- krzyczy dalej. W końcu wyczerpane zasypia- mija cała wieczność.
Budzi się wśród nieprzytomnej grozy ciszy i bezruchu. Krzyczy. Od stóp do głów pełne jest palącej tęsknoty, z niecierpliwości nie do zniesienia. Z trudem łapie powietrze i krzyczy, aż pulsuje mu głowa pełna zgiełku. Krzyczy, aż do bólu piersi, aż jego krtań staje się raną. Nie może już dłużej znieść tego bólu, szlochanie stanie się słabsze i cichnie. Dziecko nasłuchuje. Otwiera i zaciska piąstki. Przekręca główkę z boku na bok. Nic nie pomaga. To nie do zniesienia. Znowu zaczyna płakać, ale dla nadwyrężonej krtani to zbyt wiele, szybko przestaje. Usztywnia zmaltretowane, zmęczone ciało- pojawia się cień ulgi. Macha rączkami i wierzga. Przestaje, znów cierpi, ale nie ma siły myśleć ani żywić nadziei. Słucha. Znowu zapada w sen.
Kiedy się budzi, moczy się w pieluchę i to zdarzenie pozwala mu na chwilę zapomnieć o męczarni. Ale przyjemne uczucie moczenia się i ciepły,wilgotny dotyk, jaki odczuwa w dolnej połowie ciała wkrótce przemija. Ciepło jest nieruchome, dotyk staje się zimny i lepki. Dziecko wierzga nóżkami. Usztywnia ciało. Szlocha. Zrozpaczone tęsknotą, w martwym, wilgotnym i nieprzyjemnym otoczeniu, wykrzykuje swoje nieszczęście, aż ucisza je samotny sen.
Nagle zostaje podniesione, pojawia się znów oczekiwanie na to, co mu się należy. Zabierają mokrą pieluchę. Ulga. Żywe ręce dotykają jego skóry. Podnoszą mu stopy i nowy, suchy jak pieprz kawałek materiału owija jego biodra. I za chwilę znów jest tak jakby nigdy nie było ani rąk ani mokrej pieluchy. Nie ma świadomej pamięci ani śladu nadziei.Dziecko znajduje się w pustce nie do zniesienia, poza czasem, w bezruchu, w ciszy, pełne niezaspokojonego pragnienia. […]”
„[…] Ktoś podchodzi i wreszcie podnosi je do góry. Dziecko ożywia się. Jak na jego gust jest co prawda niesione zbyt ostrożnie, ale przynajmniej coś się dzieje. Nareszcie jest na swoim miejscu. Zniknęła cała męczarnia jakiej doznawało, spoczywa w obejmujących je ramionach i chociaż skóra okryta ubraniem nie sygnalizuje, że doznaje ulgi, a żywe ciało nie dotyka jego ciała, to przynajmniej usta i ręce mówią, że wszystko jest w porządku. Radość życia, normalna dla kontinuum jest prawie doskonała. Jest smak i struktura piersi, ciepłe mleko płynie do głodnych ust, bije serce, które powinno być potwierdzeniem związku z życiem rozpoczętym w macicy. Jest ruch, rejestrowany przez jego niewydolny jeszcze wzrok. Dźwięk głosu jest także odpowiedni. Tylko ubranie i zapach (mama używa perfum) stwarzają wrażenie dysonansu. Niemowlę ssie, a kiedy czuje się pełne i zadowolone zasypia.
Budzi się w piekle. Żadnego wspomnienia, żadnej nadziei, żadnej myśli, która mogłaby przywołać w tej ponurej pustce pocieszające wspomnienie o spotkaniu z matką. Mijają godziny, dni i noce. Niemowlę krzyczy, męczy się i zasypia. Budzi się i moczy pieluszki. Teraz nie wiąże się z tym żadne uczucie błogości. Przyjemna ulga, zapowiadana przez jego wewnętrzne organy, ustępuje natychmiast miejsca wzmagającemu się bólowi, gdy gorący, kwaśny mocz podrażnia jego odparzone ciało. Niemowlę krzyczy. Jego zmęczone płuca muszą krzyczeć, żeby zagłuszyć ostre pieczenie.
Krzyczy, aż krzyk i ból zmęczą je, i znowu zasypia.[…]”
„[…] Dom nie różni się w zasadzie od kliniki, jeśli nie liczyć bolesnego odparzenia. Godziny, podczas których niemowlę nie śpi, upływają wśród tęsknoty, pragnienia i niekończącego się czekania na właściwy stan rzeczy, który zastąpiłby milczącą pustkę. Przez kilka minut w ciągu dnia pragnienie spełnia się, a przemożna, odczuwana na skórze jak swędzenie, potrzeba dotyku, bycia trzymanym na ręku i noszonym, zostaje zaspokojona. Jego matka jest tą osobą, która po długim namyśle zdecydowała się dopuścić je do piersi. Kocha je z nieznaną jej dotąd czułością. Z początku trudno jej odkładać niemowlę po karmieniu do łóżeczka, zwłaszcza, że płacze ono wtedy tak rozpaczliwie. Przekonana jest jednak, że musi tak postępować, bo własna matka powiedziała jej, że jeśli mu teraz ustąpi, zepsuje dziecko i będzie jej potem sprawiało kłopoty. Chce postępować prawidłowo, przez chwile czuje, że małe życie, które trzyma w ramionach , jest ważniejsze niż wszystko inne na świecie.
Wzdycha i delikatnie kładzie niemowlę do łóżeczka przystrojonego żółtymi kaczuszkami, zharmonizowanego z wystrojem całego pokoju. Ciężko się napracowała, żeby móc je wyposażyć w miękkie zasłony, dywan w kształcie wielkiej pandy, białą toaletkę, wanienkę i stół do przewijania z zasypką, oliwką, mydełkiem, szamponem i szczotką do włosów, wszystko opakowane w typowo dziecięce kolory. Na ścianie wiszą obrazki przedstawiające zwierzątka ubrane jak ludzie. W szufladach komody pełno jest małych koszulek, śpioszków, bucików, czapeczek, rękawiczek i pieluszek. Na komodzie stoi owieczka- zabawka oraz wazon pełen żywych kwiatów. Bo mama „kocha” też kwiaty.
Wygładza dziecku koszulkę i przykrywa je haftowanym prześcieradłem i kocykiem, na którym widnieją jego inicjały. Patrzy na nie z zadowoleniem. Nie zadbano niczego, żeby doskonale urządzić pokój dziecięcy, chociaż ona i jej mąż nie mogą sobie pozwolić na zakup wszystkich mebli potrzebnych w innych pokojach. Pochyla się, żeby pocałować jedwabisty policzek dziecka, a kiedy kieruje się do drzwi, pierwszy bolesny krzyk wstrząsa jego ciałem. Delikatnie zamyka drzwi. Wypowiedziała dziecku wojnę. Jej wola musi być górą. Przez drzwi dobiegają jej uszu dźwięki jakby kogoś poddawano torturom. Matka waha się, jej serce wyrywa się do dziecka, lecz ona nie ulega pokusie i odchodzi. Dopiero co je przewinęła i nakarmiła. Jest przekonana, że naprawdę nic mu nie brakuje, i powala mu się wypłakać aż do wyczerpania.
Dziecko budzi się i znowu krzyczy. Matka spogląda przez uchylone drzwi, żeby się upewnić, że jest ono na swoim miejscu; cicho, żeby nie zbudzić w nim fałszywej nadziei na to, że ktoś się nim zajmie, zamyka znowu drzwi. Spieszy do kuchni, gdzie pracuje i zostawia drzwi otwarte, żeby usłyszeć dziecko, gdyby „coś mu się stało”.
Krzyki niemowlęcia przechodzą w drżące kwilenie. Dziecko rozgląda się. Za barierkami łóżeczka jest ściana. Światło jest przytłumione. Niemowlę nie może się obrócić. Widzi tylko nieruchome pręty łóżka i ścianę. Słyszy pozbawione sensu dźwięki dobiegające z dalekiego świata. W pobliżu jest cisza. Wpatruje się w ścianę, aż oczy same się zamykają. Kiedy je znów otwiera, pręty i ściana są dokładnie takie, jak przedtem, tylko światło jest bardziej przyćmione.
Wieczność upływa, kiedy tak patrzy na pręty i ścianę , wieczność gdy wodzi wzrokiem od szczebelków do dalekiego sufitu.[…]”
Dodaj komentarz
67 komentarzy do "Rodzicielstwo bliskości"
Czytałam i również jestem zachwycona 🙂
Przeczytałam kilka razy, za każdym razem z niekrytym wzruszeniem. Mąż też czyta, wolniej, ale czyta. Również żałuję że nie przeczytałam w ciąży i dziękuję Bogu za intuicję.
Chyba nie mogłabym tego czytać… Łzy zalalyby cała książkę…
Nie czytałam… ale zaraz zamówię. Ten przytoczony fragment jest dla mnie wstrząsający… jak to dobrze, że nie posłuchałam się rad dobrych wujków i cioć, i „rozpieszczam” moje dziecko, tuląc je, nosząc, śpiąc z nim i nosząc w chuście…
Aż mi łzy po policzku popłynęły.. Wiem, że mojego Synka będę nosić, całować, przytulać i będę cały czas przy nim by czuł jak bardzo go kocham!
Z podobnym spojrzeniem spotkałam się w książce „Mury milczenia” Alice Miller… czytałam na studiach, ale niektóre fragmenty mocno wyryły się w mojej pamięci… dlatego nigdy nie zrobię tego swojemu dziecku 🙂
W takim razie koniecznie muszę przeczytać!
Poczułam niedosyt… muszę dostać te książkę!
Ale mnie zachęciłaś , koniecznie muszę ja przeczytać!
Kolejna lektura mi się szykuje… Dzięki za polecenie.
Nie ma za co. Ciesze się, że mogę coś od siebie polecić. Naprawdę żałuję, że nie skusiłam się na tą pozycję w czasie ciąży- a patrzyłam nie raz, nawet w szkole rodzenia położna wspominała…
Z cytatów wnioskuję, że książka jest napisana tak, że czytając ją, człowiek dosłownie odczuwa na własnej skórze cierpienie maleństwa…
Najważniejszy jest instynkt matki. Tak jak w ostatnim cytacie – kobieta zamyka drzwi do pokoiku dziecka, ale, słysząc jego płacz, chce wrócić. I to właśnie powinna zrobić. To jest ten instynkt, ta intuicja.
Też popieram rodzicielstwo bliskości 🙂 Miłość jest najważniejsza, a dzieci nie potrafią być wyrachowane, aby żądać czegokolwiek, co nie jest im niezbędne do pełni szczęścia…
Zgadza się, ta książka ma w sobie to coś, że odczuwasz ją całym sobą. Wcześniej wszystkie składowe rodzicielstwa bliskości, takie jak przytulanie, spanie z dzieckiem, reakcja na jego płacz wynikały z mojej intuicji. Po przeczytaniu książki cieszę się, że np nie zastosowałam się do pewnych rad, które słyszałam od znanych mi osób.
Nie czytałam, ale nigdy nie pozwoliłabym aby mój Synek płakał i ze zmęczenia tym płaczem zasnął- okropne to jest! Przytulam mojego Skarba ile mogę a na pierwszy dźwięk płaczu reaguję w mgnieniu oka, staram się jednak żeby nie było powodu do płaczu, niepokoju, itp. Staram się zapewnić maximum bezpieczeństwa i tylko pozytywnych uczuć. Pozdrawiam serdecznie
Madziu, właśnie tak zadziałał u Ciebie instynkt. I wcale nie była Ci potrzebna do tego książka. Żadnej z mam nie jest potrzebna, chodzi tylko o to by postępować wg tego co czujemy, co nam podpowiada serce i rozum, a nie bardziej „doświadczona” koleżanka 🙂
lektura zaliczona 🙂
i polecam oczywiscie !
Okropne…w życiu tak bym swego potomka nie traktowała.Mój Anioł od początku już w szpitalu był cały czas ze mną,był spokojny nie płakał i czułam że tak właśnie ma być.Jeśli dziecko płacze trzeba je wziąść na ręce-dla mnie to było normalne.Syn wychowany na rączkach i w łóżku i nie chwaląc się muszę rzecz,że jest cudownym otwartym na świat i ludzi przedszkolakiem. A biedna ta kobieta i biedny ten maluszek z książki i wszystkie inne tak traktowane:((
A książki nie chcę czytać,to mi wystarczy,już mnie serce boli.
Też nie wyobrażam sobie jak można tak postąpić. Wiem jednak, że są mamy, które w ten sposób wychowują swoje dzieci. Nie chcę potępiać, bo to nie o to chodzi. Najwidoczniej postępując tak uważają za słuszne, że tak wypada… bardzo to przykre 🙁
niedawno ją skończyłam, ale jakieś stare wydanie, bo tytuł polski był „w poszukiwaniu utraconego szczęścia, jak wychowywać, by nie krzywdzić” świetna lektura
A ja polecam jeszcze „Dziecko z bliska” i „Więź daje siłę”! W tym samym nurcie – rodzicielstwa bliskości!
Dziękuję! Wpisuję na listę, na pewno kupię i przeczytam! 🙂
W ogóle polecam książki z wydawnictwa Mamania! Kiedyś poleciła mi je koleżanka, teraz ja dzielę się swoim zafascynowaniem!
Ja i ja bym się zapłakała czytając.
Nie czytałam, ale mam nadzieję przeczytać.
Muszę jednak zwrócić uwagę na jedno twierdzenie „W klinikach położniczych zachodniego świata noworodka…” – chodzi mi o ten zachodni świat. To jest dosyć kontrowersyjne i już mi wcześniej, ktoś argumentował – używając sformułowania „świat zachodni”. Niebardzo to rozumiem, dlatego że sama formuła odbierania nowonarodzonych dzieci matkom na oddziałach położniczych, była praktykowana w większości szpitali w Polsce w czasie kiedy m.in. ja się rodziłam (początek lat 80tych). Moi rówieśnicy potwierdzają te historie. Teraz właśnie są nowe standardy, dzięki którym dziecko jest cały czas z matką.
Wiem o co Ci chodzi, potwierdzam, bo i ja rodziłam się w latach 80 i moja mama nie dostała mnie od razu po porodzie. Książka była pisana w 1975r więc autorka miała na pewno na myśli rozwój cywilizacji w stosunku do plemion, które spotkała podczas podróży do ameryki płd.
Nie wyobrażam sobie takiej znieczulicy… Słyszałam co prawda „rady”, że dziecko musi się wypłakać, bo potem nie da żyć jak się rozpieści noszeniem, ale nawet przez sekundę nie pomyślałam, żeby posłuchać.. I nikt mi nigdy nie wmówi, że popełniłam błąd tuląc i kochając moją córeczkę !
Aż łzy do oczu napływają czytając ten fragment.
Dokładnie, bo taki pogląd niestety panuje. Nas wychowywano w podobny sposób, więc tak nam się radzi..
chyba się wciągnęłam, też dziękuję w tej chwili instynktowi.
Mi też mówiono, odłóż bo „rozbestwisz” i nie dasz sobie rady, ale na początku słuchałam, ale później stwierdzałam, że ja też chcę się nim nacieszyć.
Teraz widzę, że dziecko po jakimś czasie samo odczuwa potrzebę poleżenia sobie samemu. Usamodzielnia się.
Mateusz teraz też bez problemu potrafi zająć się sam sobą. Mimo, że od początku jesteśmy ze sobą bardzo blisko. Osobiście wychodzę z założenia, że takiego dziecka nie da się rozbestwić.
Oczywiście! Lektura obowiązkowa. To była pierwsza „treść” o relacji matka-dziecko jaką przeczytałam. Bardzo mnie ukierunkowała…
nigdy nie słuchałam tego co mówia inni, eby nie brac na rece, nie tulic i pozwolic płakac..
Nikt nie lubi patrzyć się na cierpiącego człowieka, a co dopiero patrzyć na takie maleństwo..
Ja do dzis tule swoje dziewczyny jak maleństwa.
Musze kupic tę książkę 🙂
Wszędzie promuja ze dziecko ma miec swój pokój a w nim łozeczko i najlepiej niech tam leży samo i śpi. Jak mówiłam ze śpie z dziecmi że dziecko całą noc trzyma cycia w buzi to patrzyli na mnie jak na idiotkę. długo by opowiadać. Najważniejsze by słuchac swojej intuicji. Matki sa rózne. Kochajace ,chłodne wygodne ,ciepłe itp
zgadzam! się! w 100%
I ja również 🙂
Nie czytałam tej książki choć chciałam ale jakoś tak wyszło, że w ręce nie wpadła.
Po przeczytaniu tego fragmentu czuję, że jakbym ją czytała to łzy płynęłyby mi po policzkach. I czuję się troszkę jak wyrodna matka no.
Tak moje dziecko śpi samo w łóżeczku, co nie znaczy, ze jest nieprzytulane i niekochane. Gdy tylko kwili lub płacze to od razu jest przytulane i lulane. Nie spędza całego dnia w łóżeczku. Mimo to po przeczytaniu tego fragmentu czuję się jak jakaś potwora normalnie:(
Nie chce tak się czuć!!!
Przepraszam, nie takie było moje założenie, gdy umieszczałam ten fragment. Przykro mi.Tu nie chodzi o sam fakt odkładania dziecka do łóżeczka- bardziej o nasze nastawienie do bliskości jaka się tworzy pomiędzy matką a dzieckiem.
Wiesz nawet w tej książce jest fragment, w którym wypowiada się kobieta jak poczuła się po przeczytaniu tej książki- użyła podobnych słów do Twoich.
Wiem, że nie takie było Twoje założenie:) Ja nie mam do Ciebie żalu tylko po prostu tak się czuję no:)
Takie książki są na pewno piękne i wzruszające a taka postawa cudowna, ale ja np nic nie poradzę na to że zwyczajnie się boję o własne dziecko. wzięłam ja do łózka parę razy na troszkę i to nie było dla mnie przyjemne doznanie nie wiem czemu:(
Myślę, że Ala jest bardziej szczęśliwa jak się wyprzytulamy kiedy nie śpi albo pośpi u mnie czy u taty na klatce piersiowej niż jak będzie miała niewyspaną i zestresowaną mamę.
oj ja nie przeczytam to nie na moje serce….
a ja zaluje ze nie mam czasu zeby nawet informacje obejrzec:P dopiero dzis sie dowiedziala o papieżu ehh
Ja moje dziecie dostałam od razu na gołe ciało. Skóra do skóry. Jak się urodziło to nawet nie płakał. Tacy byliśmy spokojni ( wszystko było ok i naturalnie)
A książka nie dla mnie , za smutna.
Przutulamy się ile się da choć mój mały nie ma czasu za dużo bo ciągle podbija świat 🙂
Tak Asiu, to są nowe standardy w opiece okołoporodowej- moim zdaniem bardzo dobrze, że tak jest. Na ważenie, mierzenie zawsze znajdzie się chwila. Mateuszek wydał swój pierwszy krzyk, ale jak mi go dali ciało do ciała to przez 2h nawet nie zakwilił delikatnie 🙂
Od początku słuchałam swojego wewnętrznego głosu i nie dałam się zwieść tym co mówią odłóż, powinno spać w łóżeczku, nie noś… Nie odkładałam, nosiłam i teraz też noszę gdy chce, tuliłam, śpimy razem… dużo(choć z perspektywy 5 lat niewiele) mówiło się o tym na studiach, choć tej książki nie czytałam… mam na nią ochotę mimo, iż mam już duże dziecko:)
A to twoja własna książka? Może jak skończysz… pożyczysz?;)
Moja 🙂 Może jak skończę to zrobimy tę akcję z książką w świat, może będzie więcej dziewczyn chętnych na przeczytanie, to byśmy sobie ją przesyłały 🙂
Jesteś cudowną mamą i na pewno Marcysi wynagrodziłaś z nawiązką ten czas po narodzinach. Tu chodzi przecież o całokształt w byciu blisko z dzieckiem 🙂
Ps. Moje ręce też już się robią coraz dłuższeeeee 😛
Wzruszający fragment…książka warta przeczytania. Masz rację z tym, że trzeba zaufać swojej intuicji a nie słuchać „dobrych” rad….uważam, że każda matka wie co jest najlepsze dla jej dziecka. Ja jakoś przesadnie nie nosiłam Wikusi…ale nie zdarzało się żebym ją zostawiała płaczącą…przytulałam i nadal dużo przytulam…zabieram do naszego łóżka gdy się w nocy przebudzi…ale wcześnie zaczęła zasypiać sama w łóżeczku…
Proszę poczytać:
http://dzieci.pl/gid,15328044,img,15328074,kat,1024263,title,Dom-w-ktorym-mieszkaja-potwory,galeria.html
a co z radami doroty zawadzkiej :)))
Ta Pani osobiście nie jest dla mnie autorytetem, choć może i niektóre metody ma sprawdzone. Z tego co się orientuję wszelkie rady Pani Doroty kierowane są do matek dzieci troszkę starszych niż mój Mati (przynajmniej tak zaobserwowałam oglądając niektóre odcinki Super niani), więc może zmienię zdanie za rok czy dwa. Na chwilę obecną jako mama niemowlaka słucham się mojego instynktu…a czasem podpytam Was- bardziej doświadczone mamusie 🙂
nie czytałam, nie jestem za RB, ale do płaczu nie dopuszczam.
co innego histeria, próba wymuszenia, to przeczekuję, ale łez rozpaczy czy smutku nie zniosę.
serce mi się kraja, gdy widzę te łzy wielkości grochu płynące po policzku, ten grymas i wykrzywione usta… ech ;(
Bardzo się wzruszyłam czytając Twoje słowa :*
Niema czegoś takiego jak „zimny chów” albo ma się instynkt macierzyński albo nie i żadna książka tego nie zmieni tylko matka wie i czuje czego potrzebuje jej dziecko…10,20,30,40 lat temu też były dzieci bardziej płaczliwe lub te mniej wrażliwe,dzieci które potrafiły przesypiać całe dnie i noce budzić się tylko na karmienie niekoniecznie śpiąc w łóżku z rodzicami czy z matką i dzieci bardziej absorbujące czas i wyciskające łzy z matki
Takatycia ty masz porostu wyjątkowo spokojne niepłaczliwe dziecko może jest to zapisane w genach albo wychodzi na to że jesteś wyjątkowo przykładna książkową matką a inne kobiety to albo wyrodne matki albo głupie gęsi
Oj wierz mi, ale moje dziecko też potrafi płakać. I to bardzo głośno. Ale wiem, że jeśli płacze to mu jest źle lub czegoś mu potrzeba. O ile to nie jest np ból brzuszka, na który czasem niewiele można zaradzić to każda mama jest w stanie uspokoić swoją pociechę i wcale nie musi być ona ani przykładną książkową matką, ani dziecko wyjątkowo spokojne i podatne.
Zbyt wrażliwa jestem, nie na moje kruche serce…
Zależało mi bardzo żeby Mikołaj cały czas był w szpitalu ze mną a każde zabieranie Go na badanie czy szczepienie to dla mnie wielki stres szczególnie, że słyszałam jak bidulek płacze, serce mi się rozdzierało i czekałam tylko na moment w którym mi Go przyniosą.
W szpitalu dostałam skóra d oskóry. Spała w łóżeczku i ze mną, bo moja współlokatorka budziła maluchy. Teraz śpi różnie . Sama, ale jak ma ciężką noc, to ze mną. I nawet po tygodniu spania ze mną potrafi spać u siebie, nie przyzwyczaja się. Mamy być obie wyspane i szczęśliwe na następny dzień. do tego noszę, tulę, chustuję i całuję, aż mnie odpycha 😉 I to jest moja bliskość, mój sposób, moje rodzicielstwo. Choć czasem obiecuję, że nie będzie usypiania na rękach, to… ulegam. A metoda 3-5-7 ? To dopiero masakra..br.. aż mnie ciarki przechodzą na samą myśl…
I tak ma być 🙂 Metoda 3-5-7 okropna, głównie dlatego, że za każdym razem rozbudza w dziecku nadzieję 🙁
Właśnie słucham :
…Więc proszę Cię blisko bądż
Kochaj mnie,trwaj przy mnie bo
Wokół wzburzone morze
Tylko Twoja dłoń..stały ląd …
:)))
Nie powinnam była czytać tego dzisiaj. Mam burzę hormonów i teraz płaczę.
Sprawię sobie tę książkę.